Październik, 1411r.
Wilno
Zatrzymali się w pobliskiej karczmie. Następnego dnia mieli zajechać na zamek. Czuł jak ciężkie ma nogi. Dla jego towarzysza nie była to łatwa wyprawa, ale i dla niego również. Nie mógł go jednak zostawić. Musiał go wspierać. Obiecał jej. Jego młodszy kompan patrzył tępo w miodową ciecz. Nie pił, nie jadł, prawie nic nie mówił. Żołądek mu się skręcał na samą myśl o jutrzejszym dniu. Nie chciał i równocześnie bardzo tego pragnął. Pragnął w końcu się z nim zobaczyć. Początkowo starszy nie dał zgody na wyjazd, ale ostatecznie pojechał razem z nim, ku niezadowoleniu żony.
- Po co tam jedziesz? Jest dorosły, poradzi sobie sam - mówiła z pretensjami do męża.
- To mój brat - przekonywał.
- Co z niego za brat... - prychnęła.
- Obiecałem matce, że się nim zajmę.
- No tak... - wywróciła oczami - Matka to, matka tamto... Co z niej za ma...
- Nie mów tak o niej! - podniósł głos - Przypomnij sobie, co jej zawdzięczasz. Nie musisz jechać, jeśli nie chcesz. Ale mojego zdania nie zmienisz.
Nie lubił się kłócić z żoną. Był bardzo wrażliwy na tym punkcie, ale nie mógł pozwolić sobie na uległość. Był mu tutaj potrzebny. Szczególnie, gdy widział, w jakim jest stanie. Gdy nocowali pod gwiazdami, słyszał jak cicho płacze. Zarzekał się, że jest silny, ale on wiedział, że tak nie jest. Złamał się, tak jak on. I denerwował jutrzejszym dniem, tak jak on.
***
Następnego dnia
Nie miał pewności, że w ogóle ich przyjmie. Sporo się zmieniło i było to widać na pierwszy rzut oka. Inaczej zapamiętał to miejsce i nie ukrył rozczarowania i żalu. Sporo czasu minęło, gdy był tu ostatnim razem. Zostawili konie w mieście, u opłaconego człowieka i ruszyli w stronę warowni. Kolana miał miękkie, gdy przechodzili przez główną bramę, odprowadzani czujnym i podejrzliwym wzrokiem wartowników. Zerkał na młodszego towarzysza widząc jak patrzy na zabudowania zamku. Oczy mu się świeciły, zmysły wyostrzyły, chciał zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. To mógł być pierwszy i ostatni raz, gdy tu przyjechał.
Wpuszczono ich do środka. Sługa nawet zgodził się zaprowadzić ich do niego. Mocno zaciskał dłoń na rękojeści miecza, aż cała pobielała.
- Ja będę mówił - szepnął do młodszego.
Ten obejrzał się na niego, ale srogie spojrzenie skutecznie towarzysza skutecznie go uciszyło.
- Nie wiadomo jak zareaguje. Wszystko po kolei - dodał.
Młodzieniec tylko przytaknął, godząc się z bratem. Wkrótce dotarli pod salę tronową, ale tam kazano im czekać. Młodszy usiadł we wnęce okiennej, a starszy zaczął chodzić z nerwów.
- Uspokój się - zirytował się młodszy.
- Cicho - syknął tylko, układając sobie w głowie przemowę.
Po paru dłuższych chwilach pojawił się ten sam sługa. Skinął głową, dając im do zrozumienia, że nadeszła ich kolej. Panowie stanęli i odetchnęli głęboko. Starszy poszedł pierwszy, a za nim młodszy. Weszli niepewnie do sali tronowej, gdzie czekał już na nich on. Starszy podszedł bliżej, jego towarzysz został na uboczu. Pokłonili się i przyjrzeli mu.
- Z czym przychodzicie? - zapytał beznamiętnie - Macie jakieś wieści? Sprzedajecie coś?
Starszy przełknął ślinę, patrząc na niego. Nie poznawał go. Wuju, coś ty sobie zrobił? Prędko się jednak zreflektował, by przypadkiem go nie podrażnić.
CZYTASZ
Kartki wyrwane z Książek
Short StoryTu jest wszystko. I nic też. Czasem dopadnie mnie pomysł. I jeśli nie wyląduje w hasioku, to ląduje tu. Bywają treści nieodpowiednie dla wszystkich c: