Rozdział dziewiętnasty

4.8K 401 35
                                    


Nadia

Nie mogłam wyrzucić obrazu przeszłości z mojej głowy. Kiedy zamykałam oczy, on wracał i był zbyt rzeczywisty, bym mogła o nim zapomnieć. Nie spałam i wydawało mi się, że to nigdy się nie zmieni. Dopiero, gdy pojawił się Richie, poczułam się lżej. Nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje, ale razem z jego przyjściem, przyszedł także spokój. Zasnęłam, a gdy otworzyłam oczy, on wciąż był ze mną. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć i jak się zachować. Dziewczyna, którą byłam kiedyś i o której już dawno zapomniałam, wkradła się w moją podświadomość i nie chciała jej opuścić. Potrzebowała poczucia bezpieczeństwa, które nagle dostała. Najbardziej pojebane w tym wszystkim było to, że czuła je w obecności mężczyzny, który przetrzymywał ją w zamknięciu i którego chciała zabić. Nie wspominając już o jego ojcu...

– Nie wierć się – wyszeptał zaspany Richie. – Kiedy to robisz, twoje pośladki ocierają się o mojego kutasa.

– Jeśli to cię pocieszy, nie robię tego celowo.

– Pocieszyłoby mnie, gdybyś powiedziała coś zupełnie innego.

Odwróciłam się na plecy i usiadłam.

– Co zamierzasz zrobić dalej? Będziesz mnie tu trzymał do śmierci? Mówiłeś, że kiedy poznasz prawdę, wrócę do domu.

– Wrócisz.

Miał zamknięte oczy, jedynie na sekundę uchylił powieki, żeby na mnie spojrzeć.

– Kiedy?

– Już niedługo. Nie będę cię tu trzymał.

– I wrócimy do poprzedniej gry?

– Nie. Rozpoczniemy nową, na zupełnie innych zasadach. Jeśli dalej planujesz zabić mnie i moich braci, zastanów się, czy na pewno chcesz to zrobić.

– Rozumiem, że masz dla mnie inną propozycję? – zapytałam zaintrygowana.

Nie chciałam go zabijać i byłam przekonana, że zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to ciężko było mi to przyznać na głos. Przez połowę życia czekałam na dzień, w którym pozbędę się tej rodziny i nagle, z dnia na dzień, wszystko się zmieniło. Potrzebowałam czasu na pogodzenie się z nową rzeczywistością. Jednego jednak nie zamierzałam zmieniać. Jordan Blakemore musiał zginąć.

– Powiedzmy, że to propozycja nie do odrzucenia – odpowiedział Richie, po czym zszedł z łóżka. – Zamiast walczyć ze sobą, możemy działać razem.

– A twoi bracia?

– Są tego samego zdania.

Zdziwiłam się. Nie przypuszczałam, że oni także będą chcieli zmienić zasady.

– Czy którykolwiek z was szanuje ojca?

Richie zaśmiał się.

– Nie.

– A więc nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się na twoją bliżej nie określoną propozycję.

– Wspólny prysznic? – zaproponował z lubieżnym uśmiechem.

– Tylko tyle możesz mi zaoferować? – zapytałam rozbawiona.

Spoważniał. Pochylił się nade mną i złapał moją brodę.

– Mogę zaproponować ci cały świat u stóp. Teraz jednak proponuję prysznic i opuszczenie tej nory.

Patrzyłam na niego i nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Kiedy mnie puścił i podał swoją dłoń, złapałam ją i pozwoliłam zaprowadzić się do łazienki. Niedługo później zupełnie nadzy weszliśmy do niewielkiej kabiny pod strumień ciepłej wody.

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz