Rozdział dziesiąty

4.1K 381 18
                                    


Richie

– Powinniśmy częściej wchodzić w takie akcje – stwierdził zadowolony Seth.

Gdy tylko weszliśmy do hotelu, zauważyłem, jak różne emocje kierują moimi braćmi. Vincent i Jacob byli nerwowi, niecierpliwi i wyglądało na to, że chcą jak najszybciej zakończyć zadanie. Zresztą to samo widziałem w twarzy Cartera i Angelo. Alexander był obojętny, nie zależało mu ani na powrocie, ani na poznaniu prawdy. Z kolei Seth i Ashton byli podekscytowani, chcieli więcej, tak samo jak ja i Victor, który nie przejął posępnego humoru od swojego przyjaciela. Nie mogłem winić Alexa, miał problem, który musiał rozwiązać sam. Zabić żonę, albo zaryzykować i poczekać na to co się wydarzy.

Usiadłem na kanapie w salonie mojego apartamentu, ze spokojem przyjmując wszystkie pytające spojrzenia. Chcieli wiedzieć, jaki jest następny krok. Ta decyzja nie była jednak prosta. Zbyt wiele się dowiedziałem, by dalej się bawić. Mimo to zastanawiałem się, czy istnieje inne wyjście.

– Dowiedziałem się czegoś intersującego o klanie Nadii – powiedziałem poważnie, sprowadzając na siebie uwagę wszystkich. – Każda z nich była kiedyś przez kogoś skrzywdzona. Celem każdej jest zemszczenie się na swoich oprawcach.

– Chcesz powiedzieć, że Nadia była pokrzywdzona przez naszego ojca? – zapytał zamyślony Jacob. – Nie chodzi nawet o to, że się nie domyślałem, ale skoro to ich główny cel, wygląda na to, że mamy przejebane.

– Wiem, że nie odpuści, bo nie może tego zrobić. Ojciec dowiedział się o niej i zdaje sobie sprawę, że jeśli Nadia nie zginie, przyjdzie po niego.

– Dlatego tak panikuje – wtrącił Vincent. – Teraz wszystko nabiera większego sensu. Naciski na ślub z Norą, by połączyć nas z Danielsami. Wszystko, byle tylko dowiedzieć się, kto czyha na jego życie.

– Na nasze życie – poprawił go Ash.

– A więc wasze randki niewiele nam pomogą – podsumował Jacob.

– Niestety, bracie, muszę się z tobą zgodzić. Nadia się nie śpieszy, bo ma nas pod ręką. Gotowa jest zaatakować w każdej chwili i właśnie to powinno zmotywować nas do działania.

– Jakiego działania? – zapytał Vin.

– Tego jeszcze nie wiem. Nie odpuści, dopóki nie zabije ojca. Mógłbym zgodzić się na tę stratę, gdyby nasze imiona nie znalazły się na jej liście?

– A Katherine? Davina? – odezwał się Carter.

– Im nic nie grozi. Zawarliśmy umowę, że bez względu na wszystko, nasze siostry są nietykalne.

– Nie możesz dłużej bawić się z nią w kotka i myszkę. Gdy role się odwrócą, będziemy mieć przejebane. Moja dziewczyna spodziewa się dziecka, a ja to dziecko zamierzam wychować razem z nią.

– I je wychowasz.

– Co zamierzasz?

– Tego jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.

– Obyś wpadł na dobry pomysł, zanim zrobi to Nadia.

Nie potrzebowałem pomysłu, potrzebowałem wyjścia. Jedyna kobieta, która była w stanie mi dorównać, nie mogła zginąć z moich rąk. Nie mogłem jednak pozwolić jej zabić mnie, więc problem jedynie narastał. Nie łudziłem się, że miała jakiekolwiek wątpliwości. Nie mogła ich mieć, gdy w grę wchodziła zemsta za coś, co zrobił jej mój ojciec. Nienawidziłem go jeszcze bardziej i sam nie wiedziałem czy chodzi o krzywdę, jaką wyrządził tej dziewczynie, czy o to, że jego czyny sprowadziły na nas kłopoty. Może o jedno i drugie.

Do wieczora zastanawiałem się, co powinienem zrobić. Nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy, więc postanowiłem zejść na dół, by napić się w hotelowym barze. Tam zauważyłem zamyślonego Ashtona. Okręcał w dłoni szklankę z whisky, wpatrując się w nią jak w coś szalenie skomplikowanego. Butelka na stoliku wskazywała na to, że miał w planie długie rozmyślenia. Usiadłem naprzeciwko niego i dopiero wtedy mnie zauważył.

– Masz ochotę? – zapytał, podsuwając mi drugą szklankę.

Bez namysłu wypełniłem ją alkoholem.

– O czym tak kontemplujesz, braciszku?

Uśmiechnął się ponuro, posyłając mi przelotne spojrzenie.

– O swoim życiu.

– Co ci w nim nie pasuje?

– Chodzi właśnie o to, że wszystko mi odpowiada i zastanawiam się, czy to normalne.

Zaśmiałem się.

– Odpowiada ci twoje życie, a ty na siłę szukasz czegoś, żeby to spierdolić?

– To nie tak. Jestem częścią popieprzonej rodziny, a nie żyję tak jak wy. Jestem z boku i nawet mi to nie przeszkadza, ale gdy dochodzi do takich chwil jak ta, zastanawiam się, czy właściwie wybrałem.

Pochyliłem się, opierając łokcie o stolik.

– Jesteś częścią tej rodziny i to twoja jedyna wada. To, że nie musisz robić tego, do czego zmuszani jesteśmy my, jest pierdolonym błogosławieństwem. Oczywiście, że ciągnie cię do tego życia, bo przez dwadzieścia lat przebywałeś w tym popieprzonym świecie, ale teraz jesteś wolny. Więc nie wkurwiaj mnie mówiąc, że nie wiesz, czy właściwie wybrałeś. W momencie, w którym opuściłeś dom ojca, każdy z nas pozazdrościł ci jaj.

– No dobrze... Powiedz lepiej, czy wiesz już, co zrobić z Nadią.

– Jeszcze nie.

– Wiesz, że powinieneś ją zabić, prawda?

– Doskonale.

– Ale nie chcesz tego robić – stwierdził podejrzliwie.

– Nie chcę. Zwykle mam w dupie powód zlecenia, ale w tym przypadku jest inaczej. To ojciec powinien stracić życie, nie my.

– Więc zaproponuj jej wspólne działanie.

– To nie wchodzi w grę. Chce się na nim zemścić, wcześniej zabijając nas. Nie pójdę do niej i nie zaproponuję jej zmiany zdania.

– Dlaczego nie?

– Takie osoby nigdy nie odpuszczają celu. Latami czekała na zemstę i dokładnie wiedziała, co chce zrobić, by jej dokonać. Nic i nikt nie sprawi, że nagle zmieni decyzję.

– A więc pozostaje nam zrobić to, po co tu przyjechaliśmy.

Nie chciałem przyznawać mu racji, chociaż podświadomie wiedziałem, że ją ma. Co innego mógłbym zrobić? Musiałem patrzeć na to w inny sposób. Albo ona, albo my. Nie myśleć o tym, że Nadia nie zasługuje na śmierć.

– Zanim wykonamy zadanie, muszę dowiedzieć się prawdy – odezwałem się ponuro po chwili namysłu.

– Po co? Dobrze wiemy, że nasz ojciec nie ma honoru i skrupułów. Szczegóły jego działań jedynie pogłębią naszą nienawiść do niego.

– Może właśnie dlatego? Nie wiem jak, ale wyciągnę z niej prawdę.

– Pomożemy ci, choć uważam, że to błąd.

– Wiem, że to błąd, bracie. To jednak niczego nie zmienia.

Dopiłem whisky i wstałem z miejsca. Miałem już plan, pojawił się nagle i musiałem jak najszybciej go przemyśleć. Potrzebowałem ciszy, samotności i butelki alkoholu. Wyglądało na to, że czeka mnie kolejna ryzykowana akcja.

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz