Chapter twenty-four

382 28 9
                                    

-San...

-San...

-Hmm.

-San, obudź się, proszę - Irytujący głos.

-Nie...

-San, proszę. Musisz się skupić - Ten sam, irytujący głos, choć nieco bardziej znajomy, przebijający się przez mgiełkę odrętwiałej obojętności - Dobrze, teraz otwórz oczy - Naprawdę pragnął posłuchać, jednak jego powieki wydawały się tak ciężkie, a z każdym kolejnym słowem dziwnie znanego mu głosu zatracał się coraz to bardziej w paskudnym bólu swej pulsującej skroni - No daje San - Poczuł uderzenie w swą łydkę, sprawiające, iż wzdrygnął się, jęcząc lekko.

Zamrugał powiekami, starając się odgonić dziwny mrok swojego spojrzenia i przejrzeć przez mgłę. Zdezorientowany przebiegł pospiesznie po ciemnym pomieszczeniu zachowaniem w stylu gotyckim, o ścianach czarnych, pokrytych kamieniem i drzwiach metalicznych, pozbawionych otworów. Dopiero teraz uczuł chłód, który wstrząsał jego ciałem i nie potrafił powstrzymać nienaturalnych spazm. Dlaczego czuł się tak słabym? Dlaczego czuł pot spływający po jego czole, gdy było mu tak lodowato? Miał ochotę jedynie zamknąć oczy i nigdy więcej ich nie otworzyć...

-Hej, otwieraj te oczy śmieciu! - Zmusił się, aby ponownie unieść powieki, starając się potrząsnąć znużoną skronią, nim jęknął na ten ruch, pogłębiający jego pulsujący ból głowy. Zdezorientowany spojrzał w kierunku źródła znajomego głosu, wlepiając umęczone spojrzenie wprost w siedzącego Yunho, który przyglądał mu się z nietypowym dla niego zmartwieniem - Wróciłeś? - Spytał, nie otrzymując jednak odpowiedzi - Stary odezwij się, zaczynasz mnie stresować...

-Jesteś starszy - Wysapał San, odchrząkując ciężko, kiedy chrypa zajęła jego ton. Drugiemu jednak to wystarczało, kiedy uśmiechnął się ciepło.

Dopiero po chwili dotarło do Choia, jak niebezpiecznie blada jest twarz jego brata. Jego ciało wydawało się przemoczone, kiedy ciemna koszulka obciśle przylepiała się do jego wyraźnie zarysowanej piersi z włosami ospale przyklejonymi do czoła, gdy on sam trząsł się lekko. San spróbował więc unieść dłonie, aby zdjąć swoją bluzę... tyle że nie potrafił, wykonując zaledwie milimetrowy ruch, nim coś boleśnie przytrzymało go w miejscu. 

Obaj siedzieli w tej samej pozycji z nogami wyciągniętymi przed siebie na lodowatym betonie pomieszczenia, blisko kamiennych ścian, choć ich plecy opierały się na chudych rurkach pod niewygodnym kątem. Ramiona mieli za sobą, spięte ciasno, niemalże przyszpilone do wspomnianego metalu.

-C-co się stało? - Spytał młodszy mężczyzna, zupełnie oniemiały, nim spróbował odnaleźć wygodniejszą pozycję, przesuwając biodra nieco w bok. Syknął, kiedy paskudny ból przeszył jego lewy bok oraz dół jego pleców w prawdziwej agonii.

-Nie ruszaj się - Zrugał go Yunho, karcąc go niemal rodzicielskim spojrzeniem - Dopiero przestało krwawić -  San spojrzał w dół, nim wzdrygnął się na kałużę krwi pod swym ciałem... niemal w niej siedział - Nie możesz zasnąć, dobrze? Wiem, że pewnie mi już nie ufasz, ale błagam, zrób dla mnie ostatnią rzecz i nie zaśnij, dobrze? Rana została zakażona... - Odchrząknął ciężko, kiedy jego głos stał się drżącym i słabym - Więc musisz pozostać przytomnym, dobrze?

-Powtarzasz "dobrze" - Prychnął San, nim oparł tył swej skroni na górnej części rurki za nim, starają się złapać kilka krótkich oddechów spokoju - Ale postaram się... - Choi zawahał się na kilka chwil - Dopadli nas? - Uniósł jedną powiekę, aby spojrzeć na starszego, który skinął głową ze smutkiem na swej twarzy - Przyszli po niego? - Spytał, pamiętając, jak przez mgłę, mężczyznę, który groził Wooyoungowi bronią, nim uderzył go w skroń... miał nadzieję, że chłopak przeżył. 

Touch Me //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz