Rozdział 4

22.9K 1.5K 606
                                    

Podobno , jeśli panuje zgoda, można stworzyć naprawdę silną więź, jednak czy mi się to uda? Mam wrażenie, że gdy tata odszedł, stałam się osobą bez krzty człowieczeństwa. Nie ma we mnie już współczucia czy troski. Nie ma we mnie nic. Jestem jak pusta skrzynia skarbów na dnie morza. Nikt mnie nie może znaleźć, ani otworzyć. A gdy komuś się uda, napotka wielkie rozczarowanie. Jestem tylko żalem, rozpaczą i bezsilnością.

Lecz gdzieś głęboko w najmniejszym zakątku serca budzi się we mnie nadzieja. Pragnę kiedyś wstać uśmiechnięta z łóżka i być w zgodzie z całym światem. Jednak aby z nim być, muszę najpierw nauczyć się żyć w zgodzie z samym sobą. Co wydaje się być najtrudniejszym zadaniem.

Chcę zbudować nową, silniejszą relację z mamą. Chcę by była ze mnie dumna, jak wcześniej. Pragnę być dobrą córką, którą będzie się chwaliła przed koleżankami. Nie chcę już być zakałą rodziny, być tą najgorszą. Nie chcę już współczujących spojrzeń od ludzi, którzy mnie otaczają. Pragnę się podnieść i stać silną osobą z głową podniesioną do góry.

I zrobię to, obiecuję.

***

- Pójdziesz ze mną na kolację do Amy? - pyta mama, kiedy już przestajemy się do siebie przytulać.

- Jakiej Amy? - pytam zdezorientowana, nie znając żadnej Amy.

- Do pani Mendes - chichocze mama, widząc moją głupią minę.

- Och, nie wiem mamo czy to dobry pomysł.

- No dalej, chodź ze mną. Amy ma syna w podobnym wieku, w końcu byście się poznali.

- Nie szukam chłopaka. - odpowiadam, wiedząc co mama ma na myśli mówiąc '' w końcu byście się poznali''

- To nie znaczy, że nie możesz poznać swojego sąsiada. Meredith, no proszę. Może nawet się zaprzyjaźnicie.

- Nie szukam przyjaciela.

- Meredith, proszę. - rodzicielka składa dłonie w błagalnym geście, po czym spogląda na mnie wzorkiem zbitego psa.

- OK. - kiwam na zgodę głową, a na twarzy mamy pojawia się zadowolony uśmieszek.

 - Jej - piszczy rodzicielka, na co się śmieję. - Ubierzesz sukienkę, proszę?

- Nie przesadzasz mamo?

- Proszę, proszę, proszę.

- Robię to tylko dla ciebie. - odpowiadam, ulegając jej proszącemu spojrzeniu.

- O matko, ale się cieszę! - wykrzykuje mama z radości, po czym całuje mnie w policzek i wychodzi z pokoju, zostawiając mnie samą sobie.

Zrezygnowana wstaję z sofy, na której wcześniej siedziałam i idę w stronę białej szafy, gdzie znajduje się większość moich ubrań. Otwieram drewniane drzwiczki, po czym rozglądam się i zastanawiam nad wyborem dobrej sukienki. Mam tylko dwie ciemnie, dlatego wybieram tą z kwiatami, ponieważ pierwszą miałam na pogrzebie taty. Gdybym ją założyła, wywołałaby we mnie multum niepotrzebnych wspomnień i emocji, o których chciałabym zapomnieć. Dlatego wyjmuję wieszak z kwiecistą sukienką.

Ubieranie sukienek od zawsze było dla mnie krępujące. Nie posiadam żadnych kompleksów, ale mimo wszystko w takich ubraniach czuję się źle. Zawsze kiedy je noszę, czuję jakby wszyscy się na mnie patrzyli. Obserwowali mnie i oceniali moją atrakcyjność. Mimo, że nie obchodzi mnie zdanie innych, to i tak czuję się źle.

Odpędzając od siebie głupie i niepotrzebne myśli, siadam przy białej toaletce. Zastanawiam się czy zrobić coś ze sterczącymi we wszystkie strony włosami i sinymi worami, które znajdują się pod moimi oczami od kilku miesięcy. Koniec końców postanawiam, że włosy tylko rozczeszę, a sińce zakryję korektorem, który kupiła mi ostatnio mama.

Maths - Shawn Mendes FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz