☕ Nowy samiec ☕

146 5 8
                                    

Przerwę na lunch spędzam z Gabi na podwórku. Dzień jest ciepły, słoneczny, więc siedzi tutaj praktycznie pół szkoły. Na nasze szczęście, młodsze klasy mają swoje własne podwórko i obchodzi się bez tych typowych zaczepek, które są w praktycznie każdym filmie. Ona zajada się sałatką ze szkolnego sklepiku, a ja wcinam Kit Kata, patrząc w rozpiskę w swoim kalendarzu. Na zapleczu 'u Babci' nadal stoi karton starych książek i czeka na kiermasz. Nie wiem, w jaki dzień go zrobić.

- O mój Boże, Lotte, patrz! - słyszę jak prawie krztusi się kawałkiem pomidora i zaczyna mną namiętnie potrząsać.

- Chryste, Gabi - podnoszę wzrok znad kalendarza i uwalniam rękę z jej uścisku - Co jest?

- Patrz! Patrz, patrz, patrz! - bezwstydnie wskazuje palcem na grupkę ludzi, wśród których majaczy mi dobrze znana hebanowa czupryna - Obłędny Rycerz - rozpływa się.

Will Thatcher. Jeśli ktoś nie wie, czemu 'Obłędny Rycerz', niech obejrzy sobie film o takim tytule. To wszystko wyjaśnia. Jeden ze szkolnych przystojniaków, obiekt westchnień Gabrielli. Od roku próbuje go poderwać i się z nim umówić. Ma o tyle łatwiej, że jest rudowłosą pięknością o brązowych oczach i uroczych piegach. Powiedzmy tak - z naszej dwójki, to ona robi za tą ładniejszą i z większym braniem. Miała już kilku chłopaków, ale teraz poluje właśnie na Willa. Ilekroć go widzi, piszczy mi do ucha i podnieca się jak pies na widok patyka.

- Jak wyglądam? - wstaje z ławki, odkłada sałatkę i okręca się, żebym mogła się jej przyjrzeć.

Lustruję uważnie jej przylegającą do ciała sukienkę midi w paski. Pamiętam jak czekałam pod przymierzalną w sklepie pół godziny, bo nie umiała się zdecydować. Jest moim totalnym przeciwieństwem. Nie mam pojęcia, jakim cudem się znalazłyśmy i jesteśmy ze sobą do teraz.

- Jest dobrze - komentuję.

- Na pewno? - pyta, poprawiając włosy.

- Tak, mówię ci. W tym roku go wyrwiesz - uśmiecham się do niej porozumiewawczo.

- Obyś była wróżbitą - odwraca się w stronę Willa - Cholera no! Weź tu popatrz.

Chichoczę pod nosem i zerkam to na Gabi, to na Willa. Jak zwykle, otoczony jest swoimi kumplami i wianuszkiem dziewczyn. Moja przyjaciółka też by tam była, ale jak to stwierdziła - ona ma swój honor i nie zamierza za nim biegać jak za małym dzieckiem. Będzie go dyskretnie uwodzić w taki sposób, że pomyśli, że to on wykonał pierwszy krok. Jeny, gdyby on wiedział, ile już tych kroków wykonała Gabi i jaki kolor będą miały serwetki na ich weselu. Tak, planowała już wesele, dom jednorodzinny z psem i dwójka dzieci.

W końcu, jakimś cudem, Will spogląda w naszą stronę i Gabi uśmiecha się do niego, wachlując rzęsami. On odwzajemnia gest i wraca do swoich spraw. Dziewczyna od razu się odwraca i próbuje nie krzyknąć z radości. Ja też się powstrzymuję, ale od głośnego śmiechu. Zawsze bawiły mnie jej zaloty.

- Jezu, uśmiechnął się do mnie, stara, widziałaś to? - klapnęła na ławkę, opierając łokcie po bokach swojej sałatki.

- Widziałam, widziałam - odparłam i zajęłam się na nowo swoim kalendarzem.

- Jezu, dziewczyno, odłóż żesz to na moment i się rozejrzyj - słyszę jak wzdycha - Patrz, ilu tu samców spaceruje - wskazuje na szkolne podwórko.

- Wiesz doskonale, że nie szukam samca.

- No ale... - unosi do góry ręce - Jak ty tak możesz? Ja bym się na maska wynudziła.

- Również doskonale wiesz, że ja, to nie ty.

- No ale, stara - nadal próbuje na mnie wpłynąć - Niedługo będziesz pełnoletnia. W końcu będziesz mogła odetchnąć pełną piersią - szturcha mnie w ramię.

Kartki wyrwane z KsiążekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz