1

2K 85 53
                                    

Wpatrywał się z cichą adoracją w krwiście czerwoną ciecz, a na jego usta wkradł się niemal psychopatyczny uśmiech, gdy w jego głowie pojawiły się obrazy z dzisiejszego popołudnia, kiedy to w ten sam sposób przyglądał się leżącemu bezwładnie ciału, z którego wypływała niemal identyczna, a jednak o zupełnie innej konsystencji, ciekła substancja.

Można było go uznać za chorego i zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Ale czy ktoś by się odważył? Obracał się w takim towarzystwie, gdzie nikt nie uważał tego za coś wychodzącego poza normę, a wręcz szanowano jego osobę i to, jak bezduszny jest. On sam uważał się za człowieka bez serca. Bo faktem było to, że nie przydarzyło mu się jeszcze zawahać, ani wycofać. Zawsze był pewien tego, co robi.

Był przerażający do tego stopnia, że nawet nie zaczynano z nim kłótni, bojąc się o własne życie. Był nieprzewidywalny i zwykła sprzeczka mogła się dla nich skończyć śmiercią, jeśli pójdzie za daleko. Wielu też zastanawiało się, co jest powodem jego dumnego i brutalnego charakteru. Nawet jego ojciec nie był takim psychopatą, jakim był on. Żądza krwi doprowadziła go do momentu, gdzie omal nie wymordował całej swojej rodziny. W porę się wstrzymał, gdy do akcji wkroczył jego przyjaciel, który z kolei miał jego pełne zaufanie. Nie było nikogo innego, kogo szanował w ten sposób i słuchał. Był on jedynym ze starszych, do którego mężczyzna zwracał się "Hyung". Taki miał do niego szacunek. Często jednak miał ochotę zwyczajnie poderżnąć mu gardło, by raz na zawsze przestał gadać, ale wtedy przypominał sobie, że bez niego nie zostaje mu już ani jedna osoba, której ufa i której powierzyłby swoje własne życie.

Odłożył lampkę wina na stolik przed sobą, czując jak alkohol spływa w dół jego przełyku delikatnie go piekąc. Westchnął opadając na oparcie fotela z przymkniętymi oczami.

Upływ czasu wykształcił jego charakter na istnego potwora, choć niegdyś nie zapowiadało się, by mógł kogokolwiek skrzywdzić. Jego matka zawsze wierzyła, że wyrośnie na uczciwego mężczyznę o czystym i niewinnym sercu. Niestety geny ojca przeważyły i po latach przebywania z nim w jednym domu, zapragnął władzy. Uważał, że jako jego syn, należy mu się dowództwo. Tak też się stało niedługo potem, gdyż już nawet stary Choi bał się własnego syna, po tym, jak mając zaledwie dziewiętnaście lat omal nie pozbawił go życia. Sam momentami zastanawiał się, jak mógł wychować takiego potwora. Nic do niego nie docierało, cierpienie nawet niewinnych sprawiało mu nieludzką przyjemność. San jednak miał swój sekret, którym nie dzielił się, a raczej ukrywał przed wszystkimi dookoła. Był powód, dlaczego w jego życiu nie istniało coś takiego jak smutek, żałoba, czy radość. Emocje były dla niego zagadką, której nigdy nie rozwiązał.

Usłyszał kroki, przez co odruchowo sięgnął po broń, będąc gotowym, by w krótką sekundę odwrócić się i wymierzyć prosto w nieproszonego gościa.

- To tylko ja. - usłyszał znajomy głos, który powstrzymał go od impulsywnego działania. - Mam do ciebie pewną sprawę.

- Dopiero wróciłem.

- Wiem. Nie chodzi mi o to. To sprawa... Bardziej prywatna.

- To znaczy? - odwrócił się z uniesioną brwią wysłuchując słów mężczyzny.

- Chciałem zwrócić się do ciebie o pomoc.

- Do mnie? - prychnął delikatnie, rozbawiony.

- Chodzi o mojego brata.

- Ty masz brata? - zdziwił się, czekając jednak aż starszy skończy swoją myśl.

- Jest... Inny.

- To znaczy? - prychnął cicho upijając ostatni łyk wina z kieliszka, po czym podszedł do przyjaciela. - Jest kosmitą?

- Nigdy nie mówiłem mu, czym się zajmuję. Jest wrażliwy. I niewinny.

- Jesteś pewien, że jesteście spokrewnieni?

- To nie żarty, San. Naprawdę potrzebuję twojej pomocy.

- Co ja mam z tym wspólnego?

- Ma... Kłopoty finansowe. Czy mógłbyś go przyjąć do siebie na jakiś czas?

- Co? - mężczyzna od razu spoważniał. Już nie było mu do śmiechu. - Żartujesz sobie, prawda?

- Wybacz. Naprawdę mi głupio, że o to proszę, ale jesteś moją jedyną nadzieją. Nie chcę, by wylądował na ulicy, a ja... Wiesz jak to u mnie wygląda. Mieszkasz sam w pustym domu i szkoda ci wepchnąć gdzieś dzieciaka?

- Dzieciaka? - z każdą chwilą był coraz mniej przekonany do pomysłu starszego.

- Nie, źle zrozumiałeś. Zachowuje się trochę dziecinnie. Ale ma dziewiętnaście lat.

- Dziewiętnaście. - powtórzył coraz bardziej tracąc chęci na słuchanie go.

- Tylko na jakiś czas. Poproś go o co zechcesz, zrobi wszystko, tylko... Nie każ mu mieszać się w twoją brudną robotę.

- Co zechcę? - San uniósł brew spoglądając na przyjaciela wzrokiem niczym chytry lis. - Przyprowadź go. Wtedy pogadamy.

Siedząc w swoim gabinecie wyczekiwał przybycia Yunho wraz z jego młodszym bratem, który rzekomo potrzebował się gdzieś zatrzymać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Siedząc w swoim gabinecie wyczekiwał przybycia Yunho wraz z jego młodszym bratem, który rzekomo potrzebował się gdzieś zatrzymać. San nie był przekonany co do tego pomysłu, zwłaszcza, że dodatkowy domownik oznaczał prawdopodobnie jedynie więcej problemów. Z drugiej strony, jeśli faktycznie był taki, jak mówił Yunho, mógł go spokojnie wykorzystać, by wymigać się z prostych obowiązków domowych, na które zwykle nie miał czasu, ani ochoty.

Podniósł wzrok, gdy drzwi otworzyły się wpuszczając do środka dwójkę mężczyzn. San próbował przyjrzeć się młodszemu, ale ten od razu schował się za swoim bratem wykorzystując przewagę jego wzrostu. To zdenerwowało go jeszcze bardziej, bo chciał najpierw go oglądnąć. Posłał starszemu niezadowolone spojrzenie, na co ten od razu odwrócił się do brata.

- Ogarnij się. - popchnął go do przodu, by ten stanął przed Sanem, który mógł wtedy zobaczyć go bardzo dokładnie.

Nastała chwila niezręcznej ciszy. Yunho zastanawiał się, co zajmuje Sanowi tak długo i przez chwilę obawiał się, że zmieni on zdanie. Nie chciał, by jego brat w tak młodym wieku musiał się martwić takimi rzeczami. Może San nie był najlepszym wyborem, ale ufał, że da mu chociaż dach nad głową.

- Nie widzę w was podobieństwa. - odezwał się w końcu Choi, opierając się o oparcie i skanując dokładnie całą sylwetkę chłopaka. - Jak masz na imię?

- Wooyoung.

- Wiesz, że nie ma w życiu nic za darmo? Jeśli chcesz tu zostać, musisz być posłuszny.

- To nie do końca tak, że chcę-

- Nie odzywaj się nie pytany. - przerwał mu, na co chłopak zamilkł spuszczając głowę, modląc się, by żaden z mężczyzn nie usłyszał jego szybko bijącego w tym momencie serca. - Ponieważ ufam Yunho jak nikomu innemu, nie odmówię pomocy. Ale z mieszkaniem tutaj wiążą się również zasady.

Chłopak przytaknął mając cały czas spuszczony wzrok w podłogę, nie mogąc znieść tego jak onieśmielający jest San. Yunho wspominał, że ma trudny charakter, ale nie sądził, że samym spojrzeniem będzie w stanie sprawić, że całe jego ciało przechodził zimny dreszcz.

- Patrz mi w oczy, gdy do ciebie mówię. - powiedział stanowczo, a gdy chłopak podniósł wzrok, uniósł kącik ust. - Obiecujesz być grzecznym chłopcem?

Delicate • Woosan [1]✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz