Rozdział 60

450 34 28
                                    

Była jak sparaliżowana, nie mając nawet sił na oswobodzenie się z jego objęć. Zdanie, które wypowiedział przed sekundą, odbijało się echem w jej głowie. Bała się konfrontacji z Jake'm. Nie była gotowa na to, żeby spojrzeć mu w oczy i wyznać prawdę, którą ukrywała. Nie powinien był móc ich znaleźć. Przecież wszystko zostało dokładnie przemyślane. Nie był żadnym cudotwórcą, nie mógł tak po prostu ich namierzyć. A co jeśli popełnili jakiś błąd? Co jeśli się czymś zdradzili? Czy to miało teraz jakieś znaczenie? Deptał im po piętach i chociaż w jakimś stopniu chciała pozbyć się tego ciężaru i wyjaśnić mu całą sytuację, nie mogła tego zrobić. Po prostu nie mogła.

-Chodźmy.-Eric po raz kolejny chwycił ją za rękę i zaprowadził do swojego samochodu.-Musimy wyjechać na kilka dni.-Oznajmił, odpalając silnik.

Dziewczyna była zbyt oszołomiona, żeby zadać jakieś sensowne pytanie, ale pojawiła się jedna kwestia, która od razu przykuła jej uwagę.

-Gdzie jest pies?-Odwróciła się gwałtownie i rozejrzała po tylnym siedzeniu.

Być może w tej sytuacji troska o zwierzę była ostatnim, czym powinna się przejmować, ale taka była jej natura. Zawsze stawiała dobro zwierząt na pierwszym miejscu. Wychodziła z założenia, że jej obowiązkiem jako człowieka jest dbanie o istoty słabsze.

-W domu. Nie chciałem zostawiać jej samej w samochodzie. I tak musimy tam podjechać.-Starał się ją uspokoić, chociaż sam był kłębkiem nerwów.

-Jakim cudem nas znalazł?-To pytanie samo nasunęło się na jej usta.

-Nie wiem, Judy.-Wziął głęboki oddech.-Jak tylko dowiedziałem się, że prawdopodobnie jest w drodze, od razu przyjechałem po Ciebie.-Tłumaczył, zatrzymując się równocześnie przed domem.-Poczekaj tutaj.-Powiedział to takim tonem, jakby od tego czy zostanie w samochodzie zależało całe jej życie.

Powiodła za nim wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami. Uderzyła kilkukrotnie głową o zagłówek. Już zaczęła się zakorzeniać w tym miejscu. Przyzwyczajać do uprzejmości tutejszych mieszkańców i świeżego, morskiego powietrza. Teraz musiała opuścić to urokliwe miasteczko, Bóg jeden wie na jak długo.

Spojrzała na swoje odbicie w niewielkim, prostokątnym lusterku. Blada i pozbawiona blasku cera zaczęła nabierać kolorów. Delikatne rumieńce zdobiące policzki, dodawały jej uroku i świeżego, dziewczęcego wyglądu. Jej błyszczące, szmaragdowe oczy, w świetle nadmorskiego, letniego słońca stawały się jaśniejsze niż wiosenna trawa. Wyglądała na odświeżoną, zadbaną, zdrową. Nie chciała zaprzepaścić swojej ciężkiej pracy przez obawy, które powoli zawładnęły jej umysłem. Zamknęła oczy i wykonała serię głębokich oddechów, starając się opanować szalejące nerwy. Wiedziała, że tylko spokój może ją uratować.

Usłyszała charakterystyczny dźwięk. Domyśliła się, że Eric właśnie umieścił torby w bagażniku. Otworzył tylne drzwi i wpuścił psa do środka, który natychmiast przeskoczył na przednie siedzenia, wprost na kolana brunetki.

-Renee, chodź, muszę cię przypiąć.-Powiedział ostrym tonem, co sprawiło, że zwierzę momentalnie się skuliło.

-Będę ją trzymać.-Oznajmiła, zatapiając dłoń w miękkiej, aksamitnej sierści.

-Jak uważasz.-Westchnął i usiadł za kierownicą.

Pochylił się do przodu i sięgnął dłonią do swoich spodni. Kątem oka zauważyła, że w jego ręce coś błyszczy. Odwróciła się i dostrzegła jak sprawnym ruchem wyjmuje magazynek, upewniając się, że są w nim naboje. Umieścił broń w schowku, znajdującym się tuż przed nią, a ona mimowolnie wbiła się w fotel, nie chcąc nawet poczuć tego charakterystycznego, metalicznego zapachu, nie wspominając już o dotykaniu tego paskudztwa.

Duskwood: Afterstory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz