Yunho zaczął desperacko drapać dolną część, która ukrywała stabilizujący drut pod swym ciemnym materiałem, nie zważając na parę o kilka cali dalej, kiedy jego paznokcie piekły od nagłego nadużywania. Ostatecznie po kilku minutach, zaczął ciągnąć nitki pospieszniej, niedbale, względnibawiąc się nietrwałym materiałem, aż ten uległ, pozwalając mu zgrabnie wyzbyć się tkaniny. Zgrabnie rozchylił druciki, drugą dłonią starając się namacać otwór, aż triumfalnie wepchnął koniec twardej wsuwki wprost do niewielkiego otworu, obracając nią zręcznie w poszukiwaniu zacisku.
-Yunho - Jęknął San, sprawiając, iż ponownie skoncentrował się na mężczyźnie, z przerażeniem dostrzegając, jak jego oczy tracą dawny blask, a uda rozluźniają się niechętnie od utraty wszelkich sił i starszy nie mógł mu mieć tego za złe, zważywszy, jak zapewne wymagające było to dla kogoś, kto siedział w kałuży własnej krwi.
Nagle agresor wyrwał sie z jego objęć, uderzając nogami chłopaka brutalnie o podłoże, nim wyślizgnął się spomiędzy, nie wahając się ani chwili, aby uderzyć mężczyznę wprost we wrażliwą szczękę. San jęknął, czując przerażenie, iż zawiódł, przyjmując kolejne uderzenie, choć ból był tępym w porównaniu prawdziwej agonii jego boku. Był niemal na pograniczu świadomości, walcząc, aby desperacko nie upuścić złotej liny rozsądku w tej chwili... pomimo iż zapewne byłoby to niezwykle wygodne...
Nagle ciało zostało z niego zdjęcie z głośnym hukiem o beton tuż obok. Odetchnął lekko, walcząc z ciężkością swych powiek, nim rzeczywiście pokusił się spojrzeć na bok... oh.
Był przerażony, dostrzegając, z jaką wściekłością jego przyjaciel... brat masakrował mężczyznę, który przed kilkoma sekundami ozdobił jego policzki głęboką mozaiką czerwieni i purpury. Jego dłoń nie ustała nawet w chwili, kiedy dawny agresor splunął krwią ze swego gardła, wciąż uderzając bez utraty sił z drugim ramieniem przytrzymującym gardło mężczyzny.
-Yun... - Starał się powiedzieć San, lecz jego głos nagle wydał się zawodnym, pozostawiając mu zaledwie słabe mamrotanie... był tak zmęczonym... - Yunho - Wyszeptał, nie myśląc nawet, aby się poruszyć. Zwykle siedział tam bezwidnie, wpatrzony w pokrywającą się krwią twarz - Proszę... Yunho - Powiedział żałośnie słabo, płonąc w przejmującym go zmęczeniu, nim srogi kaszel przejął jego płuca, wstrząsając całym ciałem wraz z raną, jednak nawet krzyk nie mógł wydobyć się z jego zaciśniętego gardła, kiedy zaczął się krztusić.
Nie mógł złapać powietrza.
Wzdrygnął się, kiedy coś ciepłego dotknęło jego lodowatego, mokrego policzka, już po chwili delikatnie ujmując oba, więc postarał się z całych sił, aby otworzyć powieki i zdusić paskudny kaszel. Odetchnął z ulgą dostrzegając zdenerwowane spojrzenie Yunho, który łagodnie poklepał jego skórę, starając pomóc mu się ocucić.
-Już dobrze, wytrzymać tylko trochę - Wyszeptał, sięgając w tył, aby rozkuć i jego ramiona, podejmując zaledwie kilkusekundową walkę, nim obolałe nadgarstki zostały uratowane... San nie miał jednak sił, aby je unieść - Chodźmy, znajdziemy Wooyounga, a później obiecuję, że będziesz mógł w końcu odpocząć - Wyszeptał, delikatnie ujmując wiotkie przedramiona, aby zacisnąć na nich swe dłonie i szarpnąć młodszego wraz zza sobą ku górze.
Choi tłumił krzyk bólu, kiedy kula ponownie przesunęła się w ranie, niemal opadając na Yunho, niegotowy, aby utrzymać się na własnych nogach.
Starszy był tam, jednak, aby go złapać, nieśpiesznie kładąc jego ramię na swoich szerokich barkach, co było niezbyt wygodne z powodu dość widocznej różnych wzrostu, a San jęknął, powoli unosząc wolną dłoń w kierunku rany, aby ponownie, choć mniej stabilnie zacisnąć na niej swoje palce w desperackiej próbie zatamowania obfitego krwawienia.
-G-gdzie - Przełknął ciężko, kiedy Yunho pociągnął go o krok, niezgrabnie poruszając dziwnie lekkimi nogami - Gdzie się nauczyłeś tak... robić? - Spytał, starając się odwrócić umysł od potwornego bólu jego ciała, skupiając się na rozmówcy, który nie raz zerkał na niego niepewnie, pomimo zaledwie kilku metrów progresu.
-Na komisariacie nie często trafiały się jakieś prawdziwe zdania, więc miałem naprawdę dużo czasu, żeby poćwiczyć różne sztuczki. Co prawda nigdy tak naprawdę nie wykorzystałem maseczki, ale hej, człowiek uczy się całe życie - Uśmiechnął się, sięgając do gałki drzwi, nim powoli wychylił głowę na cienki, biały korytarz, oświetlony nieco zbyt jaskrawo dla ich przywykłych do mroku powiek. Zupełnie zapomniał, iż San zalega na jego ramiona, szybko prostując się, kiedy usłyszał lekkie, bolesne wciągniecie powietrza - Wybacz.
-Yunho... ja... ja nie wiem, czy dam radę... - Wyszeptał Choi, czując, jak jego skroń staje się naprawdę ciężka.
-Dasz radę - Warknął wyższy, nie pozostawiając nawet słowa na żaden sprzeciw - San jesteś silny. Jedną z najsilniejszych osób, jaką spotkałem. I nie możesz się teraz poddać, jasne? Jeśli rzeczywiście troszczysz się o Wooyounga, nie wolno ci się poddać! - Warknął, ciągnąc go mocniej przez prosty korytarz o białych, sterylnych ścianach i podłodze, przypominając ten szpitalny w dniu, kiedy San zwieńczył poduszką żywot swojego ojca.
Choi zmarszczył brwi...
-Czy to nie... - Przełknął, przeklinając swój utrapiony głos - Nie przypomina ci czegoś?
-Tamten szpital? - Spytał od razu Yunho, pogrążony w tych samych myślach - To nie możliwe... został zamknięty...
-Chyba, że ktoś go wykupił i teraz używa do bóg wie czego... Kurwa, Yunho jesteś pewien, że pozbyliście się każdego z tamtych skurwysynów?
Nagle starszy zamarł, wpatrując się tępo w podłogę pod sobą.
-Tak nam się wydawało, ale...
CZYTASZ
Touch Me //WooSan
FanfictionWooyoung tak wiele dni zmagał się ze swymi traumami. Nie sądził jednak, iż jedno wydarzenie, jedno twierdzące słowo zaciągnie go z powrotem do dawnego koszmaru. Jego życie było jak upadające domino. [Praca może zawierać: przekleństwa, sceny 18+] 25...