Chapter five

571 40 10
                                    

Swoją drogą, skąd wiedziałeś? - Pytanie Wooyounga rozległo się nagle w pustce ogromnego pomieszczenia, kiedy ciepła dłoń Sana spłynęła wolno z jego talii, aby mogła ich rozdzielić gruba lada sklepowa.

-Hym? - Mężczyzna nie wydawał się zbyt wzruszonym, powoli przechodząc w kierunku kasy, aby przyjrzeć się uważnie zestawowi błękitnych i różowych opakowań o dla każdego znanej zawartości, choć często unikanej głębszego wczytania się w ich zastosowanie z powodu wstydu malującego dogłębnie zdradliwe policzki.

Dlatego też chłopiec był zaskoczonym, widząc, jak czarnowłosy skrupulatnie przeczesuje się przez liczne frazy, poszukując odpowiednich, a nawet wybranych? A co jeśli był wprawiony w takiej sytuacje? Nie. Wtedy miałby zapas... chyba że już go zużył? Fioletowo włosy przełknął, kiedy miliardy przeraźliwych pytań uderzyły w jego skroń.

-Skąd wiedziałeś, że się zgodzę? Chyba że ty tak tylko... każdemu? - Spytał w końcu, mając nadzieję, iż nie urazi drugiego mężczyzny swym śmiałym pytaniem.

-Nie! Broń boże, i nawet tak nie myśl! - Choć młodszy wiedział, że panika jest sztuczna, wciąż poczuł dziwne uczucie na nagły wybuch. To tak, jakby posądzenie nie tylko miało ubliżyć, a również trafić w czuły punkt dawno wygojonych ran - Jesteś pierwszym od naprawdę dawna, z którym robię to w ten sposób... i było to wypisane na twojej twarzy, już w chwili, kiedy wysiadłem z samochodu - Zauważył, a kolejny podstępny uśmiech wykrzywił jego usta, formując dwa ogromne kaniony po obu stronach uniesionych policzków.

-Aż tak oczywiste? - Jęknął niższy, zupełnie zbity z tropu, czując potworny wstyd, kiedy drugi skinął głową na zgodę.

-Cóż, każdemu się zdarza, a samotność na tym odludziu rzeczywiście ci nie służy - Powiedział, rzucając jedną z droższych paczek zabezpieczających na ladę kasy, nim skinął dłonią, niemal błagając o chwilę cierpliwości, z ogromnymi oczami pełnymi wypisanych próśb - Jeszcze kilka rzeczy - Wyszeptał w końcu, oddalając się pospiesznie, jak gdyby kolejna chwila zwłoki miała przekreślić jego wszelkie szanse.

Wooyoung oczekiwał więc jego powrotu, obserwując, jak porusza się pomiędzy długimi alejami zalegającymi od licznych produktów.

Jego ciało było godne wszelkiego podziwu, przemieszczając się zgrabnie, jak gdyby wiedział, iż jest obserwowany... Zapewne też tak było, gdy kiedy tylko odwrócił się nieco bliżej stanowiska, schylając się lekko w bardzo niepoczciwym pretekście odszukania czegoś na niższych pułkach sklepowych, prezentując przed młodszym dość intensywnie wyćwiczony tył, pospiesznie spojrzał na nowo z uśmiechem zadowolenia malującym jego miękkie, malinowe usta.

-Proszę Pana - Głos Sana uderzył w niebezpiecznie niskie, a zarazem głębokie tony, doprowadzając umysł młodszego do czystego zawału - Potrzebuję pomocy - Wymruczał słodko, udając szczenięce niewiniątko zaledwie nieświadomie uwięzione w pożądliwej skórze podstępnego wilka.

-Tak? - Wooyoung naprawdę starał się wygrać walkę ze swym gardłem, które ostatnio, zamiast pozostać jego sprzymierzeńcem, nieustannie zawodził go na każdym możliwym kroku.

-Potrzebuję bandaża, mści na oparzenia i batonika - Uśmiechnął się, wyraźnie zauważając walkę fioletowowłosego. Chłopiec przełknął z przerażeniem, tym razem już rozumiejąc, co dawało Sanowi taką przewagę... on dokładnie wiedział, co potrafi zrobić z niższym chłopcem i wykorzystywał to perfekcyjnie przeciwko niemu.

-Dwie pierwsze rzeczy regał przed tobą najwyższa półka, batoniki są tu - Wooyoung skierował swą dłoń nieco niżej pod kasę, doskonale wiedząc, gdzie pozostawił je przed kilkoma godzinami, kiedy jego najbliższy przyjaciel pozostawi go brutalnie samotnego. Choć teraz nie żałował swojego wyboru zgody. Oj nie - Proszę, przestań się ociągać - Jęknął cicho, czując, jak ciasne zaczynają robić się jego spodnie poprzez czystą obserwację.

-Co, dziecko nie może cię doczekać? - Zachichotał niemal słodko, jak na gusta niższego chłopca, lecz posłuchał, posłusznie powracając do jedynego otwartego stanowiska - To wszystko, proszę pana - Zachichotał uroczo, w ostatniej chwili rzucając dwa batoniki ja ladę, dokładnie obserwując, jak Wooyoung szybko przykłada produkty, oczekując cichego kliknięcia, nim wymruczał ciche podliczenie kwoty wartości zakupów.

-Proszę zwracać się do mnie imieniem - Mruknął chłopiec, opierając się z wolna o chłodny blat kasy, aby mieć dogodny pogląd na to, co robi drugi, dokładnie obserwując, jak wyciąga dłoń w kierunku poparzonego palca.

Oh, jego palca, no tak. Niższy dopiero po kilku krótkich, choć paradoksalnie zbyt długich chwilach zlustrował się w bezczynności, pospiesznie wyciągając poparzoną dłoń w kierunku drugiego mężczyzny. San jedynie zaśmiał się krótko, delikatnie odkręcając tubę maści, aby powolnymi ruchami nałożyć chłodną, żelową konsystencję na drobny palec.

Młodszy jęknął, kiedy nieprzyjemne uczucie rozeszło się dreszczem po jego dłoni, sycząc na zbyt nagły i niespodziewany dotyk, choć wiedział, że ten nadciąga. Odwróci spojrzenie od paskudnej rany, która czerwieniała złośliwie, przechodząc w biel przy miejscach martwego, przypalonego naskórka, który jak się okazało, nie przetrwał próby ognia.

-Już prawie - Wyszeptał mężczyzna, wyczuwając dyskomfort drugiego, choć jego głos przejęty był głębokim skupieniem, w którym pogłębiło go niezwykle staranne rozprowadzanie maści po przypaleniźnie opuszka -Myślę, że paznokieć powinien pozostać, ale musisz to dokładnie pielęgnować - Dodał już po chwili, nim pochylił się, aby czule podmuchać bolesne miejsce poparzenia - dobrze się spisałeś - Wrażliwe serce Wooyounga zamarło, kiedy ciemne, ciepłe spojrzenie powiodło ku niemu, spoglądając z dołu wyrazem z jednej strony tak trudnym do rozczytania, a z drugiej niemal zbyt prostym... intuicyjnym.

San był prostym w swych pragnieniach. Było to wypisane na jego twarzy, kiedy oczy ukazywały dokładną mapę wszelakich, rozkosznych postępowań, które marzył, aby ujrzeć. Był oczywistym, lecz właśnie to dawało chłopcu przewagę. Rozumiał, iż mężczyzna przed nim nie potrzebował zbyt wiele, aby zawładnąć jego sercem, omotać je naiwnie w grubych więzach miłosnych. trudniej zaś było je utrzymać... wymagało to licznych starań, poświęceń...

Byl w stanie to zrobić? Może... Czy właśnie nie tego chciał przy całym chaosie swojego życia? Nie potrzebował kogoś, o tego będzie mieć szansę walczyć?

Nie była to jednak chwila godna rozważań tak trudnego pokroju. To, co miało nadejść, było proste, a jedyne co musiał uczynić to poddać się wyrafinowanej woli.

Touch Me //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz