Chapter nine

648 34 20
                                    

-Tak mi przykro! – Zawołał San z przerażeniem, spoglądając wprost w zmęczone oczy niższego chłopca, choć te nie wydawały się nawet odrobinę wzruszone – Przepraszam, zapomniałem przez to wszystko, ale obiecuje, nie jestem chory czy coś, ja po prostu... mogę dać ci jakieś papiery, czy coś. Cokolwiek...

-Sannie, w porządku – Wymruczał Wooyoung głosem niemal odurzonym i zupełnie apatycznym, kiedy delikatny uśmiech nieustannie rozpromieniał jego usta – Wierzę ci. Uwierzyłbym, nawet gdyś mi wmawiał, że jesteś jednorożcem – Zachichotał delikatnie, w jego ciemne oczy błysły swawolnie – Gorzej, ponieważ teraz będzie ciekło, a ja muszę wrócić do domu – Słabe westchnienie niewielkiej frustracji umknęło przez jego gniewnie czerwonych ust.

-Zawiozę cię – Zaoferował pospiesznie czarnowłosy mężczyzna, kiedy tym razem jego policzka oblał się krwistym rumieńcem brutalnej winy – Mogę cię nawet zanieść – Wyszeptał czule, lekko muskając blade, nieco spocone policzka chłopca, nim ponownie sięgnął do podłokietnika, wyciągając paczkę mokrych chusteczek – Powycieram cię, dobrze? – Spytał cicho, wciąż nie chcąc wyciągnąć się z ciepłego, lekko skurczonego ciała, które powoli dochodziło do siebie.

-Yhym – Wooyoung wydawał się poddać w walce radzenia sobie ze własnym głosem, zamykając powieki, nim z drobnym sykiem poruszał biodrami na boki.

-Co robisz? – Spytał San, marszcząc brwi, kiedy delikatnie przyłożył chłodną chusteczkę do mokrej skóry, pocierając ją łagodnie, aż uznał ją za dostatecznie czystą.
-Sannie? – Wyższy rozpływał się pod brzmieniem swego imienia w tak pięknych walorach głosu – Możemy jeszcze raz? – Jego oczy otworzyły się szeroko w szoku, zaskoczony, iż fioletowo włosy ponownie zapragnął go mieć. Mógł przysiąc, iż nigdy mu się to nie zdążyło od razu po ich pierwszym razie.

Przełknął więc zaskoczony, choć nie trzeba było dwa razy powtarzać, nim znów zaczął twardnieć w gorącym podnieceniu na samą myśl. Wyciągnął pospiesznie nową chusteczkę, starą rzucając pod nogi, aby delikatnie otrzeć nagi skrawek brzucha niższego chłopca, nim uniósł spojrzenie, śledząc jego wyraźnie niewygodne rysy twarzy.

-Jesteś pewien? To może być dla ciebie trudne, a później będziesz obolały... – Oczywiste było, iż się martwił, szczególnie kiedy w tej też chwili, gdy jego zmysły były spojone, dostrzegał dyskomfort na twarzy młodzieńca.

-Tak. Proszę... chce jeszcze raz – Jęczał Wooyoung, nieco podnosząc powieki, aby spojrzeć wilgotnym, mdławym wzrokiem rozpieszczonego bachora wprost w oczy czarnowłosego – Proszę...

-W porządku. Możemy iść tyle razy, ile tylko zapragniesz – Wyszeptał San, kradnąc krótki pocałunek z opuchniętych ust, nim poruszył delikatnie biodrami, starając się stworzyć, jak najmniej możliwego tarcia – Jesteś pewien? – Spytał, delikatnie całując policzek chłopca.

-Tak, po prostu to zrób... – Nie zwieńczył swojego oddechu, kiedy mężczyzna ruszył się gwałtowniej, sprawiając, iż długi, dławy jęk przemknął przez usta zaskoczonego chłopca.

-Tak? – Mruknął San głosem bliskim zezwierzęconego warkotu, gdy podstępny uśmiech barwił już jego usta.

-O boże tak – Westchnął ciężko chłopak, zupełnie zrujnowany, kiedy jego umysł rozpaczliwie przestawał działać na rzecz czystej błogości.

-Przysięgam, zmieniam imię – Prychnął, ponownie uderzając w krzyczącego chłopca, chichocząc z jego zdruzgotanego stanu. Nagle serce Wooyounga zamarło, kiedy dostrzegł lekki ruch za oknem -San, czekaj! – Pisnął spanikowany, wiercąc się i krzycząc, kiedy czubek mężczyzny musnął jego czułe miejsce.

-Już nie jestem bogiem? – Spytał chrapliwie, nieustannie poruszając biodrami w czystym ataku na wrażliwe miejsce.

-K-klient – Wyjęknął oszołomiony pomiędzy krzykiem błogości, desperacko starając się zatrzymać mężczyznę, nim utraci rozum, dech i rozsądek na rzecz przyjemności.

-Pieprzyć go – Warknął zaborczo mężczyzna, nie przystając wpychać się w ciasne ciepło – Pieprzyć ciebie...

-San! – Wrzasnął Wooyoung nie będąc pewien czy z rozkoszy, czy przerażenia.

-No co? – Mruknął wyższy w żywym dąsie, zatrzymując ruchu.

-Muszę iść... zwolnią mnie... i tak mnie zwolnią, ale wyłaź – Walczył dalej, jęcząc, kiedy mężczyzna posłusznie wysunął się z jego ciała, a biały płyn zaczął swobodnie spływać po drugiej skórze kosztownych foteli.

Później przeprosi. Na razie schylił się, prawie uderzając twarzą o brzuch Sana, kiedy sięgał po swoje spodnie, naciągając je na spocone, mokre nogi, nie przejmując się już zbędnymi bokserkami.

Prawie upadł boleśnie na ziemię, kiedy otworzył drzwi drogiego samochodu, potykając się paskudnie w bólu jego dolnych części ciała. Zapewne zderzyły się z asfaltem pod jego stopami, gdyby nie czuły dotyk, okalając jego talię.

-Uważaj na siebie – Mruknął San, pośpiesznie poprawiający jego ubranie sprawnymi dłońmi, nim dokładnie zapiął jego spodnie – Dokończymy, jak się go pozbędziesz – Zapowiedział, wciąż pozostając boleśnie nagim od pasa w dół do kolan i wystawionym na wszelkie lodowate powiewy chłodu, więc niższy pośpiesznie skinął głową na zgodę, nie przedłużając katorgi drugiego.

Biegł szybko, choć nieco pokracznie, gdy jego ciało paliło ogniem bólu, a płyn spływał po udach, wnikając głęboko w ciemne nicie... no cóż, już nadające się jedynie do wyrzucenia spodnie. Modlił się jedynie, aby nie było tego zbyt widać...

-Niech Pan pozwolił, że to zrobię – Jęknął, przeklinając swój zdarty od niedawnego krzyku głos.

Touch Me //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz