Kwiecień, 1390r.
Lwów
Dziwnie się czuła z faktem, że to są jej ostatnie dni na lwowskim zamku. Na ruskiej ziemi. W dodatku kolejny raz została wrobiona w małżeństwo, którego wcale nie chciała. Gdyby miała zamiar wychodzić za mąż, to z własnej woli i za tego, kogo ona sobie wybierze. Czas niemiłosiernie się kończył, a ona nawet nie zaczęła się pakować. W głowie kłębiło jej się zbyt wiele myśli, żeby mogła w spokoju zacząć się przygotowywać do wyjazdu. Właśnie dlatego w wolnym czasie spacerowała po korytarzach warowni. Widok, rozpościerający się z okien, dawał jej choć chwilowe poczucie spokoju.
Z przeciwległego końca wybiegł Kazik, cały roześmiany i zgrzany. Wyciągnął ręce w stronę matki i zderzył się z nią, obejmując jej nogi. Oparł podbródkę o spódnicę i popatrzył na rodzicielkę z góry.
- Wuj Jogaiła zabrał mnie na przejażdżkę po lesie - powiedział rozradowany.
Oddychał ciężko, ale uśmiechał się szeroko, a oczy mu się błyszczały. Odgarnęła jego spocone włoski z czoła. Jogaiła w tym czasie podszedł do nich cicho. Jadwiga podniosła wzrok i spotkała się na moment z jego ciemnymi oczami. Zaraz skupiła się ponownie na latorośli.
- Znaleźliśmy stare poroże, które porzucił jakiś jeleń. Wuj mówił, że one tak robią - mówił z przejęciem - Prawda, wuju? - odwrócił głowę w jego stronę.
Książę tylko uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.
- Chciał je zabrać ze sobą - powiedział, patrząc na Kazimierzównę.
Jadwiga zaśmiała się i wtedy dostrzegła nikłą, czerwoną stróżkę krwi, która spływała z jego rozciętej brwi.
- Książę, jesteś ranny - wystraszyła się, unosząc palce do swojej brwi.
Jak na zawołanie, rozcięcie odrobinę go zapiekło i skrzywił się.
- Trzeba to opatrzeć.
- Miewałem gorsze rany. To tylko zwykłe draśnięcie.
Jadwiga nie wyglądała na przekonaną. Każdą, nawet najmniejszą rankę kazała swoim dzieciom od razu opatrywać.
- Musisz, wuju - Kazik oderwał się od matki i odwrócił przodem do Olgierdowicza - Jeśli tego nie zrobisz, to zamienisz się w drzewo - powiedział z pełnym przekonaniem.
Jogaiła uniósł brwi w zdziwieniu, a potem spojrzał na Jadwigę, która delikatnie się zarumieniła na słowa syna i spuściła wzrok. Litwin pokręcił głową w rozbawieniu.
- Niech będzie.
***
Patrzył zahipnotyzowany na księżną. Kazała mu usiąść na krześle, a ona sama odsączała szmatkę z nadmiaru wody, żeby przemyć jego rany. Trochę tego nie przemyślała, ale nie było już odwrotu. Nie spodziewała się, że będzie się tak denerwować. Odwróciła się do niego przodem i zbliżyła. Ujęła jego policzek i uniosła głowę, żeby mieć łatwiejszy dostęp do rozciętej brwi. Przyłożyła ostrożnie wilgotny materiał, ale Jogaiła i tak lekko się skrzywił.
- Wybacz - przeprosiła.
Kontynuowała czynność, uważając, żeby nie zrobić mu większej krzywdy.
- O co chodziło Kazikowi z tym drzewem? - zapytał po chwili.
Jadwiga uśmiechnęła się mimowolnie i pokręciła głową.
- Kiedy moje dzieci jakkolwiek się kaleczyły, kazałam to zaraz opatrywać. W przeciwnym razie straszyłam ich tym, że ręka im zgnije, odpadnie, a na jej miejscu wyrośnie gałąź i ostatecznie zostaną drzewami.
CZYTASZ
Kartki wyrwane z Książek
Short StoryTu jest wszystko. I nic też. Czasem dopadnie mnie pomysł. I jeśli nie wyląduje w hasioku, to ląduje tu. Bywają treści nieodpowiednie dla wszystkich c: