XXIV. Rozalia

18.4K 821 17
                                    

Spokojnie, Ro. Zachariasz zostawił ciebie tylko na chwilę z obcym facetem. Nie, przecież oni się znają. I powiedział mu, że nie ma prawa cię skrzywdzić. Prawda?
Nadal patrzę nieufnie na plecy mężczyzny. Mam ochotę poszukać noża, wbić mu go i uciekać jak najprędzej z dala od niego. Jego obecność w tym samym pomieszczeniu, w którym znajduję się ja, napawa mnie niepokojem. A fakt, że jesteśmy w kuchni sami, wcale nie pomaga.
Och, ogarnij się, Rozalia!, ofukuję samą siebie w myślach. We wszystkich dostrzegasz zagrożenie, niekoniecznie potrzebnie! Nie pozwól sobie zwariować do reszty!
Ale czy trudno mi się nie dziwić? Jakby nie patrzeć, zostałam PORWANA. Nie znam tych ludzi i obawiam się przy nich o swoje bezpieczeństwo. A gdy już zdołam się do kogoś zbliżyć i zaakceptować, Zachariasz podprowadza mi kogoś innego.
Teraz, jego wybory są coraz to gorsze.
Mężczyzna odnajduje to, czego szukał i odwracając się, zamyka drzwi lodówki. Opiera się o blat, otwierając jednocześnie puszkę jakiegoś mocnego browara.
No tak, myślę cierpko. Kolejne piwo. Czy w tej lodówce jest coś innego?
Patrzę w jego twarz i powstrzymuję się od skrzywienia na widok jego przekrwionych nieco oczu i już mętnego wzroku. On też na mnie patrzy ciągle, popijając bez słowa piwo.
Odchrząkuję.
- Piotrze? - Zdaje mi się, że tak właśnie do niego zwracał się Zachariasz. - Czy mogę dostać jeszcze wody? - pytam grzecznie, choć nie mam na to wcale a wcale ochoty.
- Może i możesz - odpowiada, przeciągając głoski, aż przeszło przeze mnie niezbyt nieprzyjemne uczucie. - Poproś mnie ładnie, a może ci podam.
Zgrzytam zębami.
Unosi brwi, gdy wstaję i kieruję się do miejsca, w którym Zachariasz zostawił wodę.
- A gdzie proszę, dziewucho?
- Nie będę się prosić ciebie o to, abym mogła napić się wody - cedzę przez zęby. - Zwłaszcza, że już wcześniej Zachariasz zaproponował mi picie.
- Ale Zachariasza tu nie ma - zauważa.
Wzruszam nonszalancko ramionami, co wcale nie jest łatwe. Odwracam się w stronę blatu, ale tak, żeby widzieć jeszcze Piotra i kombinuję, jak odkręcić tą cholerną zakrętkę. Ledwie mogę zgiąć palce. Bandaży jest kilka warstw.
Ale nie przeszkadzało ci to, gdy całowałaś się z Zachariaszem?
Wzdycham cicho, kryje się w tym błoga, rozanielona nuta. Nie mogąc się powstrzymać, wspominam nasz pocałunek (no i resztę tego, co robiliśmy). Przeżywam to wszystko na nowo w głowie. Wtedy czułam się wspaniale. Ten wybuch namiętności pomiędzy mną a Zachariaszem był niesamowity. Mężczyzna jest niezwykle przystojny. Te jego ciemne włosy... nieco urosły od naszego pierwszego spotkania. Ale czy na tyle, by móc wplatać w nie palce? Czy będę miała możliwość spróbować?
Rysy jego twarzy przywodzą mi na myśl jakieś plemię indiańskie. Nie mam pojęcia, jakie, ponieważ nie interesuję się tym. Kojarzę tylko z różnych filmów, które ogląda mój dziadek i z paru zdjęć, które widziałam u mojej ciotki, która była kiedyś w Ameryce. Ciało również ma idealne. Wątpię, aby istniała jakakolwiek niezwiązana i niezakochana już w kimś innym kobieta, która nie musiałaby ocierać ślinki kapiącej z ust na jego widok.
Ale to, co najbardziej przyciąga moją uwagę, to jego oczy... Są ciemne, jeszcze nie zdążyłam określić, jakiego bliżej koloru - raczej czarnego czy jeszcze brązowego? A może jednak jestem istną daltonistką i mają całkiem inny kolor? Działają na mnie jak magnez. Chcę rozwiązać tą tajemnicę, która się w nich kryje.
Mama zawsze mi powtarzała, że mam charakter po swojej ciotce - jestem wredna, uparta i kłótliwa, a nade wszystko mało intuicyjna. Choć zwykle się z tym zgadzam, mogę śmiało powiedzieć, że tym razem moja intuicja się nie myli - Zachariasz skrywa jakąś tajemnicę. Wiem to. Pamiętam, jak przebudziłam się na krótko w jego gabinecie i spod nisko opuszczonych powiek widziałam, jakie przykre emocje przewijają się przez jego twarz. Chciałam wtedy wstać i do niego podejść; objąć go i pocieszyć. To uczucie było silne, czułam niemal przymus. Powstrzymywało mnie tylko to, że on czekał, aż zasnę. Nie mówił mi nic wcześniej, że chciałby porozmawiać. Przecież nawet o swoich marzeniach na temat domu nie chciał ze mną rozmawiać.
Czy tylko mi nie ufa na tyle, żeby odkryć przede mną kawałek swojej duszy? Kręcę lekko głową na własną głupotę. Nic dziwnego, że nie chce mi nic mówić. W końcu jestem mu obca. On też jest mi obcy.
Ale to naprawdę mnie boli. I nie pomaga fakt, że ja - powoli, ale jednak - zaczynam się do niego przekonywać i przestaję w nim widzieć tylko szefa groźnej grupy przestępczej, mojego porywacza i faceta, który nie jest jeszcze pewien, co chce ze mną zrobić. Powoli zaczynam również dostrzegać w nim człowieka, możliwe, że z bolesną przeszłością.
Może taką jak moja?
Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że wątpliwe jest to, aby dzielił się z kimś swoimi przeżyciami. Przecież bardzo często patrzy na wszystkich, przynajmniej na początku, podejrzliwym okiem. No, chyba że mi się to tylko tak za każdym razem przywiduje. Jedyną osobą, której wydaje się, że nie ocenia za każdym razem, gdy znajduje się w pobliżu, jest Kamil.
Może on zna o nim prawdę? Czy Zachariasz opowiedział mu o sobie? Powinien, w końcu wydają się być ze sobą blisko. Jak najlepsi przyjaciele, nie tylko kumple od piwa.
Nie rozumiem, dlaczego czuję chorobliwą zazdrość o tego mężczyznę. Chcę, żeby to do mnie Zachariasz teraz przychodził ze swoimi problemami, żeby mi zaufał.
To chore, Rozalia. Ty nawet nie wiesz, co on tak naprawdę chce. No bo skąd, jeśli on nawet tego nie wie?
- Od tej strony widzę, dlaczego cię tutaj przyprowadził i cię trzyma - słyszę dość chrapliwie wyszeptane przy swoim uchu słowa.
Odskakuję w bok, ale wokół mojego ramienia owija się mocno dłoń, co powoduje ukłucie bólu.
To na pewno kolejny siniak.
- Dokąd się wybierasz? - Piotr przyciąga mnie do siebie, taksując wzrokiem. - Jeszcze nie skończyłem.
Byłam tak zatopiona w swoich rozmyślaniach o Zachariaszu, że nawet nie zauważyłam, kiedy mężczyzna odłożył piwo i się do mnie zbliżył.
Głupia, jaka ja jestem głupia...
- Już skończyłeś. - Szarpię się, ale za chwilę przestaję, czując ból.
Uśmiecha się obleśnie,
- To ja zdecyduję o tym, dziewucho. - Drugą dłoń unosi do mojego podbródka, na krótko zaciska na nim palce, po czym zjeżdża niżej dłonią, na moją szyję.
- Miałeś mnie nie dotykać - przypominam, sycząc.
- Coś mi się należy od tego gówniarza - odpowiada. - Po tym, jak pokonał Jakuba i pozbawił mnie miejsca zastępcy... - Zaciska na chwilę palce wokół mojej szyi. - To, że ocenię jego nową zdobycz, będzie tylko pewną ratą spłacania tego, co mi jest teraz winien. A jesteś nawet ładna. Może... - Zjeżdża dłonią na mój biust.
W tej chwili nie wytrzymuję i wyrywam mu się, uprzednio zadając mu cios w twarz i kopiąc go kolanem w krocze. Warczę, czując teraz silny ból w dłoni.
Muszę przestać wszystkich częstować pięściami, myślę przelotnie, odsuwając się od niego i szybko kierując się do drzwi kuchni.
- Gdzie idziesz, suko?! - Piotr zaciska palce na moich włosach i mocno za nie ciągnie. - Nie skończyliśmy.
Mam ochotę zawyć z bólu. Odwracam się szybko, przez co moje włosy owijają się wokół mnie, wraz z jego ręką. Nie wiem, czy dobrze robię - przez strach zapomniałam wszystkich kroków, które powinnam zrobić w przypadku takiego ataku. Zamiast tego działam instynktownie.
Zamachuję się i uderzam głową w jego twarz. Słyszę chrzęst, a mężczyzna nie zaplątaną dłonią łapie się za nos, jęcząc. Krew spływająca spomiędzy jego palców upewnia mnie, że najprawdopodobniej nie obejdzie się bez wizyty u lekarza.
- Ty szmato - charczy. - Ja ci, kurwa, pokażę.
Ale ja już zdążyłam wyplątać jego dłoń z moich włosów i popycham drzwi. Uderzają mocno o ścianę, pewnie ją niszcząc. Zwracam uwagę przechodzącego mężczyzny, który kieruje na mnie wzrok i marszczy brwi.
- Hej! - Łapie mnie mocno za ramię. - Kim jesteś?
- Ludzie! - nie wytrzymuję, szarpiąc się. - To boli! Zrozumcie to! - Sztywnieję, widząc, kto za nim stoi.
- Co jest? - Nieznajomy odwraca się. - Piotr? - Jego głos brzmi zdziwieniem. - Co ci się stało?
- Oddaj mi tę sukę - mówi tylko.
Gdybym nie była tak przerażona, pewnie zawarczałabym na niego.
- Nie - zamiast tego mówię szybko. - Zawołaj Zachariasza albo Benjamina.
- Nie wykręcaj się teraz - warczy Piotr, sięgając po mnie.
- Ej, ej! - Drugi mężczyzna zasłania mnie własnym ciałem - O co chodzi?
- Zapłaci mi za to. - Mój dręczyciel wskazuje na swoją zakrwawioną twarz. - Jest moja.
- Twoja? - Głos drugiego mężczyzny zwątpieniem.
- Tak, głupi przywiozłem tu ją...
- To nieprawda! - krzyczę, szarpiąc mojego wahającego się wybawcę. - Nie on, to nie on!
- Ale skąd teraz mam wiedzieć?
- Zachariasz, zawołaj go, a ci powie!
- Zamknij się! - Piotr znowu rzuca się w moją stronę, ale ja odskakuję.
Drzwi salony otwierają się i staje w nich Kamil.
- Hej, uciszcie się! - krzyczy. Potem marszczy brwi. - Piotr? Co się... Rozalia, stój!
Ale ja uciekam. Otwieram drzwi najbliższego pomieszczenia, które jest otwarte i zamykam się w nim na klucz. Nie mija długi czas, a już drgają pod pięściami mężczyzn.
- Rozalia, wyjdź stamtąd!
Zaczynam szybciej oddychać i podchodzę do okna. Niestety, jest zamknięte, a klamka jest jedną z tych na kluczyk. Mam ochotę płakać, po raz kolejny w ciągu tych paru dni. Powstrzymuję się jednak i staram się uspokoić.
Robi się cicho. Nikt już nie wali w drzwi. Niedługo później słyszę ciche pytanie:
- Kochanie? - Zachariasz stuka delikatnie w drzwi. - Otwórz, proszę. To ja. Nikogo tutaj poza mną nie ma.
Waham się dość długo, on przez cały ten czas mnie namawia spokojnie. Gdy w końcu decyduję się otworzyć drzwi, bierze mnie na ręce i szybko gdzieś niesie. Czuję jeszcze większy strach.
Czy coś mi zrobi? Ale niby dlaczego miałby?
Okazuje się, że zanosi mnie do sypialni, w której dzisiaj się obudziłam.
- Nie - protestuję, ale dopiero wtedy, gdy stawia mnie na środku pomieszczenia.
Unosi brwi.
- Co nie?
- Mam dość! Wypuść mnie stąd. Słyszysz?! Wypuść mnie stąd!
Kręci głową.
- Nie.
- Nie chcę cię! - krzyczę. - Jaki jest sens powiedzieć chłopakowi, że go nie chcę, skoro on i tak nie daje mi spokoju? - pytam go.
Zachariasz uśmiecha się.
- Mówiłem, że cię nie zostawię i jestem zdolny do wielu rzeczy. Nie miej teraz do mnie o to pretensji.
Wyrzucam w górę ręce.
- Ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że jesteś gangsterem i mnie porwiesz! Nie chcę cię! Proszę, wypuść mnie!
Jego twarz traci jakikolwiek wyraz.
- Pragniesz mnie, ale nie chcesz się do tego przyznać. Dobrze o tym wiesz. Teraz jesteś moja, kochanie. Pogódź się z tym. - Po tych słowach wychodzi, trzaskając drzwiami.
A ja muszę mu przyznać rację. W głębi duszy go pragnę.
Jeszcze raz zastanawiam się nad naszą wymianą zdań.
Mówił mi już kiedyś, że nie odpuści?, wspominam.
Nieważne. Przemawiał przeze mnie strach. I nadal się boję. Ale teraz wiem jeszcze jedno, co mnie napawa jeszcze większym przerażeniem: ja już nie jestem do końca pewna, czy chcę stąd odejść.
- O Boże, co się ze mną dzieje? - szlocham w obandażowane dłonie.

*****

Witam,
wakacje już się kończą - niestety. No a co za tym idzie? - mniej czasu na pisanie. Tak więc jestem zmuszona zwolnić z dodawianiem rozdziałów do jednego w tygodniu. Oczywiście jeśli będę miała lepszy tydzień będzie ich więcej. Mam nadzieję, że nie zrezygnujecie z czytania.

Daniela

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz