Chapter twenty-three

388 27 29
                                    

Cisza.

Przeraźliwa cisza tuż po tym, jak ogłuszających huk wystrzały przeszył dogłębnie ciężką atmosferę obok, kiedy oczy wszystkich trzech powiodły do rozchodzącej się plamy ciemnej czerwieni, która zachłannie pochłaniała coraz to większe skrawki hebanowego materiału.

To tak, jakby ktoś zatrzymał czas.

Nagle ciało upadło z cichym sykiem, przykładając dłoń do świeżej rany z kulą wciąż głęboko tkwiącą nieco powyżej lewego biodra. Gdy zacisk wzmocnił się, krew zaczęła bulgotać pomiędzy białymi palcami, przedzierając się przez zacisk.

-San! - Wrzasnął Wooyoung, rzucając się biegiem w kierunku mężczyzny, jednakże nie przestąpił nawet kroku, gdy jego ciało zostało szarpnięte w tył i uwięzione w obcym objęciu.

-Tęskniłeś za mną? - Chłopiec zamarł na znajomy mu głos, jednakże nie potrafił walczyć z okalającymi jego talię ramionami, ciągnącymi go w obce objęcie... Nie, kiedy jego oczy wpatrzone były w sylwetkę Choia. W jego zakrwawione dłonie. Drżące ciało. Szok wymalowany na zdezorientowanej twarzy... i to wszystko było jego winą.

Wooyoung czuł, jak jego kręgosłup przechodzi niechciany dreszcz paniki, lecz nie z racji, iż były kochanek przyłożył usta do jego karku. Nie. To przestało być istotne. Nie, kiedy bezsilnie wpatrywał się w upadające ciało Sana, które pochyliło się, opierając na dłoni, niezdolne, aby dalej podtrzymać się nawet w pół pionie.

-San... - Jęknął cicho, błagając, aby dostać się do mężczyzny. Odwdzięczył się za ratunek, jaki dał mu poprzedniego wieczoru, choć pamiętał to zaledwie przez mgłę.

Nagle jego ciało zostało rzucone na ziemię z siłą wystarczającą, aby przetoczył się dwukrotnie, sapiąc ciężko na doznanie. Był to jednak początek, nim uderzenie buta padło nieco poniżej jego żołądka, wytrącając dech z zaciśniętych płuc.

-Zamknij się cholerna dziwko! - Wrzasnął Vincenz z nienawistnym sykiem głęboko zakorzenionym w swym głosie, kiedy wymierzył kolejny cios, rozkoszując się widokiem bólu skręconego dzieciaka.

Kolejny huk. Dźwięk paskudnego wystrzału, który sprawił, iż wstrząśnięte serce Wooyounga zamarło ponownie. Zdusił w sobie wystarczająco sił, aby unieść skroń i podążyć wzrokiem po ciele Sana w poszukiwaniu kolejnych obrażeń, jednakże nie dostrzegł nic, prócz lekkiego uśmiechu zadowolenia, malujący jego rozchylone usta. Uciekł więc szybciej z przerażeniem do Yunho, pamiętając strach, jaki odczuwał, dostrzegając go pobitego z krwią rozmazaną na twarzy od pięści Sana. Bał się o nich. O dwójki z trzech ludzi, którzy okazali mu, choć odrobinę dobroci serca... pomimo wszystko, co powiedział Choi.

Powiódł po leżącym ciele wysokiego policjanta, dostrzegając... broń w jego dłoni.

Zdławiony paskudnym bólem nie zauważył, gdy San zdołał wraz z upadkiem dłoni na ziemię, przesunąć pistolet po podłodze w kierunku Yunho. Nie zauważył, gdy wyszkolony mężczyzna wycelował z broni, pomimo swego obolałego stanu. Nie zauważył wystrzału, który przeszyło pierś w okolicy serca jego dawnego kochanka.

Słyszał za to krzyk agonii, kiedy Vincenz wrzasnął z głębi płuc, upadając na ziemię, jak kostka domino, jednakże Wooyoung nie czekał. Zdobył w sobie siłę, aby powoli podczołgać się do Choia, choć mężczyzna nie wydawał się go zauważyć, zapewne w pełni skupiony na próbie płytkiego oddechu.

-Woo, zatamuj krwawienie! - Rzucił Yunho, powoli wstając ze swego miejsca z bolesnym jękiem uciekającym przez jego zęby, szczędząc na tyle koncentracji, aby zauważać, jak bezsilna dłoń odpada z uścisku na brzuchu rannego.

Dzieciak delikatnie dotknął drżącego ramienia mężczyzny, dostrzegając, jak ten wzdryga się w obawie przed kolejnym zranieniem. Zignorował to jednak, przesuwając dłonie po silnym ciele, aż pozwolił mu opaść i przeć głowę na swej piersi. Schował mężczyznę między nogami, układając obie dłonie w miejscu głębokiego krwawienia, z przerażeniem obserwując, jak szkarłat wymyka się spomiędzy jego palców. Zignorował też syk bólu, umykający z sinych ust mężczyzny.

-Zostań ze mną San. Proszę - Jęczał, czując, jak dłoń Sana delikatnie muska jego policzek.

-Jesteś tak cholernie łady - Mruknął mętnie, sprawiając, iż Wooyoung z przerażeniem spojrzał w dół w jego błyszczące, acz szczere oczy - Przebacz mi - Wyszeptał, z czystym błaganiem w swym głosie, niemal wiedząc, iż dzieciak nie będzie mógł się oprzeć.

-Zamknij się idioto.

-Pocałuj mnie... - Dzieciak nie dowierzał w słowa mężczyzny, jednakże nie zamierzał mu odbierać tych przyjemności... jeśli to ma ukoić jego ból. Pochylił się delikatnie, składając drobny pocałunek na miękkich ustach czarnowłosego, pozwalając, aby ten pogłębił, rozkoszując się uczuciem.

Wooyoung oderwał się gwałtownie na nagłe uderzenie zaledwie kilka metrów od nich... Yunho ponownie leżał na ziemi, uwięziony w ramionach obcego mężczyzny z twarzą pokrytą maską i kapeluszem zakrywającym włosy. Wydawał się mieć dokładnie od piętnastu do trzydziestu lat, choć jego ciało było ogromne, zaciskając dłonie na fioletowej w uścisku krtani jego przyjaciela. Młodszy próbował wyrwać się, delikatnie pomagając Sanowi położyć się na płaskiej ziemi, aby pospieszyć z pomocą, kiedy nagle coś twardego uderzyło w jego czoło.

Z przerażeniem spojrzał na pistolet dzierżony w ręku jego całkiem żywego kochanka... z kulą wystającą z kamizelki pod śniadą koszulą.

-Nie tak łatwo jest się mnie pozbyć, szmato - Warknął, nim zamaszystym ruchem odebrał wizję.

Touch Me //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz