Lola chciała, żebym czekała na nią na parterze. Dzisiejszy dzień, to był koszmar. Normalnie koszmar. Chociaż, jakby się tak bliżej przyjrzeć, to jakoś pod koniec lekcji wszyscy zaczęli żyć eliminacjami do szkolnych drużyn sportowych. I to mnie uratowało. Najbardziej podjarane były nowe osoby i wszystkie laski. Można przyjść na trybuny i popatrzeć, więc to logiczne, że połowa szkoły się tam zleci i będzie oglądać.
Znudzona, patrzę w telefon, żeby sprawdzić godzinę. Uprzedziłam Andrew i matkę, że spotykam się po szkole z Lolą, na co zareagowali wyjątkowo łagodnie. Zignorowałam ten fakt, mając nadzieję, że w domu nie czeka mnie cyrk.
- Sory, już jestem - magicznie pojawia się przede mną, dysząc ze zmęczenia.
Podnoszę wzrok znad telefonu tylko po to, żeby zostać pociągnięta za rękę w stronę hali.
- Powiesz mi w końcu, o co chodzi? - pytam.
- Mateo chce się dostać do drużyny siatkarskiej - wyjaśnia - Będziemy mu kibicować.
Nie no, błagam. Ja tam nie zamierzam siedzieć. Na początku chodziłam tam z Gabi, bo chciała podpatrywać przystojniaków, ale ostatecznie zrezygnowałam. Jest ciekawie, to fakt, ale równocześnie tak głośno, że uszy pękają. No ludzie, błagam. I tak później wszystko jest ogłaszane, składy są prezentowane. To po co ja mam tam siedzieć? Ja bym nie chciała, żeby ktoś na mnie patrzył, gdy próbuję pokazać się z lepszej strony. Tak się nie da.
- Lola... - jęczę.
- Cicho. To tylko pół godzinki.
- Mhm. Już ja znam te wasze 'pół godzinki'.
Już z daleka słychać hałasy z hali. A gdy przemierzam próg, aż mrużę oczy i wzdycham bezsilnie. Ten tydzień jest przepełniony eliminacjami. Każdego dnia do innej drużyny.
- Musimy znaleźć jakieś wolne miejsce - mówi do mnie i rozgląda się po trybunach.
Skoro już tu jestem i obiecałam, no to wypadałoby się wziąć do roboty. Wypatruję wolne miejsca gdzieś bliżej szczytu. Szturcham Lolę i wskazuję je. Kiwa głową i obie ruszamy we wskazanym kierunku. Naprawdę cudem było, że nikt nam tego nie zajął. Wszyscy cisną się na przód, żeby być jak najbliżej. Tłumy fanek stoją przy barierkach, żeby zwrócić na siebie uwagę 'słodziaków'. Większość zabrała się do domu z dokładnie tego samego powodu, co ja. Ale dzisiaj zrobiłam wyjątek.
Usiadłyśmy na krzesełkach. Są niewygodne, czego chyba nie muszę mówić. Fakt, że hala sportowa jest duża i wspaniale wyposażona, to jednak musi mieć wady, w postaci plastikowych krzesełek. Rozejrzałam się, żeby w ogóle rozeznać się w sytuacji. Na boisku dopiero się rozgrzewali. Kapitani będą dzielić na drużyny i rozegrają po jednym secie. Standard. Chyba wypadałoby napisać Andrew, że będę oglądać eliminacje?
- Jest - Lola nachyla mi się nad uchem i wskazuje na boisko.
Podnoszę wzrok znad ekranu i podążam za jej palcem. Pochylam się, mrużę wzrok i staram się go znaleźć. W końcu łaskawie odwrócił się przodem i mogłam rozpoznać go po ciemniejszej karnacji. Ubrany był w typowy strój na wuef - biała koszulka i czarne, krótkie spodenki. Rozgrzewał sobie ramiona, gadając przy okazji z innymi chłopakami.
- Który to kapitan? - pyta się mnie.
- Tamten - pokazuję na wysokiego bruneta w koszulce turniejowej - Connor White. Najlepszy w całej szkole. Już od kilku lat jest kapitanem.
- Surowy?
- Idealny na tym miejscu. Tak bym to nazwała. A Mateo? Może wywróżę jego szanse - chichoczę.
CZYTASZ
Kartki wyrwane z Książek
Short StoryTu jest wszystko. I nic też. Czasem dopadnie mnie pomysł. I jeśli nie wyląduje w hasioku, to ląduje tu. Bywają treści nieodpowiednie dla wszystkich c: