Z ulgą zmyłam z siebie ostatnie resztki tej marnej imprezy. Nadal nie wiem, co ja miałam w głowie, że zgodziłam się iść. Bo Mateo prosił? Bo zachciało mi się być jak inni? Prychnęłam pod nosem i wróciłam świadomością do osuszania włosów. Rzadko używałam suszarki, tylko w wyjątkowych chwilach. Zawsze ściągałam tylko ręcznik i pozwalałam im wysychać na własną rękę. Poprawiłam je, patrząc w lustro, , zabrałam rzeczy i wyszłam z łazienki. Maman i Andrew wybrali się do restauracji, więc miałam cały dom dla siebie. Oczywiście miałam zamiar wykorzystać to na czytanie. A żeby zaszaleć, to usiądę w salonie, zamiast zamykać się w pokoju.
Ostatnio dorwałam w antykwariacie turkusową książkę 'Trzy wierzby. Opowieść o przyjaźni', tej samej autorki, która napisała 'Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów'. Chyba jestem już za stara na takie pozycje. Ale trudno. Poszłam do kuchni, żeby zaparzyć sobie herbaty. Otworzyłam szafkę i zaczęłam przeglądać wszystkie torebki. Czarne, zielone, białe, smakowe, ziołowe... Zdecydowanie się na jedną nigdy nie było łatwe. W końcu postawiłam na czarną o smaku wanili i malin. Nalałam wody do czajnika i włączyłam go. Zajrzałam do kolejnej szafki, żeby wybrać odpowiedni kubek. Wieczór zapowiadał się długi, więc musiał mieć co najmniej pięćset mililitrów. Skoro książka ma kolor turkusowy, to miętowy w białe groszki idealnie się nada. Sięgnęłam po niego w tym samym momencie, w którym czajnik kliknął. Nalałam wrzątku do dzbanka ze specjalną siateczką do zaparzania. Nasypałam do niej dwie łyżeczki suszu i zaniosłam do salonu. Zapaliłam tealight'a, postawiłam na stojaczku dzbanek i wróciłam do kuchni. Wyciągnęłam sobie kilka czekoladowych i owsianych ciastek, które wręcz ubóstwiam, tak jak te z białą czekoladą, chwyciłam kubek i opuściłam pomieszczenie. Usiadłam wygodnie na kanapie, nalałam pierwszą partię herbaty, chwyciłam w dłonie owsianą słodkość i zanurzyłam się w lekturze.
***
Zdążyłam przeczytać może ze dwa rozdziały (a te są dosyć krótkie), gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Westchnęłam głośno. Wsunęłam zakładkę między strony, zamknęłam książkę i wygramoliłam się z mojego przytulnego kojca. Przeczesałam włosy, gdy dzwonek zabrzmiał kolejny raz.
- Moment! - zawołałam, siląc się, żeby ukryć irytację.
Odkręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ujrzałam przed sobą Mateo. Patrzył w telefon, ale podniósł wzrok, gdy pojawiłam się w progu.
- Hej - odezwał się pierwszy.
- Hej - odpowiedziałam.
Trochę się zmieszał na dźwięk mojego tonu. Chrząknął.
- Przeszkadzam?
Zajrzałam w głąb domu, posyłając tęskne spojrzenie mojej sielance w salonie.
- Zajmę tylko chwilę - dodał szybko.
Westchnęłam. Wróciłam do niego wzrokiem i kiwnęłam głową.
- Chciałem cię przeprosić. Za wczoraj.
Zmarszczyłam brwi.
- Za moje zachowanie na imprezie - wyjaśnił.
No tak.
- Nie przepraszaj. Taka natura imprez, że wszyscy są podpici i trochę nie myślą, co robią. Grunt, że nic poważnego się nie stało.
- Ale i tak się wystraszyłaś.
Zbił mnie z tropu. Racja, wyparowałam stamtąd z mocno walącym sercem i zadzwoniłam po Toma, żeby odwiózł mnie do domu, ale żeby aż tak to było widać? Jeszcze zdołał to zapamiętać, a trochę wypił. Czyli było widać. Spuściłam wzrok.
CZYTASZ
Kartki wyrwane z Książek
Short StoryTu jest wszystko. I nic też. Czasem dopadnie mnie pomysł. I jeśli nie wyląduje w hasioku, to ląduje tu. Bywają treści nieodpowiednie dla wszystkich c: