🔥 Vendetta 🔥

53 4 10
                                    

[ Tak, jest parę nieładnych słów ]

***

Mróz zaskoczył wielu podróżników. Choć zbliżała się pora odwilży, zima postanowiła jeszcze o sobie przypomnieć. Sypnęło tak gwałtownie i gęsto, że ledwo zdołali się schronić. Na szczęście dotarli tu jeszcze zanim inni się zwlekli i zajęli dobre miejsca. Wkrótce karczma zapełniła się uciekającą przed pogodą ludnością i wszyscy grzali się przy ogniu i dobrym trunku.

- Do diabła z taką pogodą - prychnął Gilberd.

- Już wystarczająco czasu zmarnowaliśmy w Edgerdzie, żeby jeszcze kisić się tu - mruknął Żelazny.

- Starczy - Thorn ukrócił ich narzekania - Posiedzimy, odpoczniemy i jutro ruszymy dalej.

Ktoś cicho prychnął. Oczy Gilberda i Żelaznego zwróciły się w stronę jego źródła - Dantego. Ostatniego z ich kompanii.

- Bawi cię coś? - Żelazny uniósł brew.

- Przecież nic nie mówiłem - obronił się, uśmiechając półgębkiem.

Gilberd już się napinał, żeby go sprać, ale Thorn go powstrzymał, usadzając z powrotem na miejscu.

- Spokój - zastrzegł - Nie potrzebujemy bójek.

Gilberd i Żelazny obrzucili Dantego złym spojrzeniem, na co on tylko upił ciepłego miodu. Thorn wywrócił oczami. Był przywódcą całej drużyny, choć czasami uważał, że ma pod sobą bachorów, a nie poważnych łowców. Zajęli się na powrót rozmową, gdy drzwi karczmy otworzyły się z głośnym trzaskiem. Zimny podmuch wpadł do środka, irytując kilku gości. Nowo przybyły zignorował ich, zamykając na powrót skrzypiące drzwi. Podszedł do karczmarza i najprawdopodobniej zamówił piwo. Kilku śledziło go wzrokiem, gdy szukał wolnego miejsca. Większość tłoczyła się przy ogniu, więc zaszył się w ciemnym, ciasnym kącie.

- Podejrzany typ - szepnął Gilberd.

- Nawet jeśli planuje coś skurwysyńskiego, nas jest więcej - odparł mu Żelazny.

Thorn nie odpowiadał, patrząc w miejsce, w którym siedział tajemniczy gość. W końcu poddał się i poszedł tam ze swoim kuflem.

- Thorn? - powiedział za nim Dante.

- Zwariowałeś? - zawołał za nim Gilberd.

Ale nie posłuchał. Dosiadł się do przybysza, znikając w cieniu kąta. Podejrzanie długo go nie było, co zaczęło martwić jego towarzyszy. Nie słyszeli nic z tamtego kąta, co mogło oznaczać jedno - został zabity.

- On tam już na pewno ducha wyzionął - szepnął Gilberd.

- Daj mu jeszcze chwilę - mruknął Dante.

- Chwilę? Cholera wie, co to za typ.

- Gilberd ma rację, Dante - dołączył się Żelazny - To się robi podejrzane.

Już mieli wstawać, żeby iść przyjacielowi na pomoc, gdy ten wyłonił się z cienia w towarzystwie podejrzanego gościa. I jak się okazało, ten gość wcale nie był mężczyzną, a kobietą. Cała trójka zagapiła się na nią z takim samym zaskoczeniem. Na ramionach miała duży, sięgający ziemi płaszcz ze skóry, obszyty od środka owczą wełną. Razem z Thornem dosiedli się do stołu.

- A wy coście nagle zamilkli? - mężczyzna popatrzył po swoich kompanach - Baby ście nigdy nie widzieli?

Zaraz się otrząsnęli, przyłapując na chwili słabości.

- Gdy tu weszła, diabelnie mi kogoś przypominała - opowiadał - Tak mnie kolano świerzbiło, że musiałem sprawdzić. I miałem rację.

Oboje się zaśmiali. Gilberd, Żelazny i Dante dalej nie rozumieli.

Kartki wyrwane z KsiążekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz