Chapter seven [18+]

977 35 45
                                    

-Dobry chłopiec – Cichy pomruk, sprawił, iż po młodej skórze przebrnąć brutalny dreszcz gromkiego podniecenia, wędrując wprost do schłodzonej, twardej męskości, tak boleśnie odsłoniętej.

San był tak delikatny, kiedy poruszał się w jego wnętrzu, jak gdyby rzeczywiście obawiał się zranienia czegoś mu cennego i ważnego. Serce Wooyounga płakało na ten gest, choć ból rozciągania pozostał i ledwo przywykł do piekącego skubania, kiedy mężczyzna wepchnął kolejny, nieco dłuższy obok swego pobratymca, sięgając głębiej, niżeli swój poprzednik, naciskając na zaciśnięte ściany.

Niższy jęknął, wiercąc się niewygodnie. Nie pamiętał kiedy tak bardzo się zapuścił... ledwo pamiętał swój ostatni raz. Tak dawno nikt się nim nie zajął... tak dawno nikt nie sprawił, iż mógł poczuć się tak dobrze rozciągniętym, a brak czasu pomiędzy pracą a domem odebrał mu możliwości własnego zadowolenia.

Zaczął się stresować, czy w ogóle podoła powierzonemu mu zadaniu. San wydawał się... dość duży przez ciasne spodnie, a pomieszczenie go... w jego stanie...

Przełknął w przerażeniu.

-Cii, hej, musisz się rozluźnić, jeśli chcesz, byśmy szyli dalej – Wyszeptał ponownie czarnowłosy mężczyzna, sprawiając, iż przypomniał sobie, gdzie się znajduje... kim jest ten, który postanowił odzyskać utracony owoc jego smaków. San był inny. San nie nalegał, aby szybko wyzbyć się ciśnienia. Wypieprzyć jego umysł i zostawić samotnego, aby doszedł po zatraceniu w paskudnym bólu... San się o niego troszczył – Mogę przerwać, jeśli chcesz.

-Nie! – Wooyoung poczuł panikę eskalującą w jego ciele, a ciało napięło się, sprawiając, iż jęknął w jeszcze większej niewygodzie – Ja dam radę, tylko...

-Woo – San odchylił się ze słodkim, elizejskim uśmiechem, unosząc wolną dłoń w kierunku policzka niższego, aby delikatnie musnąć wrażliwą skórę swoimi delikatnymi opuszkami długich palców. Chłopiec zastanawiał się, kiedy ten opadł na kolana, gdyż jego wzrost wciąż górował nieco nad nim pomimo innej pozycji – W porządku. Naprawdę. Możemy przerwać kiedy chcesz, albo kontynuować nieco wolniej. Chcę zobaczyć tylko twoje szczęście...

-Z której komety spadłeś? – Jęknął Wooyoung do siebie, nieco nieświadom, iż jego słowa wybrzmiały tak głośno.

-To znaczy? – San parsknął delikatnie, wciąż łagodnie masując wystającą kość policzkową, nieco pod okiem chłopca.

-Jesteś tak cudowny... – Niższy zarumienił się paskudnie, zupełnie oszołomiony, kiedy palce czarnowłosego ponownie powoli poruszyły się, wymuszając gruby, soczysty jęk brudu spomiędzy rozchylonych ust chłopca. Tym razem ruchy były jednak znacznie łatwiejsze, nie sprawiając brutalnego cierpienia, a zaledwie drobne szczypanie.

-Ty też, skarbie. Spójrz, jak wyśmienicie sobie radzisz. Jesteś dla mnie taki dobry. Taki cudowny. Tak dobrze bierzesz moje palce... – Wooyoung czerwienił się rozkwitającymi paskudnie rumieńcami wstydu, podniecenia i błogości, kiedy jego jęki stawały się bardziej brudnymi wraz z uciekającym bólem, aż zaczął kąpać się w błogości.

San zaś jedynie pomrukiwał z satysfakcją, na błogie dźwięki, które umykały z pulchnych, rozchylonych ust, a jego spojrzenie biegło po słodko wykrzywionej twarzy, aż uchwycił je w mocnym uścisku, gryząc słono w szerokim kontraście i ciągnąc je wraz z silniejszym pchnięciem swych palców, aby nie miały sposobności, aby zatamować błogi krzyk.

-Boże tak! – Wrzasnął głęboko Wooyoung, kiedy silne palce otarły się o jego prostatę, naciskając znacznie mocniej i wbijając się z pełnią swej intensywności, aż niższy nie potrafił wytrzymać.

Jego skroń odskoczyła w tył, uderzając niemal boleśnie o zagłówek, wraz z wygięciem się kręgosłupa w piękny, eteryczny łuk, lecz nie oczekiwał, iż jego krtań zostanie zaatakowana przez pożądliwe usta. Dłoń z jego policzka zniknęła, aby powoli opaść w dół, aż dotknęła jego boleśnie twardą męskość, zaciskając się i poruszając delikatnie po wrażliwej skórze. Ruch ustał zaledwie na chwilę, nim powrócił nieco gładszy i definitywnie chłodniejszy... choć San zadbał, aby ocieplić żelową esencję, masując ją w swojej dłoni.

Chłopiec był bliski krzyku, kiedy gruby palec musnął żwawo jego czubek.

-Byłem nazywany wieloma imionami – Wymruczał mężczyzna o czarnych, jak noc włosach i nienaturalnych umiejętnościach, wciąż muskając pulchnymi wargami wrażliwe, uwydatnione w błogości żyły chłopca – Ale nikt nie wołał mnie tak pięknie... ani nie porównywał mnie z Bogiem – Zachichotał niemal słodko, pomimo iż jego pale nie przerwały swych cudów, wbijając się jedynie mocniej, aż kolejny nie uderzył, tworząc rozciągające trio śmierci.

Czysta, paradoksalnie błoga tortura dobiegła końca, kiedy ostatnie niewygodne tarcie umknęło z jego umysłu, a rozciąganie stało się już niewyczuwalnym. Nagle San wyrwał swoje palce bez żadnego ostrzeżenia, chichocząc słodko w delikatnym rozbawieniu.

-To dopiero początek moje słonko... stracisz rozum, kiedy wymienię to – Uniósł trzy, gęsto ociekające palce ku górze, aby Wooyoung mógł z paskudną czerwienią przyglądać się ich długości – Na coś... – Odchrząknął ciężko – Lepszego... – Złożył pocałunek na szyi, nieco powyżej obu obojczyków – Większego... – Kolejny wprost na krtani, podgryzając nieco jabłko Adama – Dłuższego... – Wooyoung mógł przysiąc, iż jego oczy wywróciły się w tył, kiedy jego brzuch, tyłek, umysł palił od podniecenia zupełnie zdruzgotany i zatracony.

San odsunął się z demonicznym uśmiechem malującym jego opuchnięte usta, gdy uniósł się lekko, zaledwie o cale, aby oprzeć kolana o część skórzanego fotela.

-Tak było na kości? – Spytał Wooyoung, starając się desperacko zebrać samotne ochłapy swojego zrujnowanego umysłu, nim ten zupełnie umrze na sam zapewne widok.

Pomimo iż słyszał, jak klamra ciasnego paska spodni czarnowłosego mężczyzn rozpina się z głuchym uderzeniem, a bluza ukrywające zapewne ogromne ramiona, spada bezwładnie na siedzenie obok, trzymał spojrzenie daleko zatopione gdzieś w dal, aby oszczędzić sobie ostatnich brutalnych pragnień... albo też dlatego, że obawiał się, iż dojdzie na sam widok.

-Nie, na kości było coś bardziej grzesznego, ale nie wezmę cię w ten sposób dziś... to byłoby dla ciebie zbyt bolesne, a nie chcę zobaczyć twoich łez – Czułe serce chłopca krajało się na te urokliwe słowa, pomimo świadomości, co i tak spotka jego piekielne ciało. San wydawał się po prostu wyciągnięty z jego najgłębszych snów.

-Mówisz tak, jakbyś zakładał, że znów się spotkamy – Zauważył niższy, wciąż starając się unikać spojrzenia na zapewne błogosławione pięknem ciało młodego, silnego mężczyzny, czując się pogrążony we smutku.

Obawiał się, iż będzie to koniec... nawet wiedział, iż tak się stanie, gdyż ich relacja kreowała się tylko i wyłącznie na szybkim seksie na zapomnianym parkingu konającej stacji benzynowej. Szybki seks, nic więcej... brutalna rzeczywistość... prawda, która kuła jego umysł.

Pomimo wszystko nie chciał odpuścić, zbyt długo bawił się w dobrego chłopaka. Grzecznego i ułożonego dzieciaka, podatnego na wszelkie sugestie i rozkazy. Było to chore, a w końcu natrafiła się perfekcyjna okazja, aby zerwać wszelkie więzy z tamtym paskudnym życiem odbierającym mu naturalny dzień błogich chwil i pięknych wspomnień.

-A nie? Jak mówiłem, nie chcę cię porzucić. Spotkam się z tobą jutro... i może pojutrze... To, że dziś się będziemy kochać, absolutnie nic nie zmienia. Nie jestem taki, by wyruchać i zostawić... – San delikatnie ułożył dłoń na chłopięcym podbródku, ciągnąc go w końcu w swoim kierunku.

~
Jak tam po comebacku?

Touch Me //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz