Rozdział 11

871 53 54
                                    

Czekała na przystanku autobusowym, z niecierpliwością tupała nogą i rozglądała się na wszystkie strony. Trudno wytłumaczyć, co czuła w danej chwili. Podekscytowanie? Stres? Tlącą się wewnątrz niej iskierkę nadziei? Jednego była pewna. Dostała kolejną szansę na to, żeby odnaleźć Jake'a.

W pewnej chwili na wysepkę zajechał niewielki samochód, który zatrzymał się tuż obok niej. Dostrzegła Lilly na miejscu kierowcy. Świetnie, czyli to Hannah stanie się jej głównym kompanem w rozmowach. Otworzyła tylne drzwi i jak najprędzej weszła do środka, żeby nie tamować ruchu ulicznego.

-Cześć, dziewczyny.-przywitała się grzecznie, zapinając pas-Dziękuję, że dałyście mi znać.-była szczerze zadowolona, że o niej nie zapomniały.

-Myślę, że jesteś jedną z niewielu, jeśli nie jedyną osobą, z którą on zechce porozmawiać.-Lilly powiedziała coś, co na nowo rozpaliło płomień w jej sercu.

-Uważacie, że on tam jest?-Judy w ogóle się na to nie nastawiała.

-Gdzie będzie mu lepiej niż u własnej matki?-Hannah odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-Wątpię w to. Jeżeli nadal musi się ukrywać, to na pewno go tam nie znajdziemy. On jest bardzo ostrożny.-dziewczyna była przekonana, że nie naraziłby swoich bliskich na niebezpieczeństwo.

-Może i masz rację. W każdym razie miejmy nadzieję, że dowiemy się czegokolwiek.-Hannah była dla niej wyjątkowo miła.

-Jak długo będziemy jechać?-zdała sobie sprawę, że kompletnie nie wie dokąd zmierzają.

-Mamy przed sobą jakieś 2-2,5 godziny drogi.-rzuciła Lilly, zerkając na nawigację.

-Jak udało Wam się wydobyć tą informację z Waszego ojca?-tego była najbardziej ciekawa.

-Stał się nadopiekuńczy od czasu tego porwania. Początkowo byłyśmy na niego wściekłe za tą całą sytuację. Wreszcie zaczął coś podejrzewać, aż w końcu przyznał się do tego, że ma syna. Postanowiłyśmy to wykorzystać i zmusiłyśmy go, żeby podał nam ten adres.-blondynka pobieżnie wyjaśniła jej całe zajście.

-Jake się do Was odzywał?-zapytała, mając nadzieję, że dał jakikolwiek znak.

-Niestety.-Hannah pokręciła głową i spojrzała w lusterko-Maskotka?-zmarszczyła brwi, kiedy dostrzegła pluszaka leżącego obok dziewczyny.

-Byłam właśnie na paradzie.-tłumaczyła, przysuwając miśka bliżej siebie.

-Kupiłaś go sobie, czy...?-Lilly jak zwykle była dociekliwa.

-Dostałam od znajomego z pracy. Wygrał go w jakiejś grze.-powiedziała, mocno podkreślając, że to tylko kolega.

-No ja myślę, że to tylko znajomy!-Hannah parsknęła śmiechem, widząc zakłopotanie na twarzy Judy-Posłuchaj, przepraszam, że byłam dla Ciebie taka okropna.-w jednej sekundzie całkiem spoważniała.

-Nie ma sensu tego roztrząsać.-wzruszyła ramionami.

-Chcę to wyjaśnić.-westchnęła głośno, zbierając myśli-Kiedy dowiedziałam się, że jest moim bratem, to był szok, trudno mi wyrazić to, co wtedy czułam. Wstyd się przyznać, ale on był moją pierwszą miłością. Zawsze miałam go gdzieś z tyłu głowy. Nawet będąc z Thomasem, czasem bywały takie dni, że myślałam tylko o Jake'u. Byłam przekonana, że szukał mnie dlatego, że żywił do mnie takie same uczucia. Poczułam zagrożenie z Twojej strony, musiałam się bronić, rozumiesz mnie?-co jakiś czas spoglądała w lusterko na odbicie brunetki.

-Rozumiem. To musiało być dla Ciebie ciężkie.-mimo wszystko jej współczuła.

-Paradoksalnie największym wsparciem dla mnie okazał się być Thomas.-uśmiechnęła się lekko- Zrozumiałam, że to właśnie on jest miłością mojego życia. Nie wiem jak mogłam być taka ślepa.-skarciła sama siebie.

Duskwood: Afterstory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz