Rozdział siódmy

4.5K 403 32
                                    


Nadia

W ciemnym salonie z butelką wina w dłoni obserwowałam na monitorze hotel, w którym przebywał Blakemore. Nie liczyłam upływającego czasu, nie odczuwałam zmęczenia. Byłam zbyt wściekła, by w ogóle myśleć o śnie. Chciałam go dopaść. Zabawa się skończy. Wszystko miało swoje granice, również moja cierpliwość. Jej już nie było. Nie mogłam wybaczyć sobie, że w ogóle dałam się wciągnąć w jego grę, choć przecież pragnęłam jego śmierci. Zabawa w odciąganie wszystkiego była nie tylko pozbawiona sensu, ale również doprowadzała mnie do obłędu. Nauczona byłam załatwiać wszystko szybko, a on sprawił, że zmieniłam swoje zasady. To nie mogło trwać dłużej.

Dochodziła północ, gdy drzwi hotelu otworzyły się. Na widok twarzy Blakemora wyprostowałam się i przerwałam swoje myśli. Raja przekazała mi najważniejsze informacje dotyczące sterowania kamerami, ale to wciąż była dla mnie czarna magia. Obserwowałam Mię latami i mimo wszystko nie potrafiłam zrozumieć, jak to robi, by mieć wgląd na całe miasto. Sama nieźle radziłam sobie na komputerze w piwnicy, ale sprzęt, którym dysponowała Mia, można było nazwać okiem Boga. Mimo wszystko próbowałam połapać się w skomplikowanym oprogramowaniu i choć nie wychodziło mi idealnie, udało mi się odkryć miejsce, do którego udał się Richie. Mogłam się spodziewać, że będzie to klub. Nie brakuje tam alkoholu i chętnych do rozłożenia nóg dziewczyn. Idealne miejsce dla takiego popaprańca.

Zawahałam się przez moment nad decyzją. Wiedziałam, że mogę wpakować się w pułapkę, ale nie potrafiłam odpuścić. Wstałam z fotela i łapiąc po drodze płaszcz ruszyłam w kierunku drzwi. Całą drogę rozważałam wszelkie możliwości, wydawało mi się, że jestem na nie gotowa. Mogłam zginąć, ale to mnie nie przerażało. Przyznać jednak musiałam, że moim życiowym celem było oglądanie śmierci Jordana Blakemore'a. Właśnie dla tej chwili żyłam i nie miałam zamiaru dać się tak łatwo zabić.

Zmarszczyłam czoło, widząc klub, do jakiego udał się Richie. Był niemal pusty i zdecydowanie nie pasujący do standardów, z jakimi mi się kojarzył. Wątpiłam, że wybrał go ze względu na odległość od hotelu. Od razu pomyślałam o pułapce, w którą wpakowałam się na własne życzenie. Już miałam się wycofać, gdy zauważyłam mężczyznę w towarzystwie dwóch niemal nagich kobiet. Obserwowałam go przez chwilę z ukrycia i już po kilku minutach nie potrafiłam określić, czy to podstęp, czy rzeczywiście przyszedł do tego miejsca w wiadomym celu. Jedna z dziewczyn uklękła przed nim, uniosła głowę, posyłając mu błagalne spojrzenie. Jakby był pieprzonym bogiem, a ssanie jego kutasa miało zapewnić jej wieczną młodość. To, w jaki sposób sięgnął do zamka spodni, kojarzyło mi się z rzadko spotykaną wyniosłością, było w tym jednak coś intersującego. Niechętnie musiałam przyznać, że Richie Blakemore miał w sobie cechy, które sprawiały, że ludzie chcieli uklęknąć na jego widok. Potrafił zahipnotyzować wzrokiem, zaznaczyć swoją władze i bez użycia słów żądać posłuszeństwa. I nie chodziło o jego urodę. Każdy inny człowiek z jego twarzą byłby po prostu przystojny. To mrok czający się w jego oczach tak przyciągał. To przez niego kobiety klękały, błagając o chwilę zainteresowania. Właśnie to dawało mu władzę.

– Hej, maleńka. Twój seksowny tyłeczek powinien usiąść. Chyba że wolisz posadzić go na mnie.

Pijany kutas wyrwał mnie z myśli, a swoimi słowami wydał na siebie wyrok. W ciągu sekundy wyjęłam nóż, a ostrze docisnęłam do szyi mężczyzny, który nagle przestał być taki rozgadany. Nienawidziłam takich teksów i gotowa byłam zabić bez mrugnięcia okiem każdego skurwysyna, który w ten sposób odnosił się do kobiety.

– Mogę pozbawić cię głowy w ciągu chwili, a później usiąść na niej. Co ty na to? – wysyczałam wściekła.

– Ej! Ja tylko żartowałem! – krzyknął, unosząc dłonie nad głową.

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz