XXXVI. Rozalia

15.8K 864 38
                                    

   Prosiliście, żeby dodać rozdział już w niedzielę, jednak musiałam najpierw napisać kolejny, żeby dodać. Napisałam go przed chwilą, więc dodaję teraz. Miłego czytania :).

*****

     Ale masz fajnie - jęczy Emilia, składając jedną z moich sukienek. - Ja też bym chciała jechać nad morze.
     - No to jedź z nami - mówię, chowając do torby parę koszulek.
     - To nie takie proste, jak ci się wydaje. - Kręci głową i chowa kolejne moje ciuchy. - Nie wydelegowali mnie.
     - Czyli? - Nie jestem pewna, co to znaczy.
     - Muszę tu zostać, ponieważ nie dostałam rozkazu wyjazdu z wami do Kołobrzegu - tłumaczy. - A wolnego też nie mam. W każdej chwili mogą mi powiedzieć, że gdzieś mam jechać.
     - To tak trochę głupio - stwierdzam.
     - No, głupio.
     - Mogę ci zadać pytanie, Em? Tylko nie wiem, czy będziesz chciała na nie odpowiadać...
     - Pytaj śmiało - zachęca.
   Biorę głęboki wdech.
     - Dlaczego dołączyłaś do gangu? - pytam.
   Przez pewien czas nic nie odpowiada, w milczeniu składając i pakując kolejne ubrania.
     - Nie miałam wyboru - w końcu odpowiada.
     - Zawsze jest jakiś wybór - staram się filozofować.
   Przewraca oczami.
     - Taa, niby tak. Ale jaki to jest wybór, jeśli tylko w ten sposób możesz pomóc swojemu kochanemu, choremu na raka ojcu?
     - Żaden - przyznaję.
     - No właśnie. Jakub znalazł mnie przez przypadek, całkowicie zalaną. Wszystko mu opowiedziałam, a on zaproponował pieniądze za to, że dołączę do gangu. Przyjęłam ofertę. Gdy przywództwo przeszło na Zachariasza dał nam wszystkim możliwość odejścia. Już się przywiązałam do ludzi i do tego miejsca, więc postanowiłam zostać, tak jak reszta z nas.
   Uśmiecham się lekko.
     - Żałujesz?
   Kręci głową.
     - Ani trochę. No bo jeśliby tak się nie stało, nie miałabym kochającego chłopaka i Bena, z którym ciągle żartuję. No i nie poznałabym ciebie.
   Tak, to by było okropne.
   Wcześniej naprawdę chciałam stąd uciec. Dzisiaj nie żałuję tego, że zostałam porwana. W większej części nie żałuję. Gdybym do tego nie doszło, nie poznałabym Huberta ani Bena. Nie poznałabym też nowej przyjaciółki, którą jest Emilia.
     No i nie poznałabym Zachariasza.
   Właśnie, Zachariasz... Im dłużej tu jestem, tym bardziej odkrywam, że czuję do niego coś więcej niż zwykłą sympatię, jaką odczuwam względem Huberta. To coś głębszego. Wcześniej powiedziałabym, że to jest chyba miłość...
     O Boże, ja kocham Zachariasza.
     - O czym tak myślisz? - przerywa mi w rozmyślaniach Emilia.
     - O tym, że ja również bardzo cieszę się, że cię poznałam - odpowiadam zamyślona.
   Uśmiecha się szeroko.
     - Och, jak miło! Ale teraz tak na serio, proszę?
   Wzdycham ciężko.
     - Wiesz... Sądzę, że zakochałam się z Zachariaszu - wyznaję jej.
   Gdy ten komunikat do niej dociera piszczy zachwycona, a jej uśmiech staje się jeszcze szerszy. Wstaje z łóżka i jednym susem doskakuje do mnie. Obejmuje moje ramiona swoimi i ściska z całych sił.
     - Och, tak się cieszę! Kupił ci pierścionek? Nie? To od tego trzeba zacząć! A potem szykowanie wesela! Ślub będzie kościelny, to jest oczywiste. Chcesz ślub huczny czy kameralny? Zrobimy huczny, ale uprzedzimy naszych, żeby nie afiszowali się z bronią i tym podobnymi rzeczami. Ale będzie super! Pierwszy ślub w historii tego gangu! Pomogę ci wybrać sukienkę, taką długą! Ale bez zbędnych ozdób, bo to moim zdaniem brzydko wygląda. Wolisz róż czy błękit...
     - Hej, hej, zwolnij - przerywam jej, wyswobadzając się. - Ja mu jeszcze nic nie powiedziałam o swoich uczuciach do niego.
     - Nie? To masz mi to zrobić, ale to natychmiast! - oburzyła się. - Idziemy go znaleźć, pakowanie dokończymy później. Albo ja dokończę, bo wy pewnie będziecie zajęci sobą.
   Kręcę głową.
     - Ja nic mu teraz nie powiem.
     - Jak to nie?!
   Wzruszam ramionami.
     - Tak to. On nie chce mi nic o sobie powiedzieć, a ja mam mu wyznawać takie rzeczy? Poza tym, ta cała sytuacja... Skąd mam mieć pewność, że to jest prawdziwe? Co, jeśli to po prostu syndrom sztokholmski? Czułam po kolei zmianę zachowania. Dużo o tym czytałam. Wcześniej nie zostałam porwana, ale te odczucia...
   Podniecenie i radość powoli zaczynają z niej upływać.
- Jak to ,,wcześniej"? Co masz na myśli?
Powoli osuwam się na łóżko, zastanawiając się, jak ubrać w słowa moją historię - a przynajmniej jej część.
- Miałam kiedyś chłopaka. Był starszy ode mnie o sześć lat. Nawet nie wiesz, jak fajnie było chwalić się koleżankom, że jestem z facetem, a nie chłopczykiem - śmieję się nerwowo. - Ale... facet ma swoje potrzeby, których ja nie byłam w stanie mu zapewnić.
Obracam pierścionek na moim palcu, który dostałam od mamy w dniu osiemnastych urodzin, starając się zebrać myśli.
- Nie chciałam się spieszyć ze zbliżeniem, a sama myśl o mnie i o nim razem również nie zachęcała. Nie byłam gotowa na coś więcej niż całowanie. Potrzebowałam po prostu czułości. Ale on... nie rozumiał, że nasze potrzeby są różne. I nie chciał...
Dotyka delikatnie mojej ręki, kiedy łzy zaczynają przesłaniać mi widok.
- Rozstaliście się? - pyta cicho.
- Nie. - Kręcę głową. - Tłumaczyłam mu, że go kocham, ale to nie ma sensu... Nie przyjmował tego do wiadomości. Powtarzał, że jestem jego kobietą i skoro weszłam w związek z dorosłym mężczyzną powinnam wiedzieć, na co się piszę. - Biorę drżący oddech. - Kiedy pierwszy raz powiedziałam mu, że chcę odejść, uderzył mnie w twarz i zastraszył mnie. Nie odeszłam, zaś on poczuł, że ma nade mną władzę. Bił mnie regularnie i molestował, chociaż mówiłam mu, że tego nie chcę. Tamtego dnia... Nie zatrzymał się. Krzyczałam i groziłam, ale powiedział tylko, że ma o wiele większą władzę, niż mi się wydaje. Błagałam go... ale nie słuchał. - Podnoszę na nią wzrok i uśmiecham się smutno. - Mój pierwszy raz był zimny i bolesny, pełen gróźb i upokorzenia, kiedy słuchałam, jak chwali się koledze, że w końcu przeleciał tą świętoszkę. Potem położył się jak gdyby nic ze mną w ramionach i przed zaśnięciem powtarzał, że mnie kocha.
Emilia milczy, w szoku przyswajając wszystkie informacje. Ja w tym czasie kontynuuję:
- Powiedziałam o wszystkim mamie, a ta stanęła na głowie, żeby to rozwiązać. Niestety, facet miał wtyki w policji i sprawa była z góry przegrana. Wyprowadziliśmy się więc do Świdnicy. Tata haruje jak wół, aby spłacić kredyt za nowy dom i remont, a mama ostatnie lata spędziła ze mną u psychologa i każdy zaoszczędzony grosz wywalała na książki psychologiczne, aby wiedzieć, jak ze mną postępować. Boję się, że związek z Zachariaszem byłby kolejną, patologiczną relacją. Po prostu... Czy, będąc wolną, zdecydowałabym się z nim być?
- Czy żałujesz tego, co się stało? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Żałujesz jednak, że tutaj jesteś i poznałaś Zachariasza?
- Nie - zaprzeczam - absolutnie.
- Więc może, mimo patologicznej sytuacji, w jakiej się znalazłaś, nawiązałaś z nim prawdziwą, zdrową więź? Sądzisz, że normalnie nie byłabyś w stanie go pokochać?
- Nie - powtarzam i śmieję się przez łzy. - Jeśli nie odpuściłby po pierwszej próbie...
- Nie odpuściłby, wierz mi...
- To podejrzewam, że zakochałabym się w nim równie szybko, co teraz.
- I masz odpowiedź, Rozi! - szepcze z uśmiechem, ocierając kącik oka. - To... Nie wiesz nawet, ile ma lat?

   Przewracam oczami i wycieram twarz jedną z koszulek, które mi podała dziewczyna.
     - Co wy żeście się tak tego wieku czepili, co? Wiem, ile ma lat. Ale nie wiem, skąd pochodzi, nie wiem nic o jego rodzinie, o znajomych, dlaczego wstąpił do gangu... Nic!
     - Przynajmniej jego wiek znasz... - mamrocze.
   Piorunuję ją wzrokiem, pociągając przy tym nosem.
     - A co mi po tym wieku?!
     - No w sumie to nic...
     - No właśnie. A co, jeśli ja mu wyznam swoje uczucia, a on mnie wyśmieje?
   Uśmiecha się, ale tym razem pocieszająco.
     - Wątpię, żeby tak kiedykolwiek zrobił. Odkąd ty tutaj jesteś, on strasznie się zmienił. Na lepsze, oczywiście, przynajmniej moim zdaniem. Stał się cieplejszy. Tak jakbyś uruchomiła w nim pozytywne uczucia. Moim zdaniem dajesz mu w pewnym sensie siłę, której mu tak długo brakowało. Wyśmianie cię nie wchodzi tu w grę pod żadnym pozorem.
     - Tak myślisz? - pytam. Przez rozmyślanie nad tą sytuacją zagościła we mnie niepewność. Sama myśl o tym, że Zachariasz mnie nie kocha, że nic do mnie nie czuje, napawa mnie smutkiem i sprawia, że mam ochotę paść na łóżko i zacząć płakać.
     - Ja tak nie myślę. Ja to po prostu wiem. - Znowu mnie przytula, ale tym razem krócej. - A teraz przemyśl sobie to wszystko. Może faktycznie jeszcze nic mu nie mów. Najpierw sobie sama to wszystko poukładaj. Na planowane wam ślubu przyjdzie jeszcze czas.
   Śmieję się.
     - A skąd ta pewność, że wzięlibyśmy ślub?
   Puszcza mi oczko.
     - Bo ja bym was do tego zmusiła. Nie będziecie mieć nieślubnych dzieci! Ale jeśli chodzi o dzieci to nie śpieszcie się, proszę. Poczekajcie aż będziesz miała przynajmniej dwadzieścia pięć lat, okej?
   Śmieję się jeszcze mocniej i głośniej, a Emilia razem ze mną.
     - Ale tak na serio - poważnieje - wiem, że będzie ten ślub, ponieważ Zachariasz będzie chciał cię do siebie przywiązać na każdy możliwy sposób, kiedy już mu wyznasz swoją miłość do niego.
     - Wątpię.
     Ale chcę, żeby to była prawda.

***

     - Kochanie, obudź się. - Czuję, że ktoś mnie szturcha.
   Mamroczę coś nawet dla samej siebie niezrozumiałego i odwracam głowę, ignorując tym samym wszystko.
     - Rozalia. - Znowu szturchnięcie i ciche kliknięcie, po czym czuję poluźnienie na ciele.
     Od razu wygodniej.
   Ale ten ktoś nadal mnie szturcha. Uchylam jedną powiekę i dostrzegam przed sobą twarz Zachariasza.
     - Czego chcesz, natręcie? - chrypię zaspanym głosem.
   Zwykle bym tak się do niego nie odezwała, ale lwa nie wybudza się z drzemki. Ofiara uśmiecha się szeroko, nie wyczuwając zagrożenia.
     - Już jesteśmy, kochanie. Rzeczy są już wypakowane. Teraz musimy iść szybko na spotkanie przywitalne i potem możemy pójść do pokoju.
     - Ja też muszę być na tym spotkaniu? - pytam, gdy pomaga mi wysiąść z auta.
     - Tak.
     - Dlaczego?
     - Bo tak mówię - odpowiada.
     - Słaby argument - stwierdzam sucho.
   Uśmiech nie znika z jego twarzy.
     - Och, przestań. Odbębnimy formalności i pójdziemy do siebie, okej?
     - No dobra... - zgadzam się niechętnie.
   Ledwie zwracam uwagę, gdzie idziemy, zajęta skupianiem się na poruszaniu do przodu nogami. Światło w pomieszczeniu jest dla mnie jeszcze za mocne, więc oczy mam prawie zamknięte. Przykładam dłoń do ust i ziewam w nią. Naprawdę jestem zmęczona i chce mi się spać, jednak cała ochota na sen mi przechodzi, gdy słyszę ten znajomy głos:
     - No proszę, kogo mi tu przyprowadziłeś. Czy to jest prezent dla mnie? Nawet nie wiesz, jak trafiony.
   Głos, przed którego właścicielem tak starałam się uciec. Otwieram oczy i moje obawy potwierdzają się.
   Przede mną stoi Dariusz z szerokim uśmiechem na ustach i pożądaniem w oczach, które niestety nie minęło, pomimo czasu, który upłynął od naszego ostatniego spotkania.
     - Witaj, ślicznotko.
   Przełykam głośno.
     - Dariusz. Znowu się spotykamy.

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz