Notka autorska pod rozdziałem :)
Z ogromną siatką wypchaną po brzegi słodkimi grzechami, wchodzę do domu. Babcia widząc mnie z zakupami patrzy podejrzanie, ale gdy tłumaczę jej po co mi aż taka ilość cukru, posyła mi uśmiech. Podnosi swoje dłonie do góry i pokazuje, że trzyma za mnie kciuki. Dziękuję jej, zostawiam wszystko w kuchni, a następnie biegnę na piętro, aby rozebrać się z ubrań, które nosiłam w szkole.
Jeansy, które dziś włożyłam są nieodpowiednie na dzisiejszą upalną pogodę, dlatego zakładam krótkie dresowe spodenki. Na miejsce koszuli w kratę wkładam luźną, białą koszulkę na cienkich ramiączkach, a długie włosy splątuję w fikuśnego koka na czubku głowy. Całość może i nie prezentuje się zbyt szykownie, jednak jest mi wygodnie, a to najważniejsze. Nie muszę się stroić, a tym bardziej dla sąsiada. Nie mam potrzeby imponowania mu wyglądem, bo raz, że nie mam po co, a dwa, wygląd nie powinien być najważniejszy.Bez względu na wszystko nie powinno się kogoś oceniać po tym jak się ubiera.
Jak zawsze wypijam szklankę wody i gdy spoglądam na zegarek, jest 16. Piątek to dzień w którym Shawn również ma treningi, a skoro jest kontuzjowany to powinien być w domu. Zgarniam z krzesła torbę z zakupami, zakładam swoje trampki i wkładając telefon do małej kieszonki z tyłu szortów, wychodzę z domu.
Droga jak zwykle nie zajmuje mi nawet minuty, dlatego stoję już na drewnianym ganku na posesji Mendesów. Dwa głośnie stuknięcia w drzwi wystarczą, aby ktoś po drugiej stronie poruszył się i wpuścił mnie do środka. Tym razem wita mnie pan Mendes od razu otwierając szerzej drzwi. Kłaniam się, dziękując za wpuszczenie, po czym wdaję się z Markiem w krótką pogawędkę.
- Właściwie to przyszłam do Shawna, wrócił już do domu? - przerywam naszą rozmowę, pytając go o główny cel moich dzisiejszych odwiedzin Mendesów.
- Shawn nie poszedł dziś na trening, więc powinien być w swoim pokoju. - odpowiada, ale w jego wzroku coś się kryje, jakby chciał mi odradzić wchodzenie do niego.
- Nadal jest humorzasty? - pytam prosto.
- Jeszcze gorzej niż wczoraj. - przyznaje na co ciężko wzdycham.
- Spróbuję z nim pogadać.
- Okay, Meredith. - przytakuje Mark i zostawia mnie samą. - Tylko mam jedną prośbę. - mówi, wychylając się za futryny drzwi od salonu. - Nie bierz sobie do serca jego niemiłych komentarzy, czy czegoś podobnego. Wiesz, hormony w nim buzują, jakby był w ciąży. - na koniec żartuje, więc tak jak on, cicho chichoczę.
Kiedy Mark ostatecznie znika, wchodzę po schodach dokładnie tą samą drogą co wczoraj. Lekko pukam w drewniane drzwi i kiedy słyszę zachrypnięty głos Shawna, mówiący proszę, wchodzę do jego królestwa. Chłopak leży na łóżku, robiąc coś na swoim laptopie. Kiedy mnie zauważa, nic nie mówi. Posyła mi jedynie krótkie spojrzenie, a potem wraca do swojej poprzedniej czynności. Gapi się na szklany monitor, ignorując mnie. Przysiadam więc na brzegu łóżka i wlepiam w niego wzrok. Nie zwraca na mnie uwagi, ani nie reaguje na moją obecność, tak jakby mnie tu w ogóle nie było.T Tracę do tego chłopaka cierpliwość, jednak nadal zachowuję spokój. Biorę głęboki wdech, próbując zwrócić jego uwagę, lecz on ani drgnie. Wkurza mnie dostatecznie długo, abym wybuchła niepohamowaną złością, jednak po czasie, zaszczyca mnie kolejnym spojrzeniem, które rzuca od niechcenia.
- Nie bądźmy dziećmi. - mówię do niego, bo nasz konflikt naprawdę jest beznadziejny. - Możesz przynajmniej na mnie patrzeć, gdy do ciebie mówię? - pytam, gdy odwraca ode mnie wzrok, wgapiając się w ścianę na przeciw niego. - Dobra, to co wczoraj się wydarzyło było głupie, a nasza kłótnia jest bezsensowna i tylko psuje po między nami relacje. Okay, może przemyślałam sobie kilka spraw. - mówię, ale przerywa mi Shawn.
CZYTASZ
Maths - Shawn Mendes FF
FanfictionMeredith Wine to jedna z najlepszych uczennic w szkole. Jej życie można śmiało nazwać idealnym, jednak kiedy dziewczyna traci ojca, a na jej drodze pojawiają się problemy, zmienia się nie do poznania. Staje się bezczelna, kłótliwa, a także obojętna...