𝙸𝙸

630 71 131
                                    

𝚒 𝚗𝚎𝚎𝚍 𝚢𝚘𝚞 𝚋𝚊𝚌𝚔 𝚋𝚞𝚝 𝚢𝚘𝚞'𝚛𝚎 𝚐𝚘𝚗𝚎
𝚜𝚘 𝚒'𝚖 𝚜𝚝𝚊𝚗𝚍𝚒𝚗𝚐 𝚑𝚎𝚛𝚎 𝚊𝚕𝚘𝚗𝚎.
~ 𝚜𝚔𝚒𝚕𝚕𝚎𝚝𝚜𝚘𝚕𝚍𝚒𝚎𝚛

R U T H

Wybrałam numer i przystawiłam słuchawkę do ucha.

Zastanawiam się, czemu Tony nie wspomniał o tych dosyć regularnych połączeniach. Musiał je widzieć. Choć, z drugiej strony, był w sporych emocjach. Nie zdziwię się, jeśli mu to umknęło.

Witaj, Ruth.

— Hej — powiedziałam cicho.

Jak się czujesz? Co u ciebie?

— U mnie bez zmian. Nic szczególnego. Odwiedził mnie dziś Tony.

Oh, racja. Bo dziś sobota. — Na jej słowa pokiwałam głową mimo, iż nie mogła tego zobaczyć.

— Tak... — przyznałam w zamian.

Zawsze wspominałaś, że naprawdę doceniasz jego odwiedziny. I że podziwiasz jego determinację. A dziś nie wydajesz się trzymać tej myśli.

— Mieliśmy... Ostrą wymianę zdań. Połowicznie ostrą — poprawiłam.

W jakim sensie?

— W takim, że on nie szczędził złości. A ja wręcz przeciwnie. Słuchałam wszystkiego ze stoickim spokojem, można by rzec.

To o czym rozmawialiście, skoro aż tak zareagował?

Już miałam zacząć jej wszystko wyjaśniać, nawet ogólnikowo. Po chwili jednak doszłam do wniosku, że nie mam na to ani siły, ani ochoty. A z pewnością nie skończyłoby się na krótkich opowiastkach. A z jej strony posypałyby się niepotrzebne pytania.

Szczególnie przy kwestii Barnes'a.

— W sumie o niczym nowym — skłamałam. — Mniejsza. Wybacz, że zawracam ci tym głowę.

Nie zawracasz — odparła ciepło.

— W każdym razie, to nie istotne. Przeszło nam oboje. — Przetarłam twarz dłonią. — Powiedz, co u ciebie? Jak dzieci?

Dzieci — powtórzyła, a ja mogłam przysiąc, że na jej ustach zagościł uśmiech. — Nie mogą się doczekać świąt. I to potwornie. Jest całkiem w porządku. Zdaje się, że nasze życie się w miarę ustabilizowało. Wcześniej mieliśmy dosyć ciężkie fazy.

— Tak, pamiętam — przyznałam zgodnie z prawdą.

Bywało, że nawet codziennie dzwoniłyśmy do siebie, szczególnie wieczorami, byleby nie siedzieć sam na sam w czterech ścianach. Byleby mieć się do kogo odezwać. Nawet jeśli nie o żalu względem tamtej tragedii, to po prostu — nawet o głupiej pogodzie.

Teraz, w porównaniu z czasem około półtora albo jednego roku temu, jest całkiem dobrze. Choć ostatnio zdarzyło im się kilka razy wspomnieć, że święta będą dziwne bez taty. Że tęsknią.

Mirror Image: Ruthless | Bucky Barnes fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz