Rozdział ósmy

4.1K 384 11
                                    


Richie

Pieprzyliśmy się przez długie godziny, powoli tracąc siły i jasność umysłu. Miałem wrażenie, że nasz kolejny raz doprowadzi do śmierci obojgu. Niczym Romeo i Julia w wersji dla dorosłych. Po kolejnym orgazmie opadła na łóżko, z trudem łapiąc oddech.

– Mówiłem, że mogę to zrobić – zadrwiłem, choć sam miałem problem z oddechem. – Jeszcze jedna rudna i będzie po wszystkim.

Przejechałem wierzchem dłoni po jej policzku i wydawało mi się, że zamruczała cicho. Być może po prostu pieprzyło mi się w głowie.

– Wciąż mam siłę – odparła pod nosem.

– Widzę. ­– Wstałem i rozejrzałem się dookoła. – W takich chwilach lewy dowód nabiera większego znaczenia – powiedziałem, widząc panujący chaos.

Musiałem być zmęczony, bo na widok zniszczonych mebli nie potrafiłem przypomnieć sobie, kiedy właściwie to zrobiliśmy. Widząc zakrwawioną ścianę przypomniałem sobie o dłoni i uniosłem ją, by na nią spojrzeć. Co prawda zaczęła się goić, ale nie wyglądała zbyt dobrze. Zamknąłem się w łazience, odnalazłem apteczkę i przemyłem dokładnie dłoń, po czym szybko zawinąłem ją w bandaż. Chujowo byłoby umrzeć na tężec lub innego gówno. Wolałem zginąć z rąk mojej zabójczej piękności.

Ostrożnie pociągnąłem za klamkę, zdając sobie sprawę, że zamknąłem się w łazience bez broni, a Nadia mogła już czekać w gotowości, by zaatakować. Wcale nie chciałem umierać. Miałem zamiar powtórzyć tę noc. Raz, dwa razy, tego jeszcze nie wiedziałem. Kobieta jednak nie wyglądała na gotową do ataku. Wyglądało na to, że zasnęła, ale wciąż zachowywałem ostrożność. Najpierw zlokalizowałem każdą broń, z której istnienia zdawałem sobie sprawę, a dopiero po tym do niej podszedłem. Zawisłem nad nią i wtedy od razu otworzyła szeroko oczy.

– Co powiesz na wspólny prysznic?

– Wolałabym zakończyć nasze spotkanie.

– Ranisz moje serce.

– Ty nie masz serca.

– Ale gdyby miał, było by właśnie zranione.

W jej oczach czaił się podstęp. Szukała odpowiedniego momentu, by wykonać swoje zadanie, jednak ja nie zamierzałem jej tego ułatwiać. Pociągnąłem ją za rękę i zmusiłem, by weszła ze mną do łazienki. Z dala od broni, której zapewne użyłaby, gdy miała do niej dostęp. Widziałem to. Była zdeterminowana do ataku, ale potrzebowała elementu zaskoczenia, jakiego nie potrafiła stworzyć. Może dlatego, że jej na to nie pozwalałem. A może po prostu podświadomie tego nie chciała? Przeżyłem najlepszy seks w życiu i wiedziałem, że ona miała dokładnie tak samo. Nie zabija się kochanka, zaraz po zakończeniu zabawy. Chyba że jest się modliszką, ale Nadia była jak motyl roznoszący truciznę. Piękna i zabójcza.

Gdy weszliśmy pod prysznic, odkręciłem ciepłą wodę, która od razu zmieszała się z moją krwią na punkcie kobiety. Obserwowałem, jak spływa po niej i był to przyjemny widok.

Kwadrans później zakręciłem wodę i opuściliśmy kabinę. Zmieniłem opatrunek, po czym razem wyszliśmy z łazienki, by się ubrać. Z kieszeni spodni wyciągnąłem portfel, rzucając na stolik kilka banknotów w ramach rekompensaty za przypadkowe zniszczenia. Kątem oka wciąż obserwowałem Nadię. Gdy tylko się ubrała, sięgnęła po nóż i broń, chowając je wolno w idealnych miejscach ubrań. Zamknięcie się z nią sam na sam w windzie było dość kiepskim pomysłem.

Nagle zadzwonił jej telefon. Wyciągnęła go z kieszeni, a na widok numeru jej wyraz twarzy błyskawicznie się zmienił. Po krótkiej rozmowie rozłączyła się i spojrzała na mnie wzrokiem, jakiego jeszcze u niej nie widziałem.

– Co powiesz na chwilowe zawieszenie broni? – zapytała niewinnie.

Skrzyżowałem ręce na piersiach i przechyliłem głowę na bok.

– Do rzeczy.

– Chyba będę potrzebowała pomocy.

– Pomocy? – powtórzyłem zaskoczony. – Potrzebujesz mojej pomocy?

– Muszę wykonać zlecenie, bez ludzi nie dam rady.

– Masz swoich ludzi.

– Część z nich jest w terenie – wyjaśniła szybko.

– O jakim zleceniu mówisz?

Przeszła z nogi na nogę, nerwowo rozglądając się dookoła.

– Spodoba ci się.

– Nie o to pytałem.

Westchnęła, oparła się o drzwi i spojrzała na mnie niechętnie.

– Nie wiesz, czym dokładnie się zajmujemy i wolałabym, żebyś tego nie wiedział. Po prostu nie zawsze dostajemy zlecenia od kogoś. Czasami same je sobie wyznaczamy, gdy nadchodzi taka potrzeba.

Wzruszyłem ramionami i ruszyłem do wyjścia. Złapałem za klamkę, a wtedy Nadia odeszła na bok, rzucając mi pytające spojrzenie.

– A więc radź sobie sama.

Wyszedłem na korytarz i ruszyłem prosto do windy, ale tuż przed nią kobieta dogoniła mnie. Weszła ze mną do środka, jednak nie wyglądała na skorą do rozmowy. Dopiero, gdy opuściliśmy hotel, odezwała się.

– Mścimy się na ludziach, którzy stworzyli z naszego życia piekło – powiedziała cicho.

– A to zlecenie jest...?

– Dziewczyna, która dołączyła do nas rok temu, była przetrzymywana latami przez barona narkotykowego w Meksyku. Trafiłam na nią, gdy zabrał ją do Chicago. Chciał ją sprzedać do jednego z burdeli. Wyjazd do Meksyku był zbyt ryzykowny, ale dziś ten kutas pojawił się ponownie w Chicago. Według informacji, jakie otrzymałyśmy, pojawi się także w jednym z burdeli w Detroit.

– Mogłaś powiedzieć od razu, że idziemy do burdelu. Nie musiałabyś tłumaczyć więcej – rzuciłem szybko, po czym przywołałem taksówkę.

Jej opowieść nie była mi obojętna, ale nie zamierzałem tego pokazywać. Od razu pomyślałem, że mój ojciec jest na jej liście. To było niemal oczywiste. Chciała się na nim zemścić i wyglądało na to, że latami przygotowywała się do tego dnia. To, jak cierpliwa w tym była zaskakiwało. Sam byłem narwańcem i nienawidziłem czekać. Ona jednak uważała to za życiowy cel i w tamtej chwili zrozumiałem, że moim celem jest poznanie prawdy o przyszłości, która łączyła ją i mojego ojca.

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz