XII. Zachariasz

22.6K 992 10
                                    

Cholera - mamroczę, kładąc delikatnie głowę dziewczyny na swoich kolanach. - Rozalia? Słyszysz mnie? - Zakrywam nieco latarkę, aby zbytnio nie raziło jej światło i przyświecam jej twarz. - Kurwa - klnę, gdy rozumiem, że jest nieprzytomna. - Rozalia! Obudź się!
Ona jednak nie otwiera oczu. Kładę ją z powrotem na ziemi i zbliżam ucho do jej twarzy. Czując ciepło jej oddechu na policzku i dostrzegając ruch klatki piersiowej, oddycham z ulgą.
No i co ja, do diabła, teraz zrobię? Znalazłem , a teraz ona leży nieprzytomna. Wspaniale, Zack.
Zastanawiam się przez chwilę w ciszy.
Pragnę jej.
Szukałem jej, a teraz znalazłem.
Jest sama, nieprzytomna w moich ramionach.
W mojej głowie zaczyna kiełkować plan.
- Nie możesz zostać teraz sama, taka bezbronna w tym mieszkaniu - mówię do mojego obiektu zainteresowań mimo wiedzy, że mi w tej chwili nie odpowie. - Kim byłbym, gdybym cię tu zostawił? Coś mogłoby ci się stać. A ja nie mogę do tego dopuścić, kochanie. - Gładzę jej policzek w delikatnej pieszczocie. - Muszę cię zabrać ze sobą, wiesz?
Nie wiem, któremu z nas próbuję wmówić, że nie jest to zwykłe porwanie, które nie powinno mieć miejsca.
Wkładam jedno ramię pod jej kolana, a drugie pod plecy poniżej barków i wstaję razem z nią w moich ramionach.

Pomimo mroku wiem, że dziewczyna ma bliznę koło ust, przez co minimalnie je deformują. Gdy innym mężczyznom mogłoby to się wydać nieco odpychające lub przynajmniej nic nieznaczące, dla mnie jest to seksowne. Chciałbym prześledzić białą kreskę palcem, ustami i językiem. Chciałbym dowiedzieć się, skąd ma tą bliznę.
Staję w połowie drogi do drzwi mieszkania, gdy coś do mnie nagle dociera.
Co ona robi w mieszkaniu mojego potencjalnego, niewywiązującego się z układu klienta?
Przychodzi mi na myśl, że może ona zdradza z nim Czarnego, ale od razu odrzucam tę myśl. Rozalia nie jest tym typem kobiet.
Rodzina?
Ta możliwość jest nieco łatwiejsza do przyjęcia. Nawet da się dostrzec plusy tej sytuacji - poza tym, że w końcu mam Rozalię. Jeśli jest spokrewniona z pośrednim klientem, łatwiej będzie go nakłonić do oddania pieniędzy. Przeważnie reagują oddaniem długów, jeśli słyszą, że coś może stać się ich bliskim. Oczywiście nie skrzywdziłbym tej dziewczyny, ale on nie musi o tym wiedzieć. I naturalnie nie oddam jej, o czym też bym mu nie wspomniał.
W końcu docieram do mieszkania i kładę ją na wypoczynku w salonie. Mając świadomość, że nie leży już na zimnym kamieniu, idę rozejrzeć się po wnętrzu.
Jest ono przytulnie urządzone. Po przeglądnięciu komody i szafy przekonuję się, że mieszka tutaj jakaś para; są ciuchy męskie i damska odzież. Wypuszczam spokojny oddech, ponieważ ubrania są o parę rozmiarów większe niż z pewnością ma Rozalia.
Zdaję sobie również sprawę, że większości ubrań, kosmetyków i innych osobistych rzeczy nie ma; na przedpokoju leży torba, jednak jest ona pełna rzeczy z pewnością należących do nieprzytomnej dziewczyny. W łazience znajduję kosmetyczkę. Domyślam się, że należy do niej, więc pakuję ją z powrotem do torby - sądzę, że będzie chciała mieć ją przy sobie.
Waham się z ręką przy jej laptopie. Po chwili namysłu decyduję, że go nie zabiorę - w rezydencji jest pełno laptopów, komputerów i tym podobnych rzeczy. W dodatku są podłączone do głównego komputera, przez co można zablokować pocztę i inne strony, przez które mogłaby poinformować znajomych lub innych o swoim położeniu. Wątpię, żeby policja uwzięła się na nas za porwanie, ale wolę nie ryzykować i uniknąć ewentualnych problemów.
Poza tym, kiedy już oboje przyzwyczaimy się do nowej sytuacji i zaufamy sobie, odzyska pełnię wolności.
Zamieram na chwilę, analizując tok swojego myślenia. Brzmi to wszystko tak, jakbym naprawdę miał zamiar zatrzymać dziewczynę na stałe.
W innym wypadku po co bym ją zabierał ze sobą i nie miał zamiaru oddać jej bliskim?
Otrząsam się z otępienia i szybko montuję małe kamerki w każdym z pomieszczeń mieszkania, jak i przed drzwiami wejściowymi, z widokiem na korytarz. W ten sposób będziemy mogli wszystko monitorować. Po wykonaniu innych niezbędnych czynności biegnę do auta i chowam torbę z przedpokoju do bagażnika. Potem jak najszybciej wracam do mieszkania po dziewczynę. Zastanawiam się nad zamknięciem drzwi na klucz.
Cholera, tutaj był kot, przypominam sobie
Nie przyspieszę procesu akceptacji, jeśli coś stanie się temu futrzakowi.
- Szlag - warczę sam do siebie. - Żebym nie pożałował... - Zamykam drzwi i idę do auta. Układam dziewczynę na tylnym siedzeniu, upewniając się, że nic się jej nie stanie podczas jazdy i siadam na miejscu kierowcy. Wyciągam telefon z kieszeni i wybierać numer do Huberta.
- Co jest? - pyta od razu, odbierając po drugim sygnale. - Masz tego chuja?
- Nie było go - odpowiadam. - Sam już nie wiem, czy to on, jednak nie było nikogo - większości rzeczy nie ma, co sugeruje, że faktycznie uciekł. Za to wziąłem w zastaw dziewczynę. Może być z nim spokrewniona.
Gwiżdże przeciągle, jak to ma w swoim zwyczaju.
- Ładna przynajmniej?
- Bardzo. I jest moja - dodaję, nim zdąży zasugerować coś, za co chciałbym go naprawdę skrzywdzić.
Śmieje się.
- No dobra, niech ci będzie. Ale ty zawsze bierzesz te najlepsze. Ach, nie - jego głos staje się bardziej ponury - to Max zawsze bierze te lepsze, gdy ma taką możliwość.
Zaciskam wargi na myśl o rannym przyjacielu.
- Jak on się czuje? - pytam go.
- Mówi, że już mu trochę lepiej. Jest przekonany, że jutro będzie zdolny skopać dupę temu skurwysynowi.
- Cały Max - stwierdzam z odrobinę lepszym humorem. - Nie przepuści okazji do dobrej bitki.
- Tak. Jednak nie jestem pewny, czy da jutro radę już się podnieść, a co dopiero nakopać temu durniowi. W każdym razie - błyskawicznie zmienia ton głosu - wracasz już?
- Tak.
- Z dziewczyną?
- Hubert - rzucam ostrzegawczo.
- Może i twoja, ale popatrzeć nadal mogę - broni się. - Czekamy.
- Mam do ciebie prośbę - mówię, nim się rozłącza. - Czy mógłbyś podjechać za jakiś czas do tego mieszkania i sprawdzić, czy nie na tam kota? - Mój ton nie jest proszący, pomimo mojego wcześniejszego wstępu. - A jak będzie, złap go i przynieś do rezydencji.
Prycha.
- I co jeszcze, wziąć że schroniska psa?
- Hubert...
-Dobra, niech ci będzie. Teraz łączę się z kamerami, które zamontowałeś. Tak w ogóle, przyszykować dla niej oddzielny pokój?
Wzdycham.
- Czego w słowach ,,jest moja" nie zrozumiałeś, co?
- Co innego zabawić się trochę laseczką, która jest naszym zakładnikiem, a co innego dzielić z nią pokój - zauważa. - Nie przyszło ci do głowy, że ona może poderżnąć ci gardło, podczas gdy będziesz spał?
- Nic takiego się nie wydarzy - obiecuję.
- Oby. Inaczej niedługo będzie żywa. Jesteś moim szefem i przyjacielem. Pomściłbym cię, nie ważne, kogo by ta zemsta dosięgnęła. I ścigałbym każdego, żeby tej obietnicy dopełnić.
Czuję ogarniające mnie ciepło, ponieważ słowa mężczyzny potwierdzają to, jak bardzo wszyscy jesteśmy dla siebie ważni.
- Zaryzykuję - orzekam w końcu. - Nic mi nie zrobi. Będę ostrożny. - Przyspieszam nieco. - Kończę. Za niedługo będę w rezydencji.
- Okej. Do zobaczenia.
Rozłączam się. Odkładam telefon na siedzenie obok i ustawiam lusterko przy przedniej szybie tak, że widzę dziewczynę leżącą z tyłu. Po upewnieniu się, że z nią nadal jest wszystko w porządku, skupiam się z powrotem na drodze. Po dotarciu na miejsce od razu wyciągam nieprzytomnego pasażera i kieruję się do drzwi. Otwierają się, zanim zdążam do nich dojść i staje w nich Hubert. Gwiżdże tak, jak wcześniej przez telefon.
- Nic dziwnego, że chcesz zaryzykować - stwierdza.
- Cieszę się, że rozumiesz. Weź jej rzeczy z bagażnika i przynieś do mnie - polecam mu. Potem nie patrząc, czy wykonuje polecenie, idę do swojej sypialni. Gdy kładę ją na swoim wielkim łóżku przychodzi mi na myśl, że dobrze zrobiłem, dając Kamilowi wolną rękę w wyborze mebli.
Hubert wchodzi akurat w chwili, gdy okrywam dziewczynę kocem. Odsuwam się i nadal się jej przyglądam.
- Była w mieszkaniu pod podanym adresem? - pyta mój znajomy, chociaż już to wie.
Kiwam głową.
- Facet nie mieszka sam. Nie ma większości ubrań, ale na pewno mieszka z kobietą. - Patrzę na niego. - Wyjechali gdzieś, najwyraźniej.
Marszczy brwi.
- To by się zgadzało z tym, co powiedział ten facet. Tylko skąd pewność, że on na pewno dał mu te pieniądze, a nie rzucił przypadkowy adres?
Wzruszam ramionami.
- Tego nie wiem. Ale dowiemy się. - Wskazuję brodą kobietę na moim łóżku. - Może ona coś będzie wiedziała.
- Może. - Spogląda na mnie niepewnie. - Jesteś pewien, że chcesz spać z nią w jednym pomieszczeniu?
Uśmiecham się.
- W jednym łóżku, na dodatek. A teraz idź. Może zaraz się położę.
Kręci głową, ale wychodzi, mrucząc pod nosem:
- Wariat.
Nie przejmuję się tym i przysuwam fotel do łóżka, po czym siadam na nim i czekam, aż Rozalia się obudzi.

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz