👑 Spójrz na mnie (16+) 👑 |AE Kazimierzówna|

210 5 27
                                    

Kwiecień, 1390r.

Lwów

Dziwnie się czuła z faktem, że to są jej ostatnie dni na lwowskim zamku. Na ruskiej ziemi. W dodatku kolejny raz została wrobiona w małżeństwo, którego wcale nie chciała. Gdyby miała zamiar wychodzić za mąż, to z własnej woli i za tego, kogo ona sobie wybierze. Czas niemiłosiernie się kończył, a ona nawet nie zaczęła się pakować. W głowie kłębiło jej się zbyt wiele myśli, żeby mogła w spokoju zacząć się przygotowywać do wyjazdu. Właśnie dlatego w wolnym czasie spacerowała po korytarzach warowni. Widok, rozpościerający się z okien, dawał jej choć chwilowe poczucie spokoju.

Z przeciwległego końca wybiegł Kazik, cały roześmiany i zgrzany. Wyciągnął ręce w stronę matki i zderzył się z nią, obejmując jej nogi. Oparł podbródkę o spódnicę i popatrzył na rodzicielkę z góry.

- Wuj Jogaiła zabrał mnie na przejażdżkę po lesie - powiedział rozradowany.

Oddychał ciężko, ale uśmiechał się szeroko, a oczy mu się błyszczały. Odgarnęła jego spocone włoski z czoła. Jogaiła w tym czasie podszedł do nich cicho. Jadwiga podniosła wzrok i spotkała się na moment z jego ciemnymi oczami. Zaraz skupiła się ponownie na latorośli.

- Znaleźliśmy stare poroże, które porzucił jakiś jeleń. Wuj mówił, że one tak robią - mówił z przejęciem - Prawda, wuju? - odwrócił głowę w jego stronę.

Książę tylko uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.

- Chciał je zabrać ze sobą - powiedział, patrząc na Kazimierzównę.

Jadwiga zaśmiała się i wtedy dostrzegła nikłą, czerwoną stróżkę krwi, która spływała z jego rozciętej brwi.

- Książę, jesteś ranny - wystraszyła się, unosząc palce do swojej brwi.

Jak na zawołanie, rozcięcie odrobinę go zapiekło i skrzywił się.

- Trzeba to opatrzeć.

- Miewałem gorsze rany. To tylko zwykłe draśnięcie.

Jadwiga nie wyglądała na przekonaną. Każdą, nawet najmniejszą rankę kazała swoim dzieciom od razu opatrywać.

- Musisz, wuju - Kazik oderwał się od matki i odwrócił przodem do Olgierdowicza - Jeśli tego nie zrobisz, to zamienisz się w drzewo - powiedział z pełnym przekonaniem.

Jogaiła uniósł brwi w zdziwieniu, a potem spojrzał na Jadwigę, która delikatnie się zarumieniła na słowa syna i spuściła wzrok. Litwin pokręcił głową w rozbawieniu.

- Niech będzie.

***

Patrzył zahipnotyzowany na księżną. Kazała mu usiąść na krześle, a ona sama odsączała szmatkę z nadmiaru wody, żeby przemyć jego rany. Trochę tego nie przemyślała, ale nie było już odwrotu. Nie spodziewała się, że będzie się tak denerwować. Odwróciła się do niego przodem i zbliżyła. Ujęła jego policzek i uniosła głowę, żeby mieć łatwiejszy dostęp do rozciętej brwi. Przyłożyła ostrożnie wilgotny materiał, ale Jogaiła i tak lekko się skrzywił.

- Wybacz - przeprosiła.

Kontynuowała czynność, uważając, żeby nie zrobić mu większej krzywdy.

- O co chodziło Kazikowi z tym drzewem? - zapytał po chwili.

Jadwiga uśmiechnęła się mimowolnie i pokręciła głową.

- Kiedy moje dzieci jakkolwiek się kaleczyły, kazałam to zaraz opatrywać. W przeciwnym razie straszyłam ich tym, że ręka im zgnije, odpadnie, a na jej miejscu wyrośnie gałąź i ostatecznie zostaną drzewami.

Kartki wyrwane z KsiążekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz