👑 Władysław 👑 |AE Kazimierzówna|

147 8 33
                                    

Październik, 1411r.

Wilno

Zatrzymali się w pobliskiej karczmie. Następnego dnia mieli zajechać na zamek. Czuł jak ciężkie ma nogi. Dla jego towarzysza nie była to łatwa wyprawa, ale i dla niego również. Nie mógł go jednak zostawić. Musiał go wspierać. Obiecał jej. Jego młodszy kompan patrzył tępo w miodową ciecz. Nie pił, nie jadł, prawie nic nie mówił. Żołądek mu się skręcał na samą myśl o jutrzejszym dniu. Nie chciał i równocześnie bardzo tego pragnął. Pragnął w końcu się z nim zobaczyć. Początkowo starszy nie dał zgody na wyjazd, ale ostatecznie pojechał razem z nim, ku niezadowoleniu żony.

- Po co tam jedziesz? Jest dorosły, poradzi sobie sam - mówiła z pretensjami do męża.

- To mój brat - przekonywał.

- Co z niego za brat... - prychnęła.

- Obiecałem matce, że się nim zajmę.

- No tak... - wywróciła oczami - Matka to, matka tamto... Co z niej za ma...

- Nie mów tak o niej! - podniósł głos - Przypomnij sobie, co jej zawdzięczasz. Nie musisz jechać, jeśli nie chcesz. Ale mojego zdania nie zmienisz.

Nie lubił się kłócić z żoną. Był bardzo wrażliwy na tym punkcie, ale nie mógł pozwolić sobie na uległość. Był mu tutaj potrzebny. Szczególnie, gdy widział, w jakim jest stanie. Gdy nocowali pod gwiazdami, słyszał jak cicho płacze. Zarzekał się, że jest silny, ale on wiedział, że tak nie jest. Złamał się, tak jak on. I denerwował jutrzejszym dniem, tak jak on.

***

Następnego dnia

Nie miał pewności, że w ogóle ich przyjmie. Sporo się zmieniło i było to widać na pierwszy rzut oka. Inaczej zapamiętał to miejsce i nie ukrył rozczarowania i żalu. Sporo czasu minęło, gdy był tu ostatnim razem. Zostawili konie w mieście, u opłaconego człowieka i ruszyli w stronę warowni. Kolana miał miękkie, gdy przechodzili przez główną bramę, odprowadzani czujnym i podejrzliwym wzrokiem wartowników. Zerkał na młodszego towarzysza widząc jak patrzy na zabudowania zamku. Oczy mu się świeciły, zmysły wyostrzyły, chciał zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. To mógł być pierwszy i ostatni raz, gdy tu przyjechał.

Wpuszczono ich do środka. Sługa nawet zgodził się zaprowadzić ich do niego. Mocno zaciskał dłoń na rękojeści miecza, aż cała pobielała.

- Ja będę mówił - szepnął do młodszego.

Ten obejrzał się na niego, ale srogie spojrzenie skutecznie towarzysza skutecznie go uciszyło.

- Nie wiadomo jak zareaguje. Wszystko po kolei - dodał.

Młodzieniec tylko przytaknął, godząc się z bratem. Wkrótce dotarli pod salę tronową, ale tam kazano im czekać. Młodszy usiadł we wnęce okiennej, a starszy zaczął chodzić z nerwów.

- Uspokój się - zirytował się młodszy.

- Cicho - syknął tylko, układając sobie w głowie przemowę.

Po paru dłuższych chwilach pojawił się ten sam sługa. Skinął głową, dając im do zrozumienia, że nadeszła ich kolej. Panowie stanęli i odetchnęli głęboko. Starszy poszedł pierwszy, a za nim młodszy. Weszli niepewnie do sali tronowej, gdzie czekał już na nich on. Starszy podszedł bliżej, jego towarzysz został na uboczu. Pokłonili się i przyjrzeli mu.

- Z czym przychodzicie? - zapytał beznamiętnie - Macie jakieś wieści? Sprzedajecie coś?

Starszy przełknął ślinę, patrząc na niego. Nie poznawał go. Wuju, coś ty sobie zrobił? Prędko się jednak zreflektował, by przypadkiem go nie podrażnić.

Kartki wyrwane z KsiążekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz