21

700 56 19
                                    

Minęło kilka godzin, odkąd Yunho zastał całkowicie pusty dom, bez żadnych śladów Wooyounga. Przypuszczenia Sana okazały się być słuszne, jednak on mie zdążył na czas, by ochronić brata.

Nie wiedział co robić. Co się działo z Wooyoungiem i gdzie był? A co jeśli było już za późno i nie mogą go uratować? Kim w ogóle byli ludzie odpowiedzialni za jego porwanie?

Teraz był w drodze do domu Sana, po tym jak w końcu dostał od niego telefon z informacją, że jest już w Korei. Rzeczywiście zajęło mu to o wiele dłużej, niż gdyby złapał tamten samolot. Może nawet zdążyłby uratować Wooyounga, zanim go porwano? Teraz musieli się spieszyć, bo liczyła się każda sekunda. Oby nie było za późno.

- San?! - krzyknął wchodząc do mieszkania, po czym skierował się prosto do gabinetu, gdzie spodziewał się zastać młodszego. - Co tak długo? Wiesz już coś?

- Dopiero udało mi się załatwić nowy telefon, bo tamten szlag trafił przez tych kretynów. - warknął San przeszukując szuflady w poszukiwaniu broni. - Żałuję, że się na to zgodziłem, to był fatalny pomysł. Jak dzieciak miałby być bezpieczny w domu szefa mafii? Nawet nie był świadomy-

- Nie, San. On wie.

- Co? - zatrzymał swoje ruchy, by spojrzeć z niedowierzaniem na starszego.

- Wooyoung wie o mafii. Dlatego nie rozmawialiśmy od wczoraj.

- Jak się dowiedział?!

- Nie mam pojęcia, ale... Możliwe, że to zobaczył u ciebie w pokoju trochę go naprowadziło...

- U mnie w pok- Co kurwa?! Chyba wyraziłem się jasno, że ma tam nie wchodzić! Pozwoliłeś mu?!

- Nie! Sam tam wszedł!

- Cholera. - westchnął cicho uderzając pięścią o drewnianą powierzchnię biurka. - Może i lepiej. Wie, w jakim jest bagnie.

- San, musimy go uratować.

- Wiem.

- Masz jakiś plan?

Rozległ się dźwięk wibrującego na blacie telefonu. San zerknął na ekran wyświetlający wiadomość od nieznanego numeru.

- Zdaje się, że wiem, gdzie go szukać.

- Zdaje się, że wiem, gdzie go szukać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Chciało mu się pić. Leżenie na podłodze w jednej i tej samej pozycji było męczące, zaczynały go boleć ręce i nogi, które związane miał grubym sznurem. Mężczyźni, którzy wcześniej go pobili wyszli jakiś czas temu, dzięki czemu mógł odetchnąć choć na chwilę. Pozwolił sobie na płacz w swojej sytuacji i modlił się cicho, by Yunho był już w drodze. Był w stanie zapomnieć, wybaczyć im zatajenie prawdy, ale żeby zdążyli na czas, nim mężczyźni zatłuką go na śmierć.

Z ich rozmów wynikało, że chodzi o Sana. To wokół niego wszystko się kręciło, a on był jedynie kozłem ofiarnym. Dlaczego akurat on? Nie miał zbyt wiele wspólnego z Sanem. Może oprócz tego, że naprawdę zaczynał go lubić i ciekawiła go jego osoba...

Drzwi znów się otworzyły, a do jego uszu dotarło tym razem również stukanie obcasów. Kobieta?

- No proszę. - usłyszał zaraz później jej głos. - Kto by pomyślał, że San znajdzie sobie zabawkę. Ale mnie to wcale nie przeszkadza, bardzo nam pomożesz, by go tu ściągnąć. - ujęła dłonią szczękę chłopaka, przez co jej długie paznokcie wbijały się w jego skórę.

- S-San po mnie nie przyjdzie. - powiedział słabo. Bardzo irytował go fakt, że nie mógł nic zobaczyć. - Pomyliliście się.

- Przyjdzie, przyjdzie.

- Nie mamy ze sobą nic wspólnego oprócz mieszkania.

- Czyżby? - zacisnęła mocniej palce na jego szczęce. - Wydawał się bardzo zdesperowany, by dotrzeć do domu na czas.

- K-Kim ty w ogóle jesteś?

- To - odrzuciła jego głowę, za którą z kolei poszło całe ciało. - Nie jest twój interes. Ma nadzieję, że nie każe nam czekać zbyt długo, bo nie jestem w stanie się wstrzymywać nie wiadomo ile.

Yunho, proszę, pośpiesz się.

Gdy tylko spróbował się podnieść, dostał kolejną serię ciosów po twarzy i brzuchu, ale nie miał już siły, by walczyć, czy krzyczeć. Było go stać jedynie na ciche jęki bólu i łzy. Nie wiedział czym sobie zasłużył na takie traktowanie. Co właściwie ci ludzie chcieli od Sana i co ten robił w Dubaju?

- Proszę... Przestańcie... - mówił szeptem nie mając siły na głośniejszy ton.

Ale nikt go nie słuchał. Co więcej, kobieta zdawała się mieć naprawdę niezły ubaw z jego cierpienia.

Wiele by dał, by cofnąć czas do momentu, gdy wyszedł z domu. Po co on się w ogóle włóczył po okolicy? Mógł poczekać aż San wróci, może rozmowa jakoś by mu pomogła wszystko sobie poukładać. Zwłaszcza, że naprawdę chciał go zobaczyć. Tęsknił za nim, jakkolwiek nieodpowiednio to brzmiało. Chciał tylko przekonać się, że to, co odkrył było najszczerszą prawdą.

Zaczynała do niego docierać przerażająca rzeczywistość, w której jest o krok od śmierci. Zaczął myśleć o wszystkim, co udało mu się osiągnąć oraz ile wspaniałych ludzi zdążył poznać, a także o tym, ile jeszcze było przed nim, ile mógł przeżyć. Nie zdążył nawet wyjść na prostą...

Czy lepiej by było, gdyby nigdy nie poznał Sana? Gdyby wylądował na ulicy i to tam walczył o każdy kolejny dzień? Czy lepiej by było, gdyby wciąż był niewinnym, pechowym dziewiętnastolatkiem, któremu zwykłe życie daje w kość?

Spędzili razem może tydzień, a on miał wrażenie, że znają się od miesięcy. San stał mu się mimo wszystko bliski i lubił jego towarzystwo.

Może był głupi wyobrażając sobie coś więcej?

To co się stało w dzień przed wylotem Sana przypominało mu, że coś jednak ich łączyło. Nie wiedział co to było, ale miał nadzieję, że uda im się to pielęgnować, by coś jednak z tego wyszło... Yunho wspominał, że może pomóc Sanowi. Podejrzewał, że chodziło o jego zaburzenie, a Wooyoung miał być tym, dzięki któremu zacznie rozumieć i odczuwać emocje. Bardzo chciał, by tak to działało.

Wziął głębszy oddech, gdy ciosy ustały, a on poczuł jak jego żołądek boleśnie ściska się od braku posiłku. Był taki głodny... Chciałby coś zjeść, podobnie jak chciałby się napić. Ale nie miał na co liczyć od ludzi, którzy trzymali go tutaj wbrew jego woli, związanego i bez możliwości zobaczenia czegokolwiek. Nawet nie mógł załatwić swoich potrzeb. Wszystko to kumulowało się w nim, przez co odczuwał jeszcze większe zmęczenie tym wszystkim. Zaczynał też powoli tracić nadzieję, że ktokolwiek przyjdzie mu z pomocą. Może to właśnie był jego koniec? Może jego przeznaczeniem było umrzeć właśnie dziś w tym miejscu?

- To przestaje być już zabawne. - mruknęła znudzona Azjatka. - Nie mogę się zabawić, bo jeszcze przez przypadek go zabiję. Gdzie ten cholerny dupek, myślałam, że szybciej mu to zajmie! - krzyknęła zdenerwowana.

- Chyba chodzi ci o mnie.

...

a/ Wybaczcie, że taki krótki, ale jakoś nie miałam na niego weny.

Delicate • Woosan [1]✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz