Rozdział 85

294 30 28
                                    

Przewrócił się na drugi bok, w nadziei, że wyczuje pod palcami jej subtelną, delikatną skórę. Jego ręka bezwiednie opadła na miękki, hotelowy materac. Rozchylił jedną powiekę. Pusto. Otworzył drugą i przeskanował wzrokiem cały pokój, a gdy okazało się, że nie ma jej tuż obok, wytężył słuch spodziewając się, że zaszyła się w łazience. Dopiero po kilku minutach dotarło do niego, że został całkiem sam.

Czyżby role się odwróciły? Zabawiła się z nim i ulotniła zanim wstał? Do tej pory to Jake był tym "złym" jeśli chodzi o relacje damsko-męskie. Zaspokajał swoje potrzeby, jak większość młodych mężczyzn w podobnym wieku co on, nie poddając się tym samym jakimś głębszym zażyłościom. Jednak coś takiego zdarzyło mu się po raz pierwszy. Kobiety, z którymi się spotykał, rzadko wymykały się przed śniadaniem. Większość z nich musiał sugestywnie wypraszać, stąd też przyjął taktykę "wychodzenia bez pożegnania".

A teraz sam siedział tu jak kołek, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Parsknął śmiechem. Zrobiła go na szaro. I to kto? Ta cicha i zamknięta w sobie dziewczyna, którą bał się tknąć nawet palcem w obawie, że rozsypie się jak domek z kart.

-Moja własna femme fatale.-Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie Judy jako klucz do własnej zguby.

Usiadł na skraju łóżka, sięgając jedną ręką po telefon. Miał nadzieję zobaczyć jakąkolwiek wiadomość od brunetki, jednak tak się nie stało. Zastanawiał się przez chwilę, czy być może nie powinien do niej zadzwonić. Wybrał numer, ale po chwili się wycofał. Przecież obiecał, że nie będzie jej osaczał. Mógł co prawda w każdej chwili sprawdzić jej lokalizację, ale nie po to z tym walczył. Nie po to odbywał rozmowy z...nim, aby teraz zaprzepaścić to przez jedną, głupią decyzję.

Opadł bezradnie na łóżko, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Utkwił wzrok w suficie, skrzyżował dłonie na poziomie swojego brzucha i czekał na jakikolwiek znak, stukając nerwowo palcami. Po upływie dłuższej chwili, gwałtownie podniósł się do siadu. Nie będzie przecież siedział tak bezczynnie. Poszuka chociaż jakiegoś dobrego mechanika w okolicy, skoro już i tak zboczyli z obranej trasy. W tym momencie usłyszał odgłos przekręcanego zamka. Skierował się przodem do drzwi.

-A więc wróciłaś.-Rzucił beznamiętnie, obcinając ją wzrokiem.

-To źle?-Zapytała zdziwiona, odkładając dwie kawy i reklamówkę na szafkę nocną.

-Wręcz przeciwnie.-Zrzucił z siebie kołdrę, którą był okryty od pasa w dół, wstał, przeciągnął się i ruszył w jej kierunku.

-Cholera, Jake, załóż chociaż spodnie.-Nie spodziewała się, że nadal będzie paradował całkiem nago.

-Wczoraj ci to nie przeszkadzało.-Uśmiechnął się, ale po chwili sięgnął ręką po spodnie i pospiesznie wsunął je na swoje nogi.

-Co ci się stało?-Podeszła bliżej i delikatnie musnęła wierzchem dłoni jego plecy.

-Nie wiesz?-Błyskawicznie chwycił ją za nadgarstek i przysunął do swojej twarzy.-Mówiłem, że tylko ty jesteś w stanie mnie skrzywdzić.-Po chwili jego miękkie, ciepłe usta całowały jej palce.-Tym.-Przesunął wierzchem kciuka po jej paznokciach.

-Ale że aż tak?-Po raz kolejny przyjrzała się szramom na jego plecach i nie mogła uwierzyć, że jest ich bezpośrednią przyczyną.

-Gdybyś tylko mnie nie obudziła. Dwukrotnie-zaczął, ale szybko to przerwała, wciskając mu kubek kawy do ręki.

-Nie wracajmy do tego.-Na samą myśl o tym zezwierzęceniu mającym miejsce zeszłej nocy, dostawała wypieków na twarzy.

-Co chcesz przez to powiedzieć?-W momencie spoważniał, stając się tym samym, chłodnym hakerem, którego pokazywał jej do tej pory.

Duskwood: Afterstory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz