Rozdział 81

304 22 16
                                    

Wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi. Nie mogła odejść stąd, dopóki nie wyjawi Mary prawdy, a przynajmniej jej części. Być może dla terapeutki była to tylko czysto zawodowa relacja, ale Judy czuła, że jest jej winna wyjaśnienia. Nie chciała zostawiać niesmaku po swojej obecności. Mary okazała się być dla niej niesamowitym wsparciem. Nie tylko pomogła  posegregować metaforyczne teczki w jej umyśle, ale przede wszystkim pokazała jak zajrzeć w głąb swojej podświadomości i odkryć się na nowo.

Spróbowała po raz kolejny i po dłuższej chwili zorientowała się, że prawdopodobnie nikogo nie ma w domu. Jej wizytom towarzyszyło zazwyczaj radosne podszczekiwanie psa, dobiegające tuż zza drzwi, którego tym razem nie słyszała. To dało jej absolutną pewność, że nie zastała Mary.

Odeszła od posesji, zastanawiając się czy powinna skapitulować, czy może zrobić coś jeszcze. W innym przypadku zwyczajnie by do niej zadzwoniła, ale dopiero co otrzymała telefon. Wcześniej umawiały się na określoną godzinę i w konkretnym miejscu. Czasem kontaktowały się za pośrednictwem Erica. Brunetka tłumaczyła to tym, że pragnie odpocząć od elektroniki, a terapeutka nigdy nie zagłębiała się w szczegóły.

Szła powolnym krokiem, myśląc nad tym, gdzie Mary mogłaby się udać. Nie chciała wyjeżdżać bez pożegnania. Snuła się malowniczymi alejkami, wdychając świeże, morskie powietrze, zupełnie tak jakby miała już nigdy tego nie doświadczyć. Wtedy wpadł jej do głowy pewien pomysł. Była jedna osoba, która mogła jej powiedzieć, gdzie zaszyła się Mary, a Judy doskonale wiedziała, gdzie ją znaleźć.

Ominęła szereg domków jednorodzinnych, kierując się w stronę tego konkretnego, z charakterystycznym, czerwonym dachem. Brama była otwarta na oścież. Przeszła przez nią, z zamiarem wdrapania się po schodach i naciśnięcia guzika uruchamiającego dzwonek. Zanim jednak dotarła do progu, usłyszała osobliwy dźwięk dobiegający z szopy. Uśmiechnęła się pod nosem. Przecież nie mogła spodziewać się go w innym miejscu niż pracownia.

Drzwi były uchylone. Pchnęła je. Odgłosy obrabianego drewna, przy akompaniamencie wyrzynarki, skutecznie zneutralizowały możliwość wykrycia jej obecności. Stała w wejściu, przyglądając się ciemnowłosemu mężczyźnie, który z ogromną pasją i niezwykłym pietyzmem wycinał kształty w desce.

Unoszące się wewnątrz opary, pod kątem padającego na nie światła słonecznego, tworzyły coś na wzór delikatnej mgiełki przyozdobionej brokatem. Skupiła się na pracy jego rąk. Wytatuowane przedramiona drgały z każdym kolejnym ruchem, a lecące wióry opadały wprost na jego lekko opaloną skórę.

Po chwili wyłączył urządzenie, pochylił się i zdmuchnął nadmiar trocin z drewna. Dopiero wtedy postanowiła się ujawnić. Nie chciała robić tego wcześniej, aby nie doprowadzić do ewentualnych skaleczeń lub innych uszczerbków na zdrowiu.

-Cześć, Brandon.-Powiedziała nieco głośniej, wykonując pewny krok w jego kierunku.

-Emily?-Zsunął okulary ochronne, które miał na nosie.-Co cię sprowadza w moje skromne progi?-Strzepnął resztki opiłków, zalegających we włosach.

-Szukam Mary. Nie było jej w domu, więc pomyślałam, że być może jest u ciebie.-Zerknęła pobieżnie na otwory wycięte w desce.

-Nie ma jej i raczej jej nie znajdziesz.-Wytarł kilka kropelek potu ze swojego czoła.-Wyjechała na jakieś kilkudniowe szkolenie.

-Rozumiem-westchnęła.-W takim razie nie będę ci przeszkadzać.-Nie była zadowolona z tego co usłyszała, ale musiała pogodzić się z tym, że jej rozmowa z Mary nie dojdzie do skutku.

-Nie tak szybko.-Chwycił ją delikatnie pod ramię.-Muszę zrobić sobie przerwę, a to jest idealny moment.-Pociągnął ją w swoją stronę i zaprowadził w głąb pomieszczenia.-Usiądź.-Poklepał dłonią drewnianą skrzynkę.

Duskwood: Afterstory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz