👑 Nie dla ciebie 👑 |AE Kazimierzówna|

172 7 19
                                    

Maj, 1388r.

Wawel

Dostojna dama szła przez zamkowe korytarze, obdarzając mijaną służbę uśmiechem. Bordowa suknia ciągnęła się za nią po posadzce, biały welon opadał na plecy. Ciemne włosy miała upięte w kok, na szyi wyeskponowała naszyjnik z pereł. Na palcach mieniły się dwa pierścienie - błękitny ślubny i w spadku po ciotce Elżbiecie, królowej Węgier. W krok za nią podążała jej jedyna i najbardziej zaufana dwórka - Kachna. Towarzyszyła jej od dawna i nigdy nie zawiodła swojej pani. Stały się sobie bliskie jak siostry.

- Dzieci zjadły śniadanie? - zapytała.

- Bardzo obfite.

- A Elżbietka? Wypiła zioła? - upewniła się.

- Trochę trwało, zanim ją do tego przekonałam.

Księżna posłała swojej dwórce uśmiech i w tym samym momencie zza korytarza wybiegło dwoje dzieci, szczerząc się na widok matki. Ta zaraz kucnęła i wyciągnęła do nich ręce. Od razu padły w jej ramiona. Były zgrzane i oddychały ciężko, zapewne już od rana musiały dokazywać. Dziewczynka odsunęła się od rodzicielki.

- Zobacz, mateńko - zwróciła jej uwagę.

Złapała poły różowej sukieneczki i wykonała zgrabny ukłon, który zmiękczył serce matki.

- Pięknie, aniołku - uśmiechnęła się do niej.

- Gdzie byłaś? - chłopiec również się odsunął.

- Na spacerze - wyjaśniła.

- Czemu nas nie wzięłaś? - zrobił obrażoną minę.

- Spaliście - postukała go palcem w nos - I nie chciałam was budzić.

Zaśmiała się i ostrożnie wstała, czując ból w kolanach. Zamaskowała to uniesieniem kącików ust i wyciągnęła ręce do dzieci. Z ochotą je przyjęli i księżna kontynuowała spacer. Uszli ledwie parę kroków, a z przeciwległego końca korytarza wyłoniła się grupka trzech mężczyzn. Idący na ich czele od razu przystanął, a za nim reszta. Księżna podniosła głowę i również zastygła. Nim zdążyła zareagować, Kazik puścił jej dłoń, wyskoczył przed nią i wyciągnął przed siebie swój drewniany mieczyk, celując prosto w jednego z mężczyzn.

- Nie bój się, mateńko, ja cię obronię - powiedział pewnie.

Księżna dopiero wtedy się zreflektowała i posłała im przepraszające spojrzenie. Podeszła do syna i kucnęła przed nim.

- Nie potrzebuję obrony - popatrzyła mu głęboko w oczy - Nic się przecież nie dzieje.

- Ale... - spojrzał ponad jej ramieniem na intruzów.

- Schowaj miecz, Kaziu.

Wydął usta, niezbyt chętny do wykonania polecenia.

- Schowaj miecz - powtórzyła.

Opuścił ramię i powoli wsunął broń za pasek. Matka uśmiechnęła się do niego i zmierzwiła włosy. Wstała i odwróciła się do przybyszów.

- Wybaczcie, panowie - skinęła lekko głową.

- Nic się nie stało - odparł mężczyzna z przodu, uśmiechając się do niej.

- Nigdy was tu nie widziałam.

- Dzisiaj przyjechaliśmy.

- Do króla?

Przytaknął. Zapanowała niezręczna cisza, więc pokiwała lekko głową. Położyła dłoń na plecach starszej latorośli.

Kartki wyrwane z KsiążekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz