☕ Okres ☕

110 4 11
                                    

Rzadko się zdarzało, że listopad był tak ładny. Świeciło słońce i musialam przyznać, że było naprawdę ciepło. Mimo to i tak wolałam chodzić w bluzie. Znalazło się już parę takich, którzy ubrali się jak na wrzesień, za co ich podziwiałam. Gdy tak sobie na nich patrzałam, to zastanawiałam się, czy nie jest im zimno. Ja już dawno wyszłam z założenia, że nie da się połączyć ciepła i wygody z elegancją i modnym wyglądem. Przynajmniej nie w zimę. I bynajmniej nie w moim przypadku. Ja mogłam ubrać się albo wygodnie i na odwal, albo się odstrzelić, co dla mnie oznaczało jedynie dłuższy i staranniejszy dobór ubioru.

Długą przerwę spędzałam w bibliotece. Już niedługo trzeba będzie zacząć myśleć nad świętami i okresem zimowym w szkole. Podobno ma być też kolejny mecz, w dodatku organizowany u nas. Lola wspominała, że Mateo bardzo się przykłada, żeby wzięli go do pierwszego składu. Jak na złość, dzwoni mi telefon i na wyświetlaczu pojawia się jego imię. Przypadek? Naprawdę zaczynam myśleć, że żyję w jakiejś opowieści.

- Halo? - odebrałam telefon, patrząc przez okna na zapełniony korytarz.

- Jezus, Lotte, jesteś tam? Jesteś gdzieś w szkole? - przez słuchawkę dosłyszałam cień paniki w jego głosie.

- W bibliotece, a co? Co się stało? - odwróciłam się tyłem.

- Lolę strasznie boli brzuch - wyjaśnił, próbując zdominować inne dźwięki z korytarza - Od początku przerwy nie wychodzi z toalety. Ja tam nie wejdę, ale ty mogłabyś... Sprawdziłabyś, co się z nią dzieje?

Zerknęłam kontrolnie na zegarek - trzy minuty do rozpoczęcia lekcji. Trudno.

- Idę - rzuciłam, ruszając w stronę wyjścia - Gdzie dokładnie jest?

- Na pierwszym piętrze - wyjaśnił - Czekam na ciebie.

Rozłączył się. Schowałam telefon do kieszeni i żwawo skierowałam się w stronę wskazanych toalet. Szybko przemykałam między uczniami, modląc się, żebym przypadkiem się nie potknęła. Może nie miałam zbytnio ochoty na konfrontację z Hiszpanem, ale wypadało pomóc Loli. Przez telefon brzmiał na naprawdę wystraszonego. Jakoś od tamtego meczu nie prowokował mnie, nie rozmawiał bez potrzeby. Po prostu dawał mi przestrzeń. Może czekał, aż sama wykonam jakiś krok? Tyle że ja nie zamierzałam wykonać żadnego kroku. W końcu dotarłam na miejsce, gdzie czekał Mateo, stukając sobie kantem telefonu po brodzie. Podeszłam do niego, co wyrwało go z amoku.

- Nadal jest w środku? - zapytałam.

- Tak - pokiwał energicznie głową i chyba chciał coś dodać, ale nie zamierzałam tracić czasu.

- Jadła coś wcześniej? Albo może źle się czuła? Mówiła ci cokolwiek?

- W zasadzie to dowiedziałem się od kogoś z jej klasy - przeczesał palcami włosy - Pisałem do niej, ale nie odpowiadała.

Westchnęłam zirytowana, sama nie wiem czemu, i po prostu weszłam do środka. Nie panował tłok, co było mi na rękę. Przystanęłam, żeby przysłuchać się, w której kabinie mogła być.

- Lola? - rzuciłam, a echo odbiło się od kafelek.

Usłyszałam chlipnięcie. Była w ostatniej kabinie. Prędko tam podeszłam i zapukałam.

- To ja, Charlotte - powiedziałam - Co się stało? Mateo się martwi. Źle się czujesz?

- Trochę... - jęknęła.

- Otworzysz?

Na korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka. Z sąsiedniej kabiny wyszła jakaś dziewczyna, obrzucając mnie dziwnym spojrzeniem. Zignorowałam je, skupiając się na Loli.

Kartki wyrwane z KsiążekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz