Rozdział 76

392 30 15
                                    

Zaparkował wreszcie samochód po kilkugodzinnej, całkiem męczącej trasie. Rzucił okiem na niewielki, schludnie wyglądający dom i wypuścił głośno powietrze, uderzając lekko o zagłówek. Skupił swój wzrok na oknie, znajdującym się na parterze, w którym po chwili firanka poruszyła się tak delikatnie, jakby została muśnięta chłodnym, jesiennym wiatrem.

Uśmiechnął się pod nosem. Przecież nic nie mogło ujść jej uwadze. Odpiął pas i ostrożnie chwycił za bukiet kwiatów, który kupił po drodze. Zatrzymał się przed wejściem i zawiesił dłoń nad klamką. Finalnie zdecydował się nie otwierać drzwi, chcąc tym samym pokazać jakieś resztki kultury.

Nacisnął na dzwonek i pozostało mu już tylko czekać. Minęła minuta, a on nadal tkwił w progu. Wiedział, że jest w środku i błyskawicznie domyślił się, że chce go w ten sposób ukarać. Zadzwonił po raz kolejny. Tym razem w odpowiedzi usłyszał charakterystyczny odgłos otwieranego zamka. Nawet na niego nie spojrzała. Otworzyła drzwi na oścież i zniknęła gdzieś w głębi domu. Bez słowa ruszył za nią, a do jego nozdrzy natychmiast dostał się zapach potrawy, wypełniający całe pomieszczenie.

-To dla ciebie.-Zaczął, podając jej kwiaty.

-Wstaw je do wazonu.-Nawet nie wyciągnęła dłoni w kierunku bukietu.-Tylko nie żałuj wody. Słoneczniki ją lubią.-Odwróciła się tyłem do niego, żeby nie zauważył niewielkiego uśmiechu na jej twarzy.

-Wiem.-Skinął głową i umieścił rośliny w wysokim, solidnym naczyniu.-Możemy porozmawiać?

-Siadaj do stołu. Za chwilę będzie obiad.-Podała mu sztućce i wskazała na krzesło.

Zajął miejsce, oparł łokcie o stół, splótł ze sobą palce u dłoni i przystawił do nich swój podbródek. Nie potrafił skupić się na jednym punkcie. Jego wzrok krążył po całym salonie. Z niecierpliwością czekał aż wreszcie do niego dołączy. Sam nie był pewien, czy bardziej chce mieć już tę rozmowę za sobą, czy móc nareszcie skosztować tego, co ugotowała.

-Smacznego.-Położyła przed nim talerz i sama usiadła naprzeciwko.

Zatopił widelec w miękkiej pieczeni i delikatnie odkroił niewielki kawałek, który natychmiastowo wsunął do ust. Eksplozja smaków przyjemnie łechtała jego kubki smakowe. Mimowolnie przymknął powieki, delektując się każdym kęsem. Nikt nie gotował lepiej od niej. Eric mógł się schować z tymi swoimi śmiesznymi potrawami.

-Wyśmienite jak zawsze, mamo.-Posłał kobiecie niewymuszony komplement.

-Nie podlizuj się.-Sięgnęła po szklankę z wodą.-Wiadomo już coś w sprawie Hannah?-Zwilżyła usta i znów skupiła się na obiedzie.

-Nic mi na ten temat niewiadomo.-Przez moment było słychać jedynie dźwięk sztućców obijających się o talerze.

-A co u Elizabeth?-Nadal nie patrzyła w jego stronę.

-U kogo?-Zmarszczył brwi.

-U tej drugiej.-Wytarła usta w serwetkę.

-Masz na myśli Lilly?-Nikt inny nie przychodził mu na myśl.

-Najwidoczniej.-Odsunęła talerz i przylgnęła plecami do oparcia.

-W zasadzie to nie mam pojęcia. Nie kontaktowaliśmy się od jakiegoś czasu-przyznał.

-Ach, tak?-Opróżniła szklankę, wstała, uprzątnęła ze stołu i zaniosła naczynia do zlewu.-Więc gdzie byłeś?-Odkręciła wodę i wylała nieco płynu na gąbkę.

-Załatwiałem swoje sprawy.-Nie zamierzał jej się szczegółowo tłumaczyć, ale nie chciał też zabrzmieć jak kompletny gbur.

-Znalazłeś ją, prawda? Znalazłeś tę dziewczynę. Jak jej było? Judy?-Zacisnęła w ręku ścierkę, ale jedyne co dostała to nieznośne milczenie.-Odpowiedz!-Podniosła głos i rzuciła ścierkę gdzieś na zlew.

Duskwood: Afterstory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz