I. Rozalia

61.5K 1.6K 52
                                    

  Przyglądam się swojej przyjaciółce, która wyszła właśnie z przymierzalni w nowej sukience. Jest ona w kolorze miętowym. Pomimo delikatnego i niewinnego koloru krój taki nie jest - nie zostawia zbyt wielkiego pola dla wyobraźni mężczyzn, jednak kolor ładnie współgra z jasną cerą Oli.

 - I jak? - pyta i okręca się dookoła.

 - Ładna - przyznaję. - I wyzywająca. Planujesz jakiś podryw?

 Szatynka uśmiecha się tajemniczo.

 - Możliwe. - I znika z powrotem w przebieralni.

 Wzdycham i wyglądam przez okno sklepu. Dobrze, że moja przyjaciółka ma w głowie GPS z mapą Świdnicy. Ja mieszkam tu od czterech lat, a nadal nie mogę zapamiętać ulic i miejsc. Wiem, gdzie jest moja szkoła, kawiarnia i sklep. No i sala treningowa. Cud jest w dniu, w którym nie gubię się w rynku.

 - A ty nic nie mierzysz? - Ola wychodzi z przymierzalni w swoich ciuchach z sukienką przewieszoną przez ramię.

 Kręcę głową.

 - Dzisiaj nie. A poza tym dopiero co sobie kupiłam dwa dni temu.

 Przewraca oczami.

 - Nowa bokserka na treningi się nie liczy.

 Macham ręką na znak zakończenia tematu, co całe szczęście ona rozumie i kieruje się do kasy, a ja za nią. Ola jest typem dziewczyny, która mogłaby ubiegać się o rolę królewny w filmie. Jest śliczna, drobna, chodzi w samych sukienkach i potrafi owinąć sobie wokół palca każdego.

 Chociaż, gdyby się tak zastanowić, rola szkolnej divy również do niej pasuje...

 Ja też lubię sukienki. Kocham wręcz. Ale lubię także czasem się poruszać. Ola należy do tych osób, które nie rozumieją mojego zamiłowania do sztuk walki. Często mi powtarza, że powinnam to zamienić na zumbę albo coś w tym stylu. Coś ,,bardziej odpowiedniego" dla młodej kobiety.

 - Idziemy na kawę? - pytam po wyjściu ze sklepu. - Mam czas, zanim pójdę na trening.

 Tak jak wspomniałam, trenuję różne sztuki walki... właściwie krav magę. Kocham ten sport. Zawsze mogę się wyżyć. Zwłaszcza gdy jest Marcel, mój przyjaciel, którego poznałam podczas wakacji w Koszalinie. Przeprowadził się do Świdnicy dopiero rok temu, mimo to sprawniej się porusza po tym mieście ode mnie.

 - Okej - mamrocze, przechodząc przez ulicę, nie zwracając uwagi na to, że nie ma tutaj pasów.

 Kręcę głową i idę za nią, a po jakiś dwóch minutach jesteśmy w kawiarni.

 - Americano i cappuccino, poproszę - mówię przy ladzie do kobiety na oko mającej około dwadzieścia lat. Płacę i czekam na swoje zamówienie, a po jego otrzymaniu idę do stolika, przy którym siedzi Ola.

 - Może pojechałybyśmy gdzieś na małą plażę - proponuje i miesza swoje cappuccino. - Opaliłybyśmy się. Może byliby jacyś przystojniacy?

 - Na plaży? Takiej małej? - Śmieję się. - Może i byliby. Ale z pewnością zajęci.
Robi zawiedzioną minę.

 - Dzięki, zniszczyłaś moje nadzieje.

 Przewracam oczami.

 - Mało ci? Nie wystarczająco dużo facetów tutaj ogląda się za tobą, gdy tak kręcisz tyłkiem?

 - Ha! Ja kręcę?

 - A nie?

 - A ty może nie kręcisz, co? Za tobą ile się ogląda!

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz