XI. Rozalia

22.8K 1K 14
                                    

Rzucam swoją torbę i plecak koło drzwi, a laptop kładę na szafce, która stoi na przedpokoju w mieszkaniu Asi i Mikołaja. Klucze zawieszam na wieszaku nad lustrem. Przy okazji zerkam na swoje odbicie. Na dworze wieje dość silny, ale ciepły wiatr, więc moje włosy są trochę potargane.
Słyszę miauknięcie, a po chwili o moją nogę ociera się futrzasta masa. Patrzę w dół i dostrzegam białego kota z puszystym, grubym ogonem.
- Bokser! - Schylam się i drapię go za uchem. - Cześć, kocurku.
Ten znowu miauczy i ociera się łebkiem o moją dłoń.
- Będziemy razem mieszkać przez najbliższe kilka dni. Całe mieszkanie dla nas. Cieszysz się?

Odpowiada mi kolejnym miauknięciem. To jest w nim chyba najlepsze - można z nim pogadać. Tak jakby naprawdę rozumiał, co się do niego mówi. Jest mym najwierniejszym przyjacielem, który nie wyjawi moich sekretów.
- Czy wyrodni właściciele dali ci jedzonko? - pytam go. - Dali czy nie, Bokserku?
Mruka krótko i od razu drepta do mojej torby, na której leży reklamówka i próbuje wsadzić pyszczek do środka. Śmieję się. On od razu wie, że coś mu kupiłam.
- Jestem dla ciebie za dobra, kociaku - mówię, biorąc reklamówkę i kierując się do kuchni. - Za każdym razem ci coś kupuję. - Patrzę się na suchą karmę dla kotów w jego misce, którą pewnie nasypał mu Mikołaj. Jest pełna, co oznacza, że kot nie tknął niczego od ponad pięciu godzin. - I chyba cię za bardzo rozpieściłam, co?
Siada przy misce i zaczyna zamiatać ogonem podłogę, patrząc wyczekująco to na mnie, to na reklamówkę w mojej ręce. Gdy przez dłuższy czas nie wykonuję żadnego ruchu znowu miauczy na mnie, tym razem brzmiąc na nieco zirytowanego.
- Dobra, już ci daję! - Wyciągam z reklamówki saszetkę karmy z lepszej firmy i po otworzeniu przekładam z opakowania do wolnej miseczki. Krzywię się. - Jak ty to jesz, co? - Kładę miskę obok niego.
Ma na tyle przyzwoitości, że nie rzuca się na jedzenie, zanim się nie odsuwam. Gdyby to był ktoś inny, Bokser nie zawracałby sobie pewnie swojej futrzastej główki kulturą.
I jakim cudem on nie jest mój, tylko mojej siostry i Mikołaja?
Głaskam go szybko, wstaję, wyrzucam do śmieci puste opakowanie po karmie i wracam na przedpokój po swojego laptopa, po czym zanoszę go do salonu i kładę na ławie. Włączam go, a podczas ładowania się systemu sprawdzam godzinę na telefonie. Wpół do dziesiątej wieczorem. Naprawdę późno przyjechałam. Okazało się, że wyjazd na parę dni nie jest tak prosty, jak sądziłam - musiałam się spakować i spędzić czas z Olą, która nie mogła przeboleć, że nie zobaczymy się przez kilka dni. Potem Marcel mnie przywiózł do Świebodzic. Zanim się pożegnaliśmy, chodziliśmy trochę po mieście, ponieważ odkładał cały czas powrót do domu.
Siadam na sofie i kładę laptop na kolanach. Szybko wpisuję hasło.
Mój telefon sygnalizuje przyjście wiadomości. To od Oli.

Hej, idziemy jutro na zakupy? Przyjadę do ciebie!

Uśmiecham się pod nosem. Domyślałam się, że dziewczyna nie wytrzyma bez mojego towarzystwa dwóch tygodni i zapewne znajdzie pretekst, by się ze mną zobaczyć, jednak nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko. Myślę przez chwilę, co mam na jutro zaplanowane i odpisuję szybko:

Okej, możemy iść. Wiesz, zdałam sobie sprawę, że przyczyniłam się do rozpieszczenia Boksera. Już nawet nie zjadł normalnej karmy!

PRZYCZYNIŁAŚ?! Kobieto, to TY go rozpieściłaś!! To zło wcielone wie, że zawsze coś od ciebie dostanie!!

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz