[ Tak, jest parę nieładnych słów ]
***
Mróz zaskoczył wielu podróżników. Choć zbliżała się pora odwilży, zima postanowiła jeszcze o sobie przypomnieć. Sypnęło tak gwałtownie i gęsto, że ledwo zdołali się schronić. Na szczęście dotarli tu jeszcze zanim inni się zwlekli i zajęli dobre miejsca. Wkrótce karczma zapełniła się uciekającą przed pogodą ludnością i wszyscy grzali się przy ogniu i dobrym trunku.
- Do diabła z taką pogodą - prychnął Gilberd.
- Już wystarczająco czasu zmarnowaliśmy w Edgerdzie, żeby jeszcze kisić się tu - mruknął Żelazny.
- Starczy - Thorn ukrócił ich narzekania - Posiedzimy, odpoczniemy i jutro ruszymy dalej.
Ktoś cicho prychnął. Oczy Gilberda i Żelaznego zwróciły się w stronę jego źródła - Dantego. Ostatniego z ich kompanii.
- Bawi cię coś? - Żelazny uniósł brew.
- Przecież nic nie mówiłem - obronił się, uśmiechając półgębkiem.
Gilberd już się napinał, żeby go sprać, ale Thorn go powstrzymał, usadzając z powrotem na miejscu.
- Spokój - zastrzegł - Nie potrzebujemy bójek.
Gilberd i Żelazny obrzucili Dantego złym spojrzeniem, na co on tylko upił ciepłego miodu. Thorn wywrócił oczami. Był przywódcą całej drużyny, choć czasami uważał, że ma pod sobą bachorów, a nie poważnych łowców. Zajęli się na powrót rozmową, gdy drzwi karczmy otworzyły się z głośnym trzaskiem. Zimny podmuch wpadł do środka, irytując kilku gości. Nowo przybyły zignorował ich, zamykając na powrót skrzypiące drzwi. Podszedł do karczmarza i najprawdopodobniej zamówił piwo. Kilku śledziło go wzrokiem, gdy szukał wolnego miejsca. Większość tłoczyła się przy ogniu, więc zaszył się w ciemnym, ciasnym kącie.
- Podejrzany typ - szepnął Gilberd.
- Nawet jeśli planuje coś skurwysyńskiego, nas jest więcej - odparł mu Żelazny.
Thorn nie odpowiadał, patrząc w miejsce, w którym siedział tajemniczy gość. W końcu poddał się i poszedł tam ze swoim kuflem.
- Thorn? - powiedział za nim Dante.
- Zwariowałeś? - zawołał za nim Gilberd.
Ale nie posłuchał. Dosiadł się do przybysza, znikając w cieniu kąta. Podejrzanie długo go nie było, co zaczęło martwić jego towarzyszy. Nie słyszeli nic z tamtego kąta, co mogło oznaczać jedno - został zabity.
- On tam już na pewno ducha wyzionął - szepnął Gilberd.
- Daj mu jeszcze chwilę - mruknął Dante.
- Chwilę? Cholera wie, co to za typ.
- Gilberd ma rację, Dante - dołączył się Żelazny - To się robi podejrzane.
Już mieli wstawać, żeby iść przyjacielowi na pomoc, gdy ten wyłonił się z cienia w towarzystwie podejrzanego gościa. I jak się okazało, ten gość wcale nie był mężczyzną, a kobietą. Cała trójka zagapiła się na nią z takim samym zaskoczeniem. Na ramionach miała duży, sięgający ziemi płaszcz ze skóry, obszyty od środka owczą wełną. Razem z Thornem dosiedli się do stołu.
- A wy coście nagle zamilkli? - mężczyzna popatrzył po swoich kompanach - Baby ście nigdy nie widzieli?
Zaraz się otrząsnęli, przyłapując na chwili słabości.
- Gdy tu weszła, diabelnie mi kogoś przypominała - opowiadał - Tak mnie kolano świerzbiło, że musiałem sprawdzić. I miałem rację.
Oboje się zaśmiali. Gilberd, Żelazny i Dante dalej nie rozumieli.
CZYTASZ
Kartki wyrwane z Książek
Short StoryTu jest wszystko. I nic też. Czasem dopadnie mnie pomysł. I jeśli nie wyląduje w hasioku, to ląduje tu. Bywają treści nieodpowiednie dla wszystkich c: