Richie
Wszystko wydawało się jakoś układać. Nie było łatwo, ale zaczynałem mieć nadzieję, że w końcu będę mógł wyjechać z Nowego Jorku. Już o świcie pojawiłem się w rodzinnym domu, z powodu narady, którą ogłosiła matka. Mieliśmy pojawić się wszyscy, by ustalić, co dalej. Rodzina nie mogła zostać bez dona. Wszedłem do salonu, gdzie czekał już Jacob, Carter i Seth. Usiadłem na kanapie i przyjrzałem się każdemu z nich. Byli skupieni i zestresowani, jakby spodziewali się złego obrotu spraw. Co prawda sam nie byłem spokojny, ale w gruncie rzeczy cieszyłem się, że w końcu wszystko zostanie załatwione. Po chwili dołączyły do nas Katherine i Davina.
– Czy nieletni mają prawo uczestniczyć w rozmowach dorosłych? – odezwał się Carter, uśmiechając się kpiąco do Daviny.
– W przeciwieństwie do ciebie, jestem członkiem rodziny – odpowiedziała mu z wyższością, która mnie rozbawiła.
– Twoja siostra będzie miała ze mną dziecko, jestem członkiem rodziny.
– Przyszywanym.
Carter zaśmiał się, ale nie odpowiedział. Kilka minut później zjawili się prawie wszyscy. Brakowało tylko dwóch najstarszych braci.
– Vincent i Alexander pobili się o miejsce na tronie ojca? – odezwał się Ashton.
– To już nie te czasy. – Do salonu wszedł Vin.
Alex dołączył kilka chwil później, a gdy byliśmy już w komplecie, pojawiła się także matka. Usiadła na kanapie, między moimi siostrami i spojrzała na nas ze smutkiem.
– Wiem, że śmierć waszego ojca nie sprawiła wam bólu, ale to, co się stało, jest naprawdę poważne. Dziś wieczorem odbędzie się pogrzeb. Zanim do niego dojdzie, ktoś musi zająć miejsce głowy rodziny. Znacie zasady panujące w naszym świecie.
Niestety. Znaliśmy je aż za dobrze. Gdyby to wydarzyło się dwa lata temu, chętnych na objęcie władzy mielibyśmy przynajmniej dwóch, jednak ostatnie miesiące zmieniły wszystko.
– Vincent był przygotowywany do tego od lat. To on powinien zająć miejsce ojca – zaproponował Alexander.
– Nie. Nie chcę tego miejsca. Zbyt wiele przecierpiałem z jego powodu – zaprotestował Vin. – Ty przejmiesz interesy rodziny.
Westchnąłem, czując, że ta rozmowa nie skończy się szybko. I oczywiście miałem rację. Najstarsi bracia obrzucali się argumentami, dla których ten drugi miał przejąć władze. Debata między nimi zdawała się nie mieć końca, a mnie coraz bardziej to nudziło. Pomyśleć, że kiedyś obaj mogli zabić za ten przywilej. Nagle żaden z nich nie chciał stać się donem. Któryś jednak musiał.
– Mamy więcej braci – wtrąciła Katherine, przerywając tysięczną wymianę zdań między Alexem a Vincentem.
– Mamy – przyznałem. – Żaden z nas tego nie zrobi. Ashton jest za młody i z pewnością nie chciałby wrócić do tego domu. Jacob wywalczył życie, odsuwając się od ojca, więc tego nie przepaści dla jego pozycji. Seth nie zostawi klubu, który jest jego oczkiem w głowie. A ja jestem od czarnej roboty, którą kurewsko lubię.
Ni musiałem nawet pytać, czy mam rację. Po spojrzeniach braci wiedziałem, że nie pomyliłem się w osądzie. Nasza uwaga znów skupiła się na najstarszych braciach.
– Powiem służbie, żeby przygotowali śniadanie – odezwała się zawiedziona matka, po czym wyszła z salonu.
– Któryś z was musi się zdecydować – powiedziała Katherine.
CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 4. Richie - ZAKOŃCZONA
Roman d'amourRichie Blakemore uważany był za psychopatę, nawet wśród swojej rodziny. Jeden z najlepszych zabójców na zlecenie uwielbiał zadawać ból, a śmierć nie była dla niego niczym niezwykłym. Wyróżniał się na tle swoich braci, co w ogóle nie było dla niego p...