Zachowywali się...

733 37 2
                                    

       Maraton 1/3

       W muzeum i podczas podróży nie odezwałam się do nich słowem i ich ignorowałam. Jakby nie to, że musimy wyjechać to nawet bym pewnie z pokoju nie wychodziła, żeby tylko na nich nie patrzeć. Choć ciężko było zignorować ostatnią akcję Starka w muzeum to było piękne. Ochrona przy wyjściu nie wiedziała co się dzieje, a ich miny bezcenne.

Jechaliśmy już tak z dwie i pół godziny, a Clint który jest kierowcą jakże pięknego busika, powiedział że będzie za jakieś pół godziny przy dobrych wiatrach. Więc przez całą drogę albo oglądam widoki za oknem albo czytam książkę. Teraz obecnie czytam bardzo wciągająca książkę. Nazywa się " To nie jest do diabła love story" (serdecznie polecam fajna książka aut.). Czytam dopiero pierwszy tom, a drugi mam w plecaku.

W walizce mam jeszcze inne książki no nie wiadomo ile tam będziemy. Przerywając na chwilę czytanie, rozejrzałam się po busie i zobaczyłam, że wszyscy śpią. Odłożyłam książkę i zaczęłam patrzeć na widoki. Jechaliśmy po ścieżce polnej wyrobionej przez samochody mieszkańców. Pola uprawne jak i leśne polanki były piękne, kolorowe i spokojne. Niedaleko widziałam las, więc jak dom Bartona będzie blisko niego to tam pójdę. Kocham las, ten spokój i cisza tam panująca.

Jak coś nikt mi nie powiedział gdzie jedziemy przeczytałam to wszystko im z głowy. Chciałam wiedzieć czy nie wywiozą mnie do jakiegoś ośrodka czy innego czegoś. Po tych przemyśleniach zauważyłam dom dwupiętrowy z dużym podwórkiem, szopą, huśtawkami i innymi rzeczami. Wokół nie było żadnych innych domów.

Zaczęłam szykować się już do wysiadki gdy Clint już parkował. Wstał, rozciągnął się i zaczął wszystkich budzić, ale że mu to nie wychodziło wziął trąbke taką naprawdę głośną i nacisnął przycisk. Pojazd wypełnił bardzo głośny dźwięk tego przedmiotu, bohaterowie wstali od razu i popatrzyli na Bartona z mordem w oczach, na co ten tylko wywróciła oczami.

Wysiedli wszyscy i zaczęli brać swoje bagaże z bagażnika. Jako ostatnia wzięłam swój i ruszyłam za nimi wcześniej zamykając bagażnik. Na ganku powitała nas z ciepłym uśmiechem żona Clinta, Laura. Ich dzieci od razu podbiegli do bohaterów i zaczęli ich przytulać na powitanie.

Ja stałam na uboczu patrząc na to wszystko. Zachowywali się i pewnie było dla siebie jak jedna wielka rodzina mimo, że nie mieli żadnych więzów krwi. Uśmiechnęłam się smutno na obrazek szczęśliwej rodziny która miałam jeszcze przed dziesiątym rokiem życia. Jak wiele bym dała, aby wszystko było jak dawniej. Na niechciane wspominki zebrały mi się łzy w oczach które powstrzymałam przed wypłynięciem i ich większą produkcja.

Podniosłam głowę i zauważyłam, że zaczynają już powoli wchodzić do domu więc też to uczyniłam. Oczywiście jak zawsze o mnie zapomnieli i nawet nie przedstawili mieszkającym tu osobą. Zamknęłam drzwi gdy jako ostatnia weszłam i zobaczyłam jak trójka dzieci przytula się z Bartonem. Pewnie tęsknili za tatą. Znowu miałam łzy w oczach. Ogarnęłam się szybko i spuściłam głowę w dół, patrząc na swoje dłonie.

- A no tak prawie bym zapomniał. Laura, dzieci to jest nowa mieszkanka wieży, Sabina.- podniosłam głowę, aby na nich spojrzeć i uśmiechnęłam się ciepło.

- Jestem Laura, a to Cooper, Lila i Nathaniel.

- Sabina Arter.

- Chodźcie pokaże wam gdzie będziecie spać.

Poszliśmy za kobietą po schodach na górę, gdzie był dość długi korytarz. Było na nim z sześć pokoi. Na dole też jakieś widziałam więc pewnie są dwu osobowe. Na górze pokoje dostali Natasha i Bruce, Wanda i Vision, Steve i Bucky. Trzy ostatnie były małżeństwa i rodzeństwa. Reszta zeszła na dół i tak jak myślałam też były pokoje. Na dole pokoje były takie Pietro i Tony, Thor i Loki, a ja dostałam pokój sama z czego się bardzo się cieszyłam.

Przypadek nie sądzę |Loki | Avengers|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz