Rozdział trzydziesty siódmy

6.2K 477 63
                                    


Nadia

Jeszcze kilka dni wcześniej nie pomyślałabym, że wrócę kiedykolwiek do Nowego Jorku. Nie dość, że znalazłam się w tym mieście, to także przekroczyłam próg domu mężczyzny, który odebrał mi wszystko, co miałam. Nie żył, ale i tak czułam jego obecność. Bardzo niepewnie szłam przez hol, prowadzona przez Richiego, gdy nagle przed nami pojawiła się piękna kobieta. Od razu wiedziałam, że to jego matka. Mieli identyczne oczy, choć u niej nie było w nich widać żądzy mordu. Uśmiechnęła się nieco zaskoczona i złączyła dłonie.

– Kim jest nasz gość? – zapytała Richiego.

– To Nadia.

Przyjrzałam się jej, by zobaczyć reakcję na moje imię. Wyglądało jednak na to, że nie miała pojęcia, kim jestem. Podała mi dłoń, poszerzając uśmiech.

– Miło mi cię poznać.

– Mi również – odparłam odrobinę zamroczona całą sytuacją.

– Wybacz moje zaskoczenie, ale przez dwadzieścia sześć lat Richie nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny.

Zaśmiałam się.

– Robi się niezręcznie – wtrącił Richie. – Jest Alex?

– W biurze.

Kiwnął głowę, złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Niedługo później stanęliśmy przed drzwiami, za którymi mieścił się gabinet Alexandra. Na nasz widok wyprostował się i przyjrzał nam się dokładnie.

– To... na jakim etapie teraz jesteście? – zapytał skupiony.

– Nie chcemy się zabić – odpowiedział Richie, po cym podszedł bliżej. – Killian nie żyje.

– Wiem, dzwonił do mnie Ashton. Razem z Rają czekają na was, a ja trochę się pogubiłem.

– Nie tylko ty, bracie. Spędzę trochę czasu w swoim domu, chyba że masz dla mnie zadanie.

– Nie, możesz jechać. Na razie jest spokojnie.

– Co z twoją żoną? – zapytał cicho Richie.

– Niedługo dostanę rozwód.

– To dobrze.

Richie wrócił do mnie, a chwilę później oboje opuściliśmy ten dom.

– Dobrze zrozumiałam, że zabierasz mnie do Buffalo? – zapytałam, gdy wsiedliśmy do samochodu.

– Pokażę ci moje miasto.

– A później?

Uniósł kącik ust i spojrzał na mnie z niemałą satysfakcją.

– Później będziemy zabijać.

Uśmiechnęłam się, patrząc przed siebie. Nasza przyszłość zapowiadała się interesująco. Nigdy nie przypuszczałam, że zwiążę się z jakimkolwiek mężczyzną, ale Richie był inny. Wszystko w nim przyciągało mnie do siebie, uzależniało i było niczym najpiękniejszy grzech. Jak mogłam dłużej udawać, że to, co czułam, nic nie znaczyło? Potrzebowaliśmy siebie tak bardzo, jak potrzebowaliśmy tlenu. W końcu dopuściłam do siebie tą myśl i dopiero wtedy poczułam, że nic więcej nie ma znaczenia.

Koniec tomu czwartego


Kochani! Dziękuję za kolejną wspaniałą przygodę! Teraz trochę sobie popłaczę, a później zabieram się za kolejną książkę dla Was.

Richie kosztował mnie sporo energii, z pewnością poświęcę mu jeszcze wiele czasu przy przygotowaniu książki do wydania, bo czuję, że niektóre rozdziały powinny być bardziej rozbudowane, że coś w nich brakuje. Mam nadzieję, że kiedy przeczytacie gotowy tekst, poczujecie różnicę :)

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz