Rozdział trzydziesty drugi

3.9K 385 10
                                    

Richie

Zwykle spokojny i opanowany Alex szalał. Spodziewałem się, że przejęcie obowiązków ojca nie będzie dla niego łatwe, ale nie wiedziałem, że przyniesie nam wszystkim tyle pracy. Nie chodziło o samego Alexandra, lecz o burdel, który został po ojcu.

– Wiesz, co to jest? – wysyczał Alex, rzucając stosem papierów.

– Mogę się tylko domyślać.

– Ten skurwiel miał więcej za uszami, niż się spodziewaliśmy! Żaden z nas nie jest święty, ale nielegalne burdele? Handel żywym towarem? Kurwa!

– Jak widać tatuś miał wiele sekretów, w które nas nie wtajemniczał.

– Rozmawiałem z Vincentem. Nawet on nie miał pojęcia, jak daleko sięgały działania ojca. Im więcej się dowiaduję, tym mam większą ochotę rzucić to w cholerę. Zdajesz sobie sprawę, że stałem się właścicielem przynajmniej dwunastu burdeli na całym świecie, w którym usługi świadczą porwane dziewczyny?

Nie był wściekły. Był na granicy. Każda kolejna wiadomość zbliżała go do momentu wybuchu. Doskonale wiedziałem, że nie mogę na to pozwolić. Alex z natury był spokojny, ale gdy coś wytrąciło go z równowagi, stawał się gorszy ode mnie i od reszty moich braci.

– Co zamierzasz z tym zrobić?

– Nie zamknę tego, bo dorwą mnie w ciągu kilku dni. Te dziewczyny zgłoszą gdzie były przetrzymywane, a wtedy gliny dojdą do mnie i będę skończony.

– Prowadzić tego także nie będziesz.

Opróżnił szklankę z whisky, po czym od razu sięgną po butelkę.

– Zwołałem resztę. Kiedy się tu pojawią, przemyślimy kolejne kroki.

Nie wyglądało to dobrze. Alexander był zbyt roztrzęsiony, by prowadzić interesy rodziny, ale wierzyłem, że to szybko się zmieni. Miał pewien dar, który był zbawieniem na tak wymagającym stanowisku. Miałem nadzieję, że dar ten szybko się ukaże.

Pół butelki whisky później zjawili się wszyscy. Zajęliśmy miejsca w gabinecie ojca i czekaliśmy na postanowienia Alexa.

– Ash, wrócisz do siebie. Przejrzałem wszystkie dokumenty z Huntington. Wynika z nich, że po twojej wyprowadzce w domu nic się nie zmieniło. Służba pracuje tak, jakbyś wciąż tam mieszkał. Nie wiem, czy ojciec trzymał posiadłość na wypadek, gdybyś zmienił zdanie, czy miał inny cel.

Alexander zmienił się szybko w oazę spokoju. Zastanawiałem się, czy tak już zostanie.

– Dobrze mi tam, gdzie jestem – odparł posępnie Ashton.

– Nie możesz tam zostać. Musisz wrócić do domu, zapewnić sobie ochronę, którą miałeś przed wyprowadzką i wykonać ważne zdanie.

– Jakie zdanie?

– Z dokumentów, o których mówiłem, dowiedziałem się, że w twoim mieście znajduje się kilku ludzi ojca od czarnej roboty. Są odpowiedzialni za pośrednictwo w handlu żywym towarem. Nie będą chcieli ze mną współpracować, nie posłuchają, kiedy każę im się wycofać. Musisz znaleźć i zabić każdego z nich.

Na twarzy Ashtona pojawił się szeroki uśmiech.

– W końcu poważne zadanie – powiedział zadowolony.

– Zbierz ludzi, potrzebujesz ich wielu.

– Jutro rano wrócę i wszystkim się zajmę. Brakuje mi wyścigów, może znajdę czas i na nie.

Alexander kiwną głową, a ja pomyślałem o ojcu. Gdyby to on usłyszał o wyścigach, wściekłby się.

– Miejsc takich, w jakich przebywała Nadia, jest kilkanaście. Odkryłem ich lokalizację, w większości z nich ktoś przebywa. Ludzie, którzy tam pracowali, uciekli na wieści o śmierci ojca. Seth, Angelo, Victor, waszym zadaniem jest uwolnienie tych dziewczyn.

Alex podał listę lokalizacji Sethowi, który dokładnie się jej przyjrzał.

– Nie uda nam się pojawić w każdym z tych miejsc w ciągu dwóch dni. Jeśli te dziewczyny zostały same, nie przeżyją dłużej.

– Dołączę – zaproponowałem.

– Nie. Jesteś mi potrzebny tutaj – odparł zamyślony Alex. – Jacob, Carter, Vincent, zbierzcie ludzi, zajmiecie się miejscami w Ameryce. Po powrocie każdy z Was będzie miał za zadanie przypomnieć ludziom o tym, kto tu rządzi.

– A ty co będziesz robił? – wtrąciła Katherine.

– Muszę zająć się ludźmi, którzy do tej pory współpracowali z ojcem. Kilku odezwało się zaraz po pogrzebie, z innymi skontaktowałem się sam, ale to dopiero połowa. – Wziął szklankę i spojrzał na mnie porozumiewawczo. – Jest coś jeszcze. Nielegalne burdele, w których przebywają porwane kobiety na zlecenie ojca.

Spodziewałem się, że pierwsza zabierze głos Kat i wcale się nie pomyliłem.

– Trzeba je uwolnić.

– To nie takie proste – odpowiedziałem jej, by Alex nie musiał znów tego tłumaczyć. – Pójdą na policję i zdemaskują całą rodzinę.

– A więc mają tam zostać?! Popierdoliło was?!

– Nie powinnaś się denerwować – wyszeptał Carter.

– Jakbyś miał skończonych debili za braci, też by się denerwował!

– Przemyślimy każde wyjście – zapewnił Alexander. – Na razie nie możemy działać pochopnie.

– Chcesz uwolnić dziewczyny przetrzymywane chuj wie gdzie i tego się nie boisz?

– To co innego. One nie mają pojęcia, kto rozkazał ich porwanie. A jeśli nawet zdają sobie z tego sprawę, będą bały się odezwać. Ludzie, którzy ich pilnowali, uciekli. Burdele wciąż działają, a więc ryzyko jest dużo wyższe.

Katherine rozumiała różnicę, jednak nie oznaczało to, że zgadzała się z decyzją. Jej ostentacyjne wyjście było tego najlepszym dowodem. Miałem tylko nadzieję, że nie postanowi wziąć spraw w swoje ręce.

– Trzeba jej pilnować – stwierdził Carter.

– A więc nic się nie zmieniło – skomentował Alexander.

Musiałem przyznać mu rację. Kat zawsze była lekkomyślna i działała pod wpływem impulsu. Przypominała mi kogoś, o kogo istnieniu chciałem zapomnieć.

Zaraz po spotkaniu wszyscy rozeszli się w swoje strony, by zabrać się do wykonania swoich zadań. Ja natomiast wszedłem do pokoju, do którego nie zaglądałem od lat. Pokoju, w którym niegdyś mieszkałem. Wnętrze w ogóle się nie zmieniło. Wciąż było surowe i pozbawione jakiegokolwiek ciepła. Tak, jak jego właściciel.

Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz