Rozdział 15

881 51 68
                                    

Stali przez dłuższą chwilę w nieznośnym milczeniu. Judy starała się przetworzyć to, co się właśnie wydarzyło. Po prawie trzech latach znalazł się ktoś, kto niemal złamał jej gardę. A może za słabo się broniła? Jednego była pewna, Eric nie zasługiwał na to, żeby traktować go jak nagrodę pocieszenia.

-Mieszasz mi w głowie.-odważyła się wreszcie odezwać.

-Zależy mi na Tobie, Judy.-wyznał i próbował się do niej zbliżyć, ale ona wykonała stanowczy krok do tyłu.

-Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. To dla mnie za dużo.-powiedziała cicho.

-Dlaczego nie chcesz dać sobie szansy na szczęście?-zapytał.

-Dopóki nie dowiem się tego, co się z nim dzieje, to nie będę potrafiła iść do przodu. Wybacz.-wycofała się w stronę drzwi.

-Poczekam. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz.-oznajmił, patrząc jak wchodzi do klatki schodowej.

Kiedy tylko drzwi się za nią zatrzasnęły, oparła się plecami o ścianę i głośno westchnęła. Nie chciała, żeby na nią czekał. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, ile wyrzeczeń kosztuje trwanie w zawieszeniu. Jak mogłaby rzucić takie brzemię na barki Erica? Musiałaby nie mieć serca. To była najgorsza rzecz, jaką mógł jej obiecać.

Czekanie było dobijające. Każdego dnia wystawiało na próbę jej cierpliwość. Było pełne cichego krzyku, bólu i rozczarowań. Pożerało całą jej energię, gniotąc w swoich oślizgłych łapskach resztki nadziei, która utrzymywała ją przy życiu. Ale dała słowo. Słowo, którym przypieczętowała swój los.

Miałaby się stać prawdziwą famme fatale? Czym on sobie na to zasłużył? Nie było w nim ani cienia zła, przynajmniej ona tego nie dostrzegała.

-Judy, weź się w garść!-szepnęła i wreszcie zdecydowała się udać do mieszkania.

Pierwszą rzeczą jaką zrobiła, było wzięcie orzeźwiającego prysznica. Musiała zmyć z siebie wszelkie ślady poprzedniego dnia i oczyścić zarówno ciało, jak i umysł. Jej ulga nie trwała jednak długo.

Po jednej stronie łóżka leżała bluza hakera, a po drugiej maskotka, którą dostała od Erica. Zajęła należne jej miejsce. Najzabawniejsze było to, że naprawdę znajdowała się pośrodku. Po swojej prawicy miała milczącego, nieco mrocznego, enigmatycznego hakera, a po swojej lewicy troskliwego, zabawnego i zniewalająco przystojnego, niczym dwudziestoparoletni Marlon Brando, kolegę z pracy.

To jak zestawić dzień i noc, światło i mrok, biel i czerń. Ona musiała tylko zdecydować, która z tych stron będzie właściwa. Gdyby tylko to było takie proste.

Usnęła dzierżąc w jednym ręku kaptur miękkiej, ciemnej bluzy i trzymając pod pachą pluszowego misia.

Gdy się obudziła, nadal zaciskała dłoń na bluzie, przyciskając ją do swojego serca. Zabawka leżała na skraju łóżka. Przy samej krawędzi. Gotowa w każdej chwili spaść na podłogę. Powinna potraktować to jako znak? A może to czysty przypadek? Nie mogła się nad tym dłużej rozwodzić. Czekał ją kolejny pracowity tydzień. Cieszyło ją to, mogła czymś zająć swoją głowę. Tylko czy obecność Erica nie będzie jej rozpraszać?

-Dość!-skarciła sama siebie i przygotowała się do wyjścia.

Przekroczyła próg fundacji, przylepiając do swojej twarzy jeden z całej gamy uśmiechów.

-Panienka Judy! Jak minął weekend?-usłyszała energiczny głos podstarzałego ochroniarza.

-Jeff!-szczerze ucieszyła się na jego widok-Powiedzmy, że to był istny rollercoaster.-zażartowała.

Duskwood: Afterstory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz