Rozdział trzydziesty piąty

4.2K 413 9
                                    


Nadia

Nie żałowałam swojej decyzji, ale żałowałam, że ściągnęłam tu Richiego. Mogłam to załatwić sama. Zabić Killiana i wrócić do domu, nie łudząc się, że serce z kamienia zmięknie. Nie powinnam się dziwić, znając jego ojca. Być może żaden z nich nie był zdolny do uczuć? Chciałam w to wierzyć, ale nie mogłam zapomnieć o Jacobie i Vincentcie, którzy kochali swoje kobiety nad życie. Był też Carter. Ten wskoczyłby w ogień za Katherine bez sekundy zawahania. Zazdrościłam im tego, bo sama nigdy nie wierzyłam, że jestem w stanie poczuć coś tak silnego. Kiedy tylko pomyślałam, że może jest dla mnie nadzieja, wszystko się spieprzyło.

Westchnęłam, użalając się nad sobą, ale szybko wzięłam się w garść. Nie mogłam zapominać, kim jestem. Chcąc mieć wszystko za sobą napisałam wiadomość do Killiana. Podałam mu godzinę, w której miał pojawić się w moim pokoju. Ciężej było napisać do Richiego, ale i to musiałam zrobić. Nie informowałam jednak Rai i Mii, mając nadzieję, że Richie nie poinformuje także swojego brata i załatwimy wszystko szybko, bez mieszania w to reszty. Miałam prosty plan, który nie mógł się nie powieść. Wierzyłam w to.

Killian szybko odpowiedział na moją wiadomość. Wyglądało na to, że nie mógł doczekać się naszego spotkania. Do niego zostały mi tylko dwie godziny, podczas których musiałam się przygotować. Z jednej strony byłam pewna swojego planu, jednak z drugiej nie mogłam wyrzucić z głowy myśli, że wiele rzeczy może pójść nie tak. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale denerwowałam się. To chyba przez obecność Richiego. Znów wrócił do mojego życia. Być może tylko na chwilę, ale mimo wszystko było w tym coś, co zupełnie mąciło mi w głowie. Burza myśli nie odpuszczała, przez co zamiast skupić się na tym, co mnie czekało, skupiłam się na mężczyźnie, którego powinnam przecież nienawidzić. Nim się zorientowałam, ktoś zapukał do moich drzwi. Uchyliłam je ostrożnie, a za nimi zobaczyłam Richiego. Wpuściłam go do środka i przez moment mu się przyjrzałam. Chyba był równie spięty jak ja.

– Kiedy przyjdzie? – zapytał ponuro.

– Za kilka, może kilkanaście minut – odparłam szybko.

W odpowiedzi kiwnął głową i podszedł do barku w rogu pokoju. Stała na nim butelka whisky, którą wziął do ręki i po krótkim przyjrzeniu się, otworzył ją i upił kilka łyków. Nie odkładając alkoholu, oparł się o parapet okna i spojrzał na mnie najbardziej przenikliwym spojrzeniem, jakim kiedykolwiek mnie obdarzył.

– Chcę prawdy. Nie interesują mnie niedomówienia i kłamstwa. Kłamią wszyscy, dlatego nienawidzę ludzi. Za to szanuję tych, którzy w ważnych momentach nie próbują mydlić mi oczu – mówił wolno, skupiony na mojej twarzy. – Więc jeśli chcesz mi coś powiedzieć, powiedz. Jeśli zamierzasz kłamać lub mówić do mnie półsłówkami, lepiej w ogóle się nie odzywaj. – Upił kolejne kilka łyków i skrzywił się delikatnie. – Kurwa, naprawdę chciałbym wiedzieć, co tobą kieruje.

Długo stałam nieruchomo, wpatrując się w niego niczym zahipnotyzowana. Miał w sobie coś, co obezwładniało i nienawidziłam tego w nim.

– Chciałam ci wynagrodzić to, co ci zrobiłam. Wykorzystałam kontakt naszego rodzeństwa i dzięki temu dowiedziałam się, kogo próbujesz znaleźć. Wiem, że to głupie, ale naprawdę nie mogę wybaczyć sobie tego, co ci zrobiłam.

Ciężko było wypowiedzieć te słowa. Ja, Nadia Petrova, uzewnętrzniałam się przed kimś po raz pierwszy od dnia porwania. Czułam się nieswojo i choć mówiłam całkowitą prawdę, miałam wrażenie, że kłamię. Jakby moja natura nie mogła pogodzić się z tym, co zrobiłam.

– Nie powinno ci na tym zależeć.

– Nie powinno – przyznałam nieco zdenerwowana. – Mimo to zależy.

– Dlaczego?

– Wiem, czego ode mnie oczekujesz.

– Dopiero, gdy to dostanę, będę mógł pójść o krok dalej.

– O krok dalej? – zapytałam zaskoczona.

Odłożył butelkę i podszedł do mnie. Kiedy zatrzymał się tuż przede mną, moje serce na chwilę się zatrzymało.

– Będę mógł złapać cię i pieprzyć cię tak mocno, jakbym chciał nadrobić każdy stracony dzień od naszego rozstania.

Z trudem przełknęłam ślinę, a gdy już byłam gotowa coś powiedzieć, usłyszałam pukanie do drzwi. Richie usiadł na łóżku, a ja pociągnęłam za klamkę, wpuszczając Killiana.

– Myszka wpadła do kotka – odezwał się dumnie, gdy tylko wszedł do środka.

Choć czułam niesmak, przybrałam minę bezdusznej suki, stając ramię w ramię z Killianem.

– Kogo nazywasz myszką? – zapytał Richie, wchodząc w swoją rolę.

– Bardzo mi przykro, ale musisz dziś zginąć – odezwałam się z wyższością.

Usłyszałam śmiech Danielsa, ale nie zwracałam na niego uwagi. Wyciągnęłam broń i wycelowałam prosto w Richiego. Przed moimi oczami stanął obraz z dnia, w którym go postrzeliłam. Przez jedną krótką chwilę nie byłam w stanie zapanować nad sobą. Dopiero jego głos przywrócił mnie na ziemię.

– Nie tak się umawialiśmy!

– Przykro mi, ale śmierć twojego ojca była tylko początkiem.

Killian minął mnie, by podejść do Richiego. Wiedziałam, że nie będzie lepszej okazji. Korzystając z tego, że mnie nie widział, wycelowałam w jego kolano i oddałam strzał. Krzyknął, po czym runął na podłogę. Czekałam, aż na mnie popatrzy. Musiałam widzieć jego twarz, by oddać ostateczny strzał. Gdy tylko zauważyłam, że się odwraca, przygotowałam się do strzału, ale wtedy strzelił Richie. Ciało Killiana opadło bezwładnie na podłogę, a ja zauważyłam broń w jego dłoni.

– Miałaś od razu go zabić – odezwał się nerwowo Richie.

Spojrzałam na niego nieco zdezorientowana.

– Nie potrafię, gdy nie widzę twarzy – odparłam roztrzęsiona, po czym na moment znów zerknęłam na ciało Killiana. – Uratowałeś mi życie.

– Wygląda na to, że muszę być przy tobie, jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć – rzucił jakby rozbawiony.

– Tak – zaśmiałam się cicho. – Chyba właśnie o to walczę.

Podszedł do mnie i złapał moją brodę.

– O co dokładnie walczysz? – zapytał półszeptem.

– O ciebie. Nie powinnam, wiem to, ale nie jestem w stanie o tobie zapomnieć.

– Poprzednim razem prawie zginąłem.

W jego głosie nie było słychać wyrzutu czy pretensji. Powiedział to tak, jakby nagle wszystko, co wydarzyło się wcześniej, zaczęło go bawić.

– Jakoś ci to wynagrodzę.

– Pozwolisz mi strzelić do siebie? – Uniósł brew i uśmiechnął się półgębkiem.

– Mogę to zrobić sama.

Niewiele myśląc skierowałam broń na swoje ramię. Richie zareagował szybciej, niż się spodziewałam. Złapał moją rękę i odrzucił pistolet na podłogę.

– Ja pierdole, jesteś popieprzona – powiedział, próbując ukryć rozbawienie.

– Chyba nie powinnam zostawać sama w tym stanie – odparłam niewinnie.

Ujął moją twarz i nareszcie mnie pocałował. Dopiero, gdy poczułam jego usta, zaczęłam normalnie oddychać. W końcu byłam spokojna i mogłam przestać zadręczać się tym, co zrobiłam.

– Z wielką chęcią przeszedłbym dalej, ale powinniśmy stąd spieprzać. – Spojrzał na ciało Killiana, po czym spojrzeniem wrócił do mnie. – Przystanek Nowy Jork?

– Brzmi dobrze.

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz