Rozdział pierwszy

9.4K 424 54
                                    


Nadia

Wpatrywałam się w ekrany z widokiem na miasto, ukryte w podziemiach mojego domu, gdy nagle spokój zakłócił mi dźwięk zamykających się drzwi. Nawet nie drgnęłam, wsłuchując się w odgłos stukających obcasów. Dokładnie wiedziałam, kto się do mnie zbliża. Tylko ona miała prawo tu wejść bez mojej zgody.

– Musisz coś zobaczyć. Natychmiast.

Raja zwykle była spokojna, więc jej roztrzęsiony ton zaniepokoił mnie na tyle, bym sama poczuła niewielką część jej emocji. Odwróciłam głowę i spojrzałam na zdjęcia, które moja siostra rzuciła na biurku.

– Richie Blakemore zaszczycił nas swoją obecnością – skomentowałam z drwiącym uśmiechem.

– Ciebie to bawi, do cholery?! To pieprzony Blakemore!

– Tatuś wysłał najlepszego, to dobrze. Wie o nas i zdaje sobie sprawę z naszej przewagi. Nie mogło być lepiej.

– Nie rozumiem cię.

Gestem ręki kazałam jej usiąść obok siebie, a kiedy to zrobiła, złapałam ją za rękę.

– Naprawdę nie rozumiesz? Nasza zemsta właśnie się rozpoczęła.

– To my miałyśmy zaatakować! Nie jesteśmy gotowe.

– Oczywiście, że jesteśmy. Jesteśmy gotowe od dnia, w którym ten skurwiel zniszczył nam życie. A teraz możemy delektować się jego upadkiem. Zabijemy Richiego i każdego z jego rodzeństwa, a później pójdziemy prosto do Jordana.

Mówiłam spokojne, bez żadnych emocji, jakbym opowiadała o planach na wieczór. Nie krwawej zemście, której nie mogłam się doczekać. Jeszcze raz rzuciłam okiem na zdjęcia blondyna i uniosłam kącik ust.

– Jest przystojny – stwierdziłam z małą satysfakcją.

– Jest. Jeśli tak można nazwać psychopatę.

Zaśmiałam się głośno na pełen obrzydzenia ton siostry.

– Rajo, czuję się urażona.

– Ty też jesteś psychopatką, ale masz uczucia. Spójrz tylko na to zdjęcie. – Przysunęła fotografię ze zbliżeniem na twarz mężczyzny. – W jego oczach tańczy śmierć. Tak nie patrzy człowiek, to spojrzenie diabła.

– Boisz się go? – zapytałam zaskoczona. – Jesteś moją siostrą, Rajo. Oddam za ciebie życie, jeśli tylko uratuję twoje. Nic i nikt ci nie grozi, dopóki ja nad tobą czuwam.

Posłała mi ledwo zauważalny uśmiech, ale w jej oczach zapanował spokój.

– Pójdę już, poinformuję dziewczyny, że zaczynamy.

– Sprawdź, czy w Detroit pojawił się jeszcze ktoś z jego rodziny.

– Myślisz, że mógł zjawić się tu przypadkiem?

– Nie wykluczam, że dostał zlecenie. Dlatego musimy mieć go na oku, żeby dowiedzieć się, w jakim celu pojawił się w naszym mieście.

– A jeśli to zwykłe zlecenie i nie wie o istnieniu naszego klanu?

– Na pewno zdaje sobie sprawę z istnienia klanu. Może jedynie nie mieć pojęcia, że jego rodzina jest naszym głównym celem. Jeśli nie przyjechał po nas... po mnie, zyskamy trochę czasu.

Raja kiwnęła głową, po czym opuściła pomieszczenie. Kiedy zostałam sama, wzięłam zdjęcia i oglądałam każde jedno z dużą dokładnością. Ubrany na czarno mężczyzna z wyraźnie podkreślonymi kościami policzkowymi, rzeczywiście miał w sobie coś z diabła. Nie czułam jednak strachu. W jego żyłach płynęła krew potwora, a on sam był jego odzwierciedleniem. Wiedziałam o nim wszystko. Znałam listę ludzi, którym odebrał życie. Codzienne przyzwyczajenia w przerwach od zabijania. Każdy jeden tatuaż zdobiący jego ciało. Często oglądałam ich zdjęcia i zastanawiałam się, co właściwie przedstawiają. Czy mają jakieś znaczenie, czy nie znaczą zupełnie nic. Większość z nich kojarzyła mi się tylko ze śmiercią i bólem.

Godzinę później wróciłam na górę, gdzie przywitał mnie chaos spowodowany gościem w naszym mieście. Nie rozumiałam, skąd u wszystkich taki strach, skoro Blakemore był jeden. Nas natomiast było znacznie więcej. Zresztą, sama bez problemu wpakowałabym mu kulkę w łeb. Nie czekając na odkrycie powodów, dla jakich odwiedził Detroit. Skoro i tak planowałam odebrać mu życie, dlaczego miałabym czekać na lepszą okazję, skoro ta wydawała się idealna?

– Nikt z jego rodziny się nie pojawił. Przynajmniej do tej pory – poinformowała mnie Mia, która jedynie na moment odwróciła wzrok od monitora.

– Wygląda na to, że jest tu ze względu na jakieś zlecenie – dodała April.

– Być może – rzuciłam pod nosem. – Gdzie się zatrzymał? – zwróciłam się do Mii.

– W hotelu The Detroit Club.

– Ze względu na standard, czy idealną lokalizację? – zapytałam samą siebie.

Hotel ten znajdował się wyjątkowo blisko naszego domu. Podobno Richie był świetnym strategiem i właśnie dlatego nie mogłam wykluczyć żadnej z opcji, która wpadła mi do głowy.

– Nadia, zobacz – odezwała się Mia.

Jej głos zadrżał, a to nie wróżyło niczego dobrego. Podeszłam do niej, by zobaczyć, co takiego dostrzegła w swoim monitorze.

– Vincent Blakemore – szepnęłam, zauważając mężczyznę.

– Jeśli wierzyć plotkom, zwaśnieni bracia odnowili swoje relacje – skomentowała Sarah. – Kiedyś rzucali się sobie do gardeł, ale teraz wiele się zmieniło.

– Jeśli są tu oni, jest i reszta – stwierdziłam niepewnie. – Szukajcie ich. Chcę znać każdy jeden krok wszystkich, którzy noszą nazwisko Blakemore. Niezależnie od tego, czy są w naszym mieście, czy też przebywają w swoich domach.

Dziewczyny od razu wzięły się do pracy, ja natomiast zamknęłam się w swoim gabinecie. Serce zabiło mi szybciej, gdy dotarło do mnie, że wszystko, na co tak długo czekałam, właśnie się zaczęło. Nie był to strach, raczej adrenalina i ekscytacja. Wiedziałam, że mogę zginąć, ale jednocześnie wierzyłam, że to się nie wydarzy. Plan miałam prosty – rozlać krew każdego członka tej przeklętej rodziny. Zacząć od dzieci, których spłodził ten skurwysyn. Wahałam się jedynie nad jego córkami, ale wiedziałam, że muszę to zrobić, by poczuć się lepiej i zapomnieć o przeszłości.

– Nadia? Mogę? – Raja niepewnie otworzyła drzwi.

– Coś się stało?

– To chyba mnie przerasta.

– Nie będziesz brała w tym udziału. Nic ci nie grozi.

Nie pozwoliłabym jej na to. Miała dopiero dziewiętnaście lat i przeszła już zbyt wiele. To, co robiłam, robiłam nie tylko dla siebie, ale także dla niej. Przede wszystkim dla niej.

– A tobie? Nie przeżyję, jeśli coś ci się stanie.

– Nie dałam się śmierci jakieś tysiąc razy – rzuciłam nieco rozbawiona. – Myślisz, że teraz będzie inaczej?

– Co planujesz zrobić?

– Poczekam na zaproszenie.

– Zaproszenie?

– Skoro przyszedł po mnie, z pewnością będzie chciał mnie zwabić.

– Ale się nie dasz, prawda?

– Przeciwnie. Chętnie stanę z nim twarzą w twarz. Ozdobię tę piękną buźkę pokaźną dziurą na środku czoła i zrobię to samo z resztą.

Raja chciała coś powiedzieć, ale wyglądało na to, że zmieniła zdanie. Chwilę później do moich drzwi zapukała Mia. Zanim otworzyła usta, wiedziałam, co chciała mi powiedzieć.

– Ilu? – zapytałam od razu.

– Seth, Alexander i Jacob. Razem z nimi pojawili się Carter Acosta, Angelo Howard i Victor Lewis.

– Brakuje tylko najmłodszego braciszka i dwóch siostrzyczek.

– Może wcale się nie pojawią.

– Nie wykluczam tego.

Wstałam i wyszłam z gabinetu. Znów zeszłam do piwnicy, by móc w ciszy obserwować Richiego. Ustawiłam kamery na wejście do hotelu, w którym się zatrzymał i cierpliwie czekałam na jego kolejny krok. Mogłam spędzić w tym miejscu całą noc, ale coś mi mówiło, że mężczyzna nie każe mi tak długo czekać.

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz