Rozdział dwudziesty piąty

3.9K 392 35
                                    


Nadia

Wspomnienia najgorszego koszmaru mojego życia zamieniły się w rzeczywistość. Gdy tylko otworzyłam oczy, zobaczyłam miejsce, w którym byłam niegdyś przetrzymywana. Wystarczyła sekunda, bym nabrała pewności, że to ta sama piwnica. Nic się nie zmieniło. Naprawili jedynie kraty w oknie. Widząc je zaczęłam się zastanawiać, czy ktoś nie pojawił się tu po mnie. Na samą myśl o tym miałam ochotę krzyczeć, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Podali mi coś, co mnie osłabiło, więc musiałam zachować ostatki sił, by nie stracić przytomności. Dłonią przesunęłam po biodrach, ale po moim nożu nie było już śladu. Czego ja się spodziewałam? Oparłam plecy o zimną ścianę i patrzyłam w drzwi, wiedząc, że prędzej czy później ktoś się w nich pojawi. Zastanawiałam się, ile czasu mi zostało. Kilka minut, może godzin? Wolałam skupić się na tym, niż na Rai. Richie także chciał wejść mi do głowy, ale nie mogłam na to pozwolić. Nie mogłam myśleć o tym, że go zabiłam. Nigdy nie czułam tak ogromnego wstrętu do siebie jak w tamtej chwili.

Ktoś wszedł do środka. Było ciemno, więc na początku nie widziałam dobrze jego twarzy. Po posturze wykluczyłam Jordana, ale to niewiele zmieniło. Mężczyzna podszedł bliżej, kucną i dopiero wtedy ujrzałam jego twarz. Nie zdziwiłam się obecnością Iwana, w końcu to on mnie tu przyprowadził.

– Mój szef bardzo chce z tobą porozmawiać – odezwał się przeciągle. – Powiedział jednak, że jeśli zrobisz coś głupiego, będę mógł cię zabić bez konsekwencji.

– Przecież i tak zginę. Możemy mieć to za sobą – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

Moja odpowiedź mu się podobała. Właśnie tego chciał. W swoim życiu widziałam wielu zbójców. Różnili się od siebie, ale zazwyczaj byli zaskakująco spokojni, lub psychopatyczni. Żaden z nich nie czerpał takiej satysfakcji ze śmierci. Iwan był od niej uzależniony, musiał zabijać, żeby nie oszaleć.

– Chcesz umrzeć teraz? Wystarczy twój jeden ruch i będziesz martwa.

Czekał na to, więc nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji. Z zarysem uśmiechu oparłam głowę o ścianę i spojrzałam na niego.

– Przed śmiercią chciałabym przemyśleć jeszcze kilka spraw. Choć twoja propozycja jest kusząca, odpuszczę ją sobie.

Skrzywił się i wstał.

– Podobno już tu byłaś.

– Rzeczywiście – rzuciłam od niechcenia.

– Szesnastolatka, której udało się uciec – powiedział jakby do siebie. – Imponujące.

Wyglądało na to, że próbował mnie sprowokować. Czasami działałam zbyt pochopnie, ale tym razem było inaczej.

– Nie spodziewałam się, że usłyszę komplement z twoich ust.

– Wstawaj, czas na spotkanie ze śmiercią.

– Już? Nie tracicie czasu.

Nie odpowiedział. Złapał mnie za rękę i szarpną do góry. Wyprowadził mnie z piwnicy, przeszliśmy przez długi korytarz, na którego końcu znajdowały się schody. Na górze było kilka pomieszczeń, ale wiedziałam, do którego z nich mnie prowadzi. Kiedy tu byłam, rzadko wychodziłam z mojej celi, jednak od czasu do czasu ktoś prowadził mnie na górę, gdzie oblewano mnie wodą. Nie była to jednak łazienka, a coś, co przypominało ogromny prysznic.

– Nadia Petrova.

Usłyszałam głos, którego dźwięku nigdy nie udało mi się zapomnieć.

– Jordan Blakemore – odezwałam się na widok tego człowieka. – To cud, że nikt cię jeszcze nie zabił.

Iwan, który stał za mną, kopnął mnie w kolano. Runęłam na ziemię i zagryzłam wargi, powstrzymując się od ataku.

– Straciłaś tak wiele lat, żeby to zrobić i zobacz, gdzie skończyłaś.

– Nie powiesz mi, że się nie bałeś. Przecież wysłałeś do mnie wszystkich swoich synów, bo sam nie miałeś jaj, żeby stanąć ze mną w równiej walce – wycedziłam, wpatrując się w błękitne płytki.

Iwan zareagował od razu. Kopnął mnie w bok, z siłą, która najprawdopodobniej połamała mi przynajmniej dwa żebra. Mimo wszystko się uśmiechnęłam, choć ból był potworny. Uniosłam głowę, by spojrzeć w twarz tego sukinsyna. Nie zamierzałam błagać go o litość.

– Nie brudzę sobie rąk nieistotnymi sprawami – rzucił jakby od niechcenia. – Swoją drogą, o mało nie zabiłaś mojego syna.

Nie dałam tego po sobie poznać, ale ulżyło mi, słysząc, że Richie jednak żyje. Szybko dotarło do mnie, że jego ojciec nie miał pojęcia o tym, co się wydarzyło.

– Jak widzisz i mi zdarza się spudłować.

Podszedł do mnie. Stał tak blisko, że musiałam walczyć z chęcią rzucenia się na niego. Z jednej strony nie miałam już nic do stracenia, jednak z drugiej chciałam przeciągnąć wszystko w czasie. Łudziłam się, że jeśli to zrobię, jakimś cudem uniknę śmierci.

– Długo cię szukałem. Długo miałaś przewagę. Dziś to się zmieniło, w końcu jest tak, jak powinno być. Taki śmieć jak ty nie zasługuje na życie. Skończę z tobą i znajdę twoją siostrę. Ale jej nie zabiję. Pozna życie, które prowadziłaś przez cztery lata. Co ty na to?

Już miałam poderwać się do góry i nie zważywszy na ból i zerowe szanse, rzucić mu się do gardła. Powstrzymał mnie od tego dźwięk otwierających się drzwi i głos Richiego.

– Odsuń się od niej.

Odwróciłam głowę, by na niego spojrzeć. On naprawdę żył. Samotna łza spłynęła po moim policzku.

– Co ty tu, kurwa, robisz? – Jordan odezwał się wściekły.

Po chwili do pomieszczenia wbiegli pozostali mężczyźni. Każdy z nich wyglądał na gotowego do walki, nawet Alexander wydawał się być pewien swojej decyzji. Richie wyciągnął broń, którą skierował w moją stronę. Byłam w stanie jedynie otworzyć szeroko oczy. Nie rozumiałam, dlaczego całą złość skierował do mnie.

– Nie odbierzesz mi zlecenia, które sam mi dałeś – powiedział bez emocji.

– Teraz nie jesteś mi już potrzebny.

– Jest bezbronna więc możesz zabić ją sam? – zaśmiał się gorzko. – Kiedy była uzbrojona i otoczona zabójczymi kobietami bałeś się nawet pomyśleć o tym, że możesz zabić ją sam, a teraz udajesz odważnego?

– Zważaj na słowa!

– A ty odsuń się od mojej dziewczyny.

– Dziewczyny? Co ty pierdolisz?!

Już niczego nie rozumiałam. Richie spojrzał na mnie, ale z jego oczu nie mogłam niczego odczytać.

– Miał być zabójczy wyścig, będzie zabójcza randka.

Odbezpieczył broń, a ja zamknęłam oczy. Pogodziłam się ze śmiercią. Wtedy usłyszałam strzał, a po nim jeszcze dwa kolejne. Nie poczułam jednak bólu. Przez moment zastanawiałam się nawet, czy śmierć nie przyszła błyskawicznie. Uchyliłam powieki, odkrywając, że wciąż jestem w tym samym miejscu. Obok mnie leżało ciało Jordana, z którego serca sączyła się krew. Tuż za mną leżał Iwan, a na jego głowie widniała dziura po kuli. Uniosłam głowę, zobaczyłam Richiego, który wpatrywał się we mnie w przerażający sposób. Tak, jakbym miała być jego kolejną ofiarą. Zamknęłam oczy i nie otworzyłam ich już ponownie. Poczułam tylko, jak uderzam głową o płytki, a później nie było już niczego.

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz