𝚇

724 61 104
                                    

𝚝𝚑𝚎 𝚙𝚊𝚒𝚗 𝚊𝚗𝚍 𝚝𝚑𝚎 𝚑𝚊𝚝𝚎 𝚍𝚎𝚌𝚒𝚍𝚎𝚍 𝚝𝚘 𝚍𝚊𝚗𝚌𝚎 𝚝𝚘𝚐𝚎𝚝𝚑𝚎𝚛.
~ 𝚜𝚔𝚒𝚕𝚕𝚎𝚝𝚜𝚘𝚕𝚍𝚒𝚎𝚛

R U T H

Podróż wreszcie dobiegła końca. Była długa, męcząca i momentami także irytująca. Ale dotarliśmy do celu.

Szliśmy aktualnie na parking przy lotnisku. Czekał tam Happy. Dopatrzył nas już z oddali i zaczął nam machać. Sam ruszył zaledwie dłonią, z kolei Tony uniósł swoją z niebywałą gracją i poruszał nią niczym kandydatka na miss piękności świata. Barnes, zdawało mi się, kiwnął głową.

Nadal miałam przed oczami jego uśmiech, gdy zdołał rozłożyć tych dwóch małych łebków w samolocie na łopatki. Wyglądał, jakby przyniosło mu to ulgę. I nie dziwię się. Po tym całym zajściu przy bramkach... To wszystko nie powinno mieć wtedy miejsca. Nie wyobrażam sobie, jak musiał się czuć. I mimo, że starał się maskować emocje, wiedziałam, że łamało go to w pół.

Mogłaś coś zrobić.

Nie.

Nie powinnam się mieszać. Im mniej interakcji, które mogą nas do siebie zbliżyć, tym lepiej.

Mniejsza.

Po rozmowie z chłopcami, siedział już wyprostowany i chyba nie w humorze. Nie widziałam jego twarzy, ale czułam dziwnie napiętą atmosferę. Zdawał się być nieobecny. Nie reagował na żadne komunikaty z głośników, ani dosyć głośną rozmowę Tony'ego i Sam'a, która — mnie osobiście — irytowała. On natomiast albo jej nie słuchał, albo w ogóle nie słyszał. Nie wiem konkretnie, co tak potwornie go pochłonęło i wyrwało z rzeczywistości

Jednakże nie dziwię się. Myśli potrafią być o wiele głośniejsze, niż otoczenie.

— Dobrze was widzieć całych i zdrowych — przywitał nas Happy.

I jak się okazało, mnie też chwilowo z niej wyrwało z tego otoczenia. Ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam jego głos.

— Skąd wiesz? — zapytał Tony, który się z nim uścisnął.

— Bruce się ze mną kontaktował. W telewizji, co prawda, też mówili o wypadku, ale nie zdradzali szczegółów.

— Widzę, że z Bruce'em macie znakomite kontakty. — Spojrzałam na Stark'a, który nigdy wcześniej nie pisnął o nim nawet słówka.

— To nic dziwnego, jeśli zależy im na podtrzymywaniu relacji. Ludzie tak robią — wtrącił niespodziewanie Barnes.

Moja głowa automatycznie powędrowała w jego stronę. Nie patrzył na mnie. Utkwił wzrok gdzieś w oddali. Jego sylwetka była lekceważąca, dłonie trzymał w kieszeniach, kładąc uprzednio torbę na ziemi. Opuściłam wzrok, nie komentując tego.

Bo zabolało. Ponownie.

A ja nie mogłam mieć pretensji, bo sama do tego wszystkiego doprowadziłam.

— Dobra, to my może... — Happy potarł kark, rozglądając się po nas i naszych bagażach. — Ja to wezmę.

Spakował nasze rzeczy do bagażnika. Następnie kazał wsiąść do auta. Przednie miejsce obok kierowcy zajął Tony. Wiadomym było, że nic nie może pójść gładko.

Mirror Image: Ruthless | Bucky Barnes fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz