Rozdział 100

255 17 55
                                    

Tamtej nocy poległa. Korzystając z okazji, że była sama w domu, zatopiła smutki w alkoholu. Nie przejmowała się tym, że bierze leki i nawet najmniejsza ilość procentów może doprowadzić do poważnych powikłań. To nie było żadnym wytłumaczeniem, ale potrzebowała wprowadzić się w stan nieważkości. Nie chciała już dłużej myśleć o podjętej decyzji i tym całym szambie, które się na nią wylało. Już pierwszy kieliszek wina spowodował szumy w jej głowie. Po drugim poczuła się dobrze, a trzeci pozwolił jej wreszcie zasnąć.

Ocknęła się, usłyszawszy, że ktoś krząta się za ścianą. Nie obawiała się. Doskonale rozpoznawała jego zmęczone kroki. Praca, której się podjął, była wykańczająca, ale narzekał tylko w ekstremalnych sytuacjach. Po kilku minutach kroki ustały, a ona siedziała na łóżku, zastanawiając się, czy nie powinna do niego wyjrzeć. Postanowiła, że nie będzie go niepokoić, ułożyła się wygodnie i wlepiła wzrok w sufit, a uporczywe myśli znów zaczęły nawracać.

Cały dom ogarnęła absolutna cisza, aż wreszcie alkohol, który jeszcze krążył w jej krwi, nakazał jej wstać. Zrobiła to i powoli wyłoniła się ze swojego pokoju. Renee, która zwykła reagować na jej obecność, podniosła tylko łebek z posłania i lekko zamachała ogonem. Sama nie wie, dlaczego to zrobiła, ale po chwili uchyliła drzwi od jego sypialni.

-Ericu, śpisz?-Szepnęła, stojąc w samym progu.

Blade światło dobiegające z korytarza padało prosto na jego posturę. Leżał w głębi łóżka, tuż przy ścianie, a wyraźnie zarysowane mięśnie pleców poruszały się z każdym miarowym oddechem. Wpatrywała się w niego jak urzeczona. Eric, nawet w trybie pełnej świadomości, wydawał jej się być nieszkodliwy i kompletnie niegroźny. Jednak teraz, gdy spał był całkowicie bezbronny i odkryty. Nie tylko w sensie fizycznym. Nie miałby szans na jakąkolwiek reakcję, gdyby ktoś chciał go skrzywdzić lub zaskoczyć.

Podeszła bliżej i usiadła na materacu, który lekko ugiął się pod jej ciężarem.
Nie dbała o to, że mógłby się obudzić, zastając ją tuż obok, ubraną w satynową piżamę, która ledwo zasłaniała jej kobiece wdzięki. Chciała tylko czuć czyjąś obecność. Nie musiał niczego mówić. Wystarczyło jej tylko to, że jest obok.

Zamarła, gdy przekręcił się na plecy. Wtedy dotarło do niej, co właśnie wyczynia. To było niemoralne, niestosowne i...przerażające. Wzdrygnęła się, gdy chwycił jej dłoń. Skierowała wzrok na jego twarz. Pomimo mroku, wyraźnie widziała dwie czekoladowe tęczówki patrzące prosto na nią.

-Nie możesz zasnąć?-Zapytał zupełnie tak jakby jej obecność w ogóle go nie dziwiła.

-Mogę. To znaczy nie. To znaczy-zmieszała się-przepraszam, że tu weszłam.-Przyznała ze wstydem.

-Nie przepraszaj. Nie zrobiłaś nic złego.-Przeciągnął się, podsuwając rękę pod swoją szyję.-Coś cię gryzie?-Spojrzał na nią przenikliwie.

-I wszystko i nic.-Wzruszyła ramionami.-Prawdę mówiąc to nie mam pojęcia co ze sobą zrobić-przyznała.

-Terapia nie pomaga?-Wydawało mu się, że Judy czuje się o wiele lepiej.

-Pomaga, ale wszystko nawraca kiedy zostaję sama.-Powiedziała cicho, opuszczając głowę.

-Nie jesteś sama. Jestem tutaj i chętnie cię wysłucham jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości lub problemy.-Już od dawna oferował jej swoją pomoc.

-Ericu, dlaczego tu ze mną jesteś?-Zapytała, nawet na niego nie patrząc.

-Ale przecież to ty przyszłaś.-Zaśmiał się cicho.

-Nie o to pytam. Dlaczego zgodziłeś się na to wszystko? Przyjazd tutaj, zmianę nazwiska i pracę, której nie cierpisz.-Przecież tak na dobrą sprawę mógł się w każdej chwili wycofać.

Duskwood: Afterstory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz