Rozdział 101

250 17 54
                                    

Siedziała na fotelu z książką w ręku, ale nagle jej wzrok powędrował ponad kartki. Brunet kręcił się w tę i z powrotem, zupełnie tak jakby nie umiał usiedzieć w miejscu. To ją rozpraszało i sprawiało, że nie potrafiła skupić się na lekturze. Zamknęła powieść i odłożyła ją na stolik obok.

-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?-Zapytała, zwracając na siebie jego uwagę.

-Wyznaczyli termin rozprawy Hannah.-Wyznał, przystając na chwilę.

-Na kiedy?-Wyprostowała się w fotelu.

-Na za dwie godziny.-Wypalił, wprawiając ją w sporą konsternację.

-Zaraz, zaraz.-Otrzepała się.-Jak to na za dwie godziny? O czym ty mówisz, Jake?

-Nie poinformowała mnie.-Zacisnął pięści i wsunął je do kieszeni w swojej bluzie.

-Jakoś w ogóle mnie to nie dziwi-westchnęła.-Ale dlaczego nie wezwano nas na świadków?-To wydało jej się bardzo podejrzane.

-Wyobraź sobie, że wywalczyli tajny proces-odparł.-Na sali rozpraw może być obecna tylko Hannah i jej prawnik.

-Niech zgadnę-otaksowała go wzrokiem.-Chcesz tam jechać, prawda?

-Chcę-skinął głową-ale nie dlatego, że się o nią martwię. Chcę jako pierwszy usłyszeć o wyroku.

-A co ci to niby da?-Zmarszczyła brwi.

-Spokój ducha.-Skrzyżował ręce.-Kurwa, nie wiem.-Przesunął dłonią po swojej twarzy.-Nie powinienem się cieszyć z tego, że Hannah poniesie karę.-Oparł się o ścianę i powoli osunął na podłogę.

Podniosła się i podeszła do niego. Nie sądziła, że będzie w stanie się przed nią uzewnętrznić. Rozumiała jego wątpliwości. Jake znalazł się w patowej sytuacji. Z jednej strony Hannah zasługiwała na to, aby zapłacić za swoje grzechy, ale z drugiej nadal pozostawała jego siostrą. Chyba nikt nie chciałby znaleźć się w takim położeniu i toczyć wewnętrznej walki pomiędzy poczuciem słuszności danego przedsięwzięcia a lojalnością wobec najbliższych. Przykucnęła i niepewnie objęła jego dłonie.

-Jake.-Zaczęła łagodnie, cierpliwie czekając aż skupi na niej swój wzrok.-Myślę, że ten mętlik, który w tej chwili masz w głowie jest całkiem normalny. Uważałeś Hannah za słodką i niewinną dziewczynę, więc nic dziwnego, że poczułeś się rozczarowany, gdy to wszystko wyszło na jaw. Masz prawo być zły i masz prawo odczuwać satysfakcję na samą myśl o tym, że dosięgnie ją sprawiedliwość.

-Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć, czy dlatego, że sama nienawidzisz mojej siostry?-Spojrzał prosto na nią, tym chłodnym, przeszywającym wzrokiem, jakby próbował wyczytać w jakim stopniu mówi prawdę.

-To nie jest nienawiść, Jake.-Uśmiechnęła się lekko.-Hannah nawarzyła piwa, które teraz będzie zmuszona wypić.

-Więc dlaczego tylko ona ma odpowiedzieć za swoje błędy?-Zadał pytanie, które wzbudziło w Judy niemałe podejrzenia.

-Amy nie żyje, więc jak niby mogą wytoczyć jej proces?-Myślała, że Jake jest bardziej rozważny w swoich osądach.

-Nie mówię o Amy.-Mleko już i tak się rozlało.

-A niby o kim?-Zmarszczyła brwi, ściskając mocniej jego dłonie.

-Hannah twierdzi, że był z nimi jeszcze ktoś-zwiesił głos.-Richy-dodał po chwili.

-Richy?-Wytrzeszczyła oczy, mając nadzieję, że się przesłyszała, ale on jedynie skinął głową w odpowiedzi.

Puściła jego ręce i usiadła na podłodze. Przez chwilę patrzyła na niego jak otępiała. Haker był przekonany, że za chwilę się rozpłacze, tupnie nogą, dostanie ataku histerii lub czegoś podobnego. Natychmiast pożałował tego, że doprowadził do tego wyznania. Stało się jednak coś kompletnie odwrotnego. Jej twarz pojaśniała, usta ułożyły w szeroki i promienny uśmiech, a z jej gardła wydobył donośny śmiech.

Duskwood: Afterstory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz