20

707 53 5
                                    

Gdy otworzył oczy, przez chwilę myślał, że w pomieszczeniu jest strasznie ciemno. Dopiero po czasie dotarło do niego, że jego oczy są związane, podobnie jak ręce i nogi. Nie pamiętał wiele z tego, co się stało, nim zemdlał. Nie działo się nic podejrzanego, aż do...

Samochód.

To ostatnie co pamiętał, nim stracił przytomność. Nie wiedział więc, gdzie się znajduje, ani z kim, ale to wszystko wskazywało na porwanie. Tylko w jakim celu? Nie był wiele wart, właściwie poza Yunho raczej nikt się nim nie zainteresuje. A San... On ma ważniejsze sprawy na głowie.

Usłyszał kroki, przez co spiął się cały, nasłuchując. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić w tej sytuacji. Krzyczeć? To raczej nic nie pomoże. Poza tym, strach ściskał mu gardło do tego stopnia, że nie był w stanie wydusić nawet pojedynczej sylaby.

Miał nadzieję, że Yunho już wie o całym zdarzeniu i jest w trakcie wymyślania sposobu, by go stąd zabrać. Zaczynał się bać, że jego podejrzenia były słuszne i jego brat naprawdę maczał palce w jakiejś brudnej robocie, która jak wcześniej powiedział, chciał przed nim zataić. Oni wszyscy tacy byli. San i Seonghwa również. To by tłumaczyło ich dziwne, nieludzkie zachowanie.

W przeciwieństwie jednak do Sana, Wooyoung nie chciał nigdy więcej widzieć Parka na oczy. To, co zrobił, było obrzydliwe i wierzył, że San nigdy nie posunąłby się tak daleko. Taką miał nadzieję... Nie wiedział tak naprawdę, co ma myśleć o Sanie.

- Myślisz, że to serio zadziała? - usłyszał męski głos.

- Ja nie myślę, ja jestem tego pewna. - najwyraźniej rozmawiał przez telefon z jakąś kobietą, której głos mógł usłyszeć nawet z tej odległości. - Macie go?

- Tak.

- Pokażcie. Chcę dowód.

Nastała chwilowa cisza, a Wooyoung nie wiedział, czy ma wciąż udawać, że nie wie, co się dzieje wokół, czy może jednak zacząć działać.

- Świetnie. Możecie go rozgrzać nieco, nim przyjadę. Tylko mi go nie zabijcie. Wtedy nie będzie zabawy.

- Tak, Proszę Pani.

Rozmowa się zakończyła, ale to wcale nie oznaczało nic dobrego dla Wooyounga. Jeszcze nie wiedział, co go tutaj czeka, ale na pewno nie będzie to dla niego przyjemne doświadczenie. Nie mając wizji na wszystko, co działo się wokół, starał się wytężyć słuch, by w miarę móc określić, w jakiej sytuacji się znajduje. Jeśli możliwym było ustalenie czegokolwiek poza porwaniem.

- Słyszałeś. - odezwał się znów męski głos, ale Jung nie był przekonany, czy jest on skierowany do niego. - Mamy go rozgrzać, ale nie za mocno.

- Czemu kazała nam tutaj przyprowadzić tego dzieciaka? Kim on w ogóle jest?

- Nie będę wnikał w jej chore fantazje. Chciała go, więc jest. My tu tylko wypełniamy obowiązki.

Do uszu Wooyounga znów dotarły kroki, na co spiął się, przyciskając swoje ciało jeszcze mocniej do ściany, jakby ta miała go ochornić przed ciosem, który chwilę później nadszedł. Podeszwa boleśnie odbiła się od jego policzka, sprawiając, że upadł na posadzkę, nie mogąc się podnieść przez brak możliwości użycia rąk. To jednak nie był koniec, a ciosy nadchodziły z coraz większą częstotliwością, zmuszając go do płaczu i krzyku.

Co on im takiego zrobił?

San w końcu dotarł na lotnisko

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

San w końcu dotarł na lotnisko. Był środek nocy, a on nie wiedział tak naprawdę, co się dzieje u Yunho. W jego umyśle zrodziło się coś w rodzaju paniki, której nigdy nie doświadczył. No bo co jeśli faktycznie go zabiją? Yunho nigdy mu tego nie wybaczy...

5:40.

To był najwcześniejszy lot do Korei. Miał więc trzy godziny, które zapewne spędzi na łażeniu w kółko i zastanawianiu się, co jeszcze może pójść nie tak. Jego telefon za nic w świecie nie chciał się uruchomić, przez co przeklinał wszystkie bóstwa, jeśli jakieś istniały, że skazały go na taki los.

Przynajmniej miał z głowy tych facetów.

Usiadł na miejscu, próbując się uspokoić. Chciał działać, ale nie mógł, to doprowadzało go do szału. Dlaczego kiedy w końcu mógł zrobić coś dobrego, los stawiał mu na drodze same przeszkody?

Miał jednak sporo czasu na przemyślenia, więc skupił się na tym, co krąży po jego głowie.

Współczucie?

Żal?

Troska?

Czym było to, co powodowało, że nie mógł zwlekać z powrotem? Co nim kierowało, by za wszelką cenę odbić Wooyounga, skoro Yunho był na miejscu? Może faktycznie chłopak wpłynął na jego umysł, przez co przypominał sobie poszczególne emocje?

Tak jak wcześniej próbował przywiązać się do maskotki, później do pupila, teraz przyszedł czas na człowieka. Yunho również był jego przyjacielem, ale ich relacja była oparta na szacunku i wdzięczności za wszystko, co do tej pory dla siebie zrobili. Z Wooyoungiem było inaczej. Musiał zbudować relację od samego początku bez niczyjej pomocy. Nie był pewien, czy mu to wychodziło.

Od śmierci ojca nie przejmował się tym, jaki się stał. W jego otoczeniu emocje przecież były jedynie przeszkodą, bez nich było łatwiej. Ale w prawdziwym życiu, pozbawionym jego dotychczasowych zwyczajów, był bezsilny. Jego matka wierzyła, że nie pójdzie w ślady ojca i pozwoli mu żyć tak, jak inni, ale przecież od jego urodzenia wszystko było zaplanowane. Śmierć kobiety była kwestią czasu, a dziwna choroba Sana tylko ułatwiła mężczyźnie zrobienie z niego potwora.

Czy żałował? Nie był tego pewien. Niczego nie był pewien, jeśli związane to było z jego uczuciami, które, jak myślał, nawet nie istniały. Może były gdzieś głęboko schowane i zwyczajnie nie potrafił ich wyrazić?

Ale zboczył z trasy, zapomniał o wszystkim, czego nauczyła go matka, stając się tym, czego chciał od niego ojciec.

Ale czy miał szansę na lepszy los? Jak niby miał funkcjonować wśród rówieśników, którzy nie widzą jego emocji, a on sam nie umie ich rozpoznawać?

Westchnął głośno, tupiąc przy tym nerwowo, gdy rozglądał się na boki poszukując potencjalnego zagrożenia. Czy naprawdę nikt go nie śledził? Chodziło o opóźnienie jego powrotu?

To było za dużo jak na jeden dzień i nie mógł znieść krążących wokół niego myśli. Czas mijał, a on czuł, że przez te wszystkie utrudnienia, szanse Wooyounga na przeżycie zmniejszają się z każdą minutą.

Chociaż może nawet nie zamierzali go oszczędzić? Ich zemstą była śmierć chłopaka na jego oczach. Potem chcieli zająć się nim samym. Może uznali, że w ten sposób będzie cierpiał bardziej?

Prychnął sam do siebie na ten niedorzeczny pomysł. Jak chcieli wzbudzić w nim cokolwiek oprócz współczucia, nie mieli za bardzo na co liczyć. Jego nie dało się ruszyć, nie w taki sposób. Jedyne, co w tym momencie mógł czuć, to żal do samego siebie, że nie spełnił obietnicy swojego przyjaciela.

Delicate • Woosan [1]✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz