VIII. Zachariasz

24.6K 1.1K 14
                                    

- Zachariasz - wita mnie sztywno zielonooka. - Co tu robisz?
Wzruszam ramionami.
- Przyjechałem ze znajomymi. Trzeba trochę odpocząć od... obowiązków. - Nie powiem jej, czym się zajmuję. Jeszcze nie. - Przedstawisz mi swoich znajomych?
Wskazuje na dziewczynę.
- To jest Ola, moja przyjaciółka. A to jest mój chłopak.
Patrzę niechętnie na bruneta. Jest przystojny, muszę przyznać. Umięśniony, o niebieskich oczach. Marszczę brwi, ponieważ kogoś mi przypomina, tylko nie jestem pewny, kogo.
On patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Najwyraźniej on też mnie skojarzył. Staram się przypomnieć kogoś o wyglądzie jak on.
Wyciągam do niego rękę.
- Zachariasz.
Podaje mi dłoń dopiero po pewnym czasie.
- Marcel - wita się, przez jego oczy przetacza się obrzydzenie, a po chwili gości w nich obojętność.
Kurwa, już wiem, kogo mi przypomina. Darek i on mają te same rysy twarzy, te same oczy i włosy, to samo spojrzenie na wroga.
Czasami ja i Darek pracujemy razem. Z tego, co pamiętam ma młodszego o jakieś trzy lata brata. Marcel. Widziałem go raz. Że też on musi być jej chłopakiem. Nie żeby miało mnie to powstrzymać.
- Co u brata? - pytam.
- On nie ma brata - wtrąca Rozalia.
Unoszę brwi pod jego adresem. Mogę dostrzec, jak jego szczęki zaciskają się mocno. Tutaj mam sukinsyna. Będę mógł to wykorzystać.
- No cóż, chyba go z kimś pomyliłem. - Wzdycham. - W każdym razie miałem nadzieję, że twój... chłopak pozwoli mi zabrać cię na krótki spacer. - Mój wzrok mówi: ,,Zgódź się, bo pożałujesz".
Wyraźnie walczy ze sobą, aż w końcu kiwa głową.
- Marcel? - Zaniepokojona Rozalia dotyka jego ramienia.
- Idź z nim - mówi. - W końcu to tylko spacer.
Dziewczyna przez chwilę się waha, ale w końcu kiwa głową na zgodę. Chłopak odwraca się w jej stronę i całuje ją, ona zaś nie protestuje. Zaczyna się we mnie gotować z gniewu, po raz kolejny zresztą. Chcę być na jego miejscu, chcę ją całować. I będę to robił.
Odchrząkuję zniecierpliwiony, a oni się od siebie odsuwają. Ich znajoma patrzy z uniesionymi brwiami na Rozalię, ale ta już idzie powoli w moją stronę.
- Ma niedługo wrócić - mówi chłopak.
Ja nie zwracam na niego uwagi, ale dziewczyna odpowiada:
- Wrócę. - I odchodzi szybkim krokiem.
Idę za nią i nic nie mogę poradzić na to, że zerkam na jej tyłek; jestem facetem, a my przeważnie mamy słabość do takich rzeczy.
- Rusz się - pogania mnie. - I przestań się gapić na mój tyłek.
Mam w oczach jakiś laser, że wyczuwa mój wzrok, czy może strzelała?
Idę zaraz za nią. Postanawiam zagadać:
- Więc nie spotkałaś się ze mną z powodu faceta, ale on nie miał nic przeciwko. Teraz będziemy się mogli spotkać.
- Nie.
Marszczę brwi.
- Co?
- Nie spotkamy się. Co z tego, że on nie miał nic przeciwko? Ja nie chcę się z tobą spotkać.
Ciągle jest odwrócona do mnie tyłem, co mnie denerwuje. Daję sobie jednak czas i nie mówię nic. Wracam wzrokiem do jej pupy. Wpadam na pomysł, że najpierw postaram się ją uwieść.
Lekko muskam palcami jej dolne rejony bikini, w tym samym czasie nachylając się ku niej.
Nagle staje i odwraca się. Nawet nie wiem kiedy bierze zamach i mnie policzkuje.

Jestem zbyt zdziwiony, aby od razu za nią biec. Ona w tym czasie szybko idzie dalej przed siebie.
- Kurwa - mamroczę i idę szybko za nią. Łapię ją za ramię i nie daję jej się wyrwać. Prowadzę ją w bok, za budki. - Dlaczego to zrobiłaś?
- Puść mnie, cholerny zboczeńcu - warczy. - Nie masz prawa mnie dotykać.
Znowu próbuje mi się wyrwać, przez co jestem jeszcze bardziej rozdrażniony. Zbliżam się do niej i jest to kolejny mój błąd tego dnia.
Jej kolano spotyka moje krocze i nie wiem kiedy wykręca mi ręce za plecy i przydeptuje mnie tak, że brak mi oddechu.
Taki prosty ruch, a ja się nie połapałem. Tyle już lat trenuję.

To właśnie robią kobiety z facetami.
- Daj mi spokój - mówi poważnym głosem.
Puszcza mnie i znika, a ja klnę na siebie w myślach. Źle to rozegrałem.
- Muszę pogadać z Marcelem - stwierdzam i próbuję się pozbierać. Nie jest to trudne. Ciosy były dość mocne i bardzo precyzyjne, jednak nie boli mnie tak mocno.
Uśmiecham się, pozwalając sobie na myśl, że może - przynajmniej podświadomie - nie chce mnie skrzywdzić. To wtedy dałoby mi nadzieję.
Wracam się szybko do miejsca, w którym znalazłem trójkę znajomych akurat w chwili, której dziewczyny znikają w wodzie.
- Czarny - wołam po nazwisku chłopaka.
Odwraca się i patrzy na mnie. W jego oczach dostrzegam złość.
- Czego chcesz? - pyta. - Mów szybko, ja muszę zbierać rzeczy.
- Jedziecie już? - dziwię się.
- Rozalia już nie ma ochoty tutaj być. Czego chcesz?
Biorę głęboki wdech.
- Rozalia będzie moja, więc się usuń i daj mi działać.
- Nie - parska i kręci głową.
Unoszę brew.
- A więc sam mam to zrobić? Chyba nie będzie zadowolona słysząc, że masz brata gangstera, a ty sam święty nie jesteś. Nie wie tego, nieprawdaż?
Jego źrenice robią się mniejsze i teraz jestem pewny, że trafiłem.
- Nie zrobisz tego - mówi stanowczo.
- To się jeszcze okaże. - Uśmiecham się. - Jeśli będziesz mi zawadzał, nie zawaham się tej informacji użyć. Pozdrów ode mnie Rozalię.
Nie patrząc już na niego idę do chłopaków.
- No kurwa, w końcu! - Hubert patrzy na mnie. - Gdzie ty byłeś?
Nie odpowiadam, patrzę tylko znacząco na Kamila.
Otwiera szerzej oczy.
- Ona?
Kiwam głową i biorę łyk piwa.
- I nic? Nie chcesz jej śledzić? Zrezygnowałeś z niej? - chce wiedzieć.
- Nie zrezygnowałem i nie mam zamiaru - odpowiadam szybko. - Ale jest z Czarnym. Nie potrzebujemy jej śledzić.
Jego oczy robią się jeszcze szersze.
- Z Darkiem?
Kręcę głową.
- Z jego bratem - prostuję. - Nie będę miał większych problemów, aby ją znaleźć.

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz