1386r.
Wileńskie lasy
Nie odrywała od niego wzroku. Ciszę zakłócał jedynie delikatny szelest, gdzieś w koronach drzew. Promienie słońca odbijały się w jego tęczówce, upodabniając je do czystego złota. On też na nią patrzył, czujnie i bez mrugnięcia. Nie zdążyła nawet wyciągnął ręki zza pleców, gdy rzucił się na nią jak na ofiarę. Opadła na ziemię, ze śmiechem, próbując wyszarpać przedramię z pyska przyjaciela. Lach posłusznie ją puścił, ale nadal nad nią stał, wyczekując nagrody. Podniosła się do siadu i podrapała go szczodrze za uchem.
Od pamiętnego ataku musieli liczyć się z tym, że stracił część swojej sprawności. Uderzenie było tak mocne, że uszkodziło jego prawe oko. Zalało się krwią i potwornie bolało, co poskutkowało utratą wzroku. Tęczówka straciła swój złoty kolor, teraz była siwa, mglista i bez wyrazu. Początkowo wilk był nerwowy i nie potrafił sobie z tym poradzić, aż zaczęła go szkolić, żeby nauczył się żyć z jednym sprawnym okiem. Tę umiejętność udało mu się opanować do perfekcji. Poruszał się tak, jakby był w pełni sprawny. Mimo tego nie przestała go testować.
- Jesteś za dobry, skurczybyku.
Polizał ją po twarzy. Próbowała się wymigać, w skutek czego znów padła na plecy. Lach oparł na niej przednie łapy, potem całe cielsko i lizał dalej. Musiała mu się poddać, nie miała wyjścia. Przytuliła go do siebie, wtapaiając palce w szarą sierść. Nie tylko on nie wyszedł cało z tamtej feralnej nocy. Coś niej pękło. Trwale. Nie ma, nie było i nie będzie takiej mocy, która zdoła ją poskładać. Nie chodziło tu o napaść, próbę gwałtu. Z niej zdołała się podnieść już po paru tygodniach. Nadal prowadzili życie samotnych tułaczy i trochę czasu minęło, nim znaleźli kolejny nowy dom. Te dni były dla niej lekiem. Chodziło o uczucie, które narodziło się w jej sercu, gdy zabiła tamtego mężczyznę. Bo nie można było nazwać tego inaczej. Ten dreszczyk, to przyjemne mrowienie. Spodobało jej się. Wymierzyła sprawidliwość człowiekowi, który na to zasługiwał. Sięgnęła władzy podobnej do tej, którą dzierżył Bóg. I na pewno nie był zadowolony z mroku, który zagościł w jej sercu. Obiecała Mu jednak, że nie pozwoli mu się rozproszyć. Będzie trzymać go w ryzach.
***
Wielki książę uwielbiał zapuszczać się w knieje na długie tygodnie i to wiedział każdy. Gdy tylko pojawiała się okazja, zabierał swoich ludzi i zaszywał się w lasach na kilkanaście dni, by odpocząć od rządzenia.
Trafili na trop dogodnego jelenia. Szli za nim już od dłuższego czasu. Część go wyprzedziła, żeby okrążyć zwierza. Jogaiła chciał iść sam. Łuk na razie trzymał w dłoni, strzały w kołczanie niósł na plecach. Napawał się zapachem podmokłego lasu, cieszył ciszą i wiatrem świszczącym między drzewami. W kniei mógłby spędzić całe życie. I właśnie wtedy go zobaczył. Przystanął, schował się w krzakach. Nadal obserwując samca, przygotował łuk i strzały. Musiał albo zabić go od razu, albo uszkodzić na tyle, żeby nie zdołał uciec dalej. Nie przepuści tak dorodnego jelenia. Zwierzę akurat zainteresowało się młodym drzewkiem i jego listkami. Las w tym miejscu był przerzedzony, nic nie osłaniało jelenia.
Uśmiechnął się do siebie i napiął cięciwę. Mierzył do niego, szukał odpowiedniego miejsca. Koniuszki palców dotykały policzka, mięśnie miał napięte, gotowe do wystrzału. Brakowało jedynie odpowiedniego momentu. Odrzucił wszystkie myśli, wyłączył głowę. Skupił się na jeleniu. Wypuścił powietrze. I strzelił. Samiec najpierw ryknął głośno, chciał uciec, ale zamiast tego padł na ziemię. Podniósł się i wyszedł z zarośli. Ruszył w stronę zwierza, ale ktoś go ubiegł. Zatrzymał się i prędko schował za drzewem. Przy ciele pojawiła się postać w kapturze. Dosyć drobna, nie wyglądała na mężczyznę, ani tym bardziej nikogo z jego ludzi. Zmarszczył brwi. Kaptur odrobinę się zsunął, gdy oglądała ciało i dostrzegł jasne włosy. Kilka kosmyków zsunęło się na twarz. Chciał się przyjrzeć, ale głosy z lasu ją przepłoszyły. Obejrzała się za siebie i zniknęła, a za nią wielki cień. Nie miał wątpliwości, że to kobieta. Nie wiedział jeno, skąd się wzięła. I co tu robiła.
CZYTASZ
Kartki wyrwane z Książek
Short StoryTu jest wszystko. I nic też. Czasem dopadnie mnie pomysł. I jeśli nie wyląduje w hasioku, to ląduje tu. Bywają treści nieodpowiednie dla wszystkich c: