XXVIII. Rozalia

17.4K 896 15
                                    

Nie rozmawiałam zbyt wiele z Zachariaszem od wczorajszego wieczoru. Jestem za bardzo przygnębiona i smutna po mojej krótkiej rozmowie z mamą. Zachariasz też mi się nie narzuca i praktycznie go dzisiaj nie widziałam, ponieważ ciągle przesiaduje w swoim biurze, pracując. Również dzisiaj nikogo nie przysłał, aby mnie pilnowano. Nareszcie. Nie chcę być traktowana tutaj jak niechciany obowiązek... Chociaż też nie jest mi przyjemnie być tutaj samej, przez cały czas. Tęsknię za towarzystwem. A tutaj, w tym otoczeniu, istnieje tylko parę osób, z którymi chciałabym spędzić czas. I jeszcze mniej, z którymi MOGĘ spędzić czas. Zachariasz powiedział mi, że Ben wyjechał do Katowic.
Teraz jednak potrzebuję z kimś porozmawiać, a na myśl przychodzi mi tylko Emilia. Albo Arek, od biedy.
No właśnie, ja w tej chwili jestem biedna.
Patrzę na drzwi i jeszcze przez dość długi czas biję się z myślami.
Iść czy zostać? Chyba nic się nie stanie, jeśli wyjdę z pokoju, prawda? Przecież i tak nie mogę wyjść z tego budynku, a drzwi Zachariasz zostawił otwarte nie przez przypadek. Prawda?
Podskakuję, nieco przestraszona, gdy klamka opada w dół i owe drzwi otwierają się. Oddycham z ulgą, gdy przechodzi przez nie Zachariasz. Przygląda mi się uważnie. Ja jemu również. Muszę stwierdzić, że wygląda na zmęczonego.
Pewnie ciężko pracował, myślę. Wiem, że nawet papierkowa praca może człowieka męczyć. Cholera, nawet nauka wykańcza!
Mam ochotę spytać się go, co go tak zmęczyło, jednak tak szybko, jak ten pomysł przyszedł, tak równie szybko wywalam go z głowy.
To są pewnie sprawy gangu, więc i tak by mi nic nie powiedział.
- Dobrze się czujesz? - odzywa się.
Kiwam głową.
- Tak - odpowiadam. - Dzięki za troskę.
Wygląda, jakby chciał coś odpowiedzieć na mój komentarz, ale powstrzymuje się.
- Idę się wykąpać - postanawia zamiast tego i kieruje się do komody. - Czy ktoś tutaj przyszedł podczas gdy mnie nie było? - Wyciąga z szuflady potrzebne mu świeże części garderoby.
- Nie, nie było nikogo.
- To dobrze.
Nie odzywa się więcej. Muszę przyznać, że to mnie irytuje. I... rani.
Dlaczego on nadal się do mnie nie odzywa?
Wiem, to ja od wczoraj nie byłam zbyt rozmowna, ale czy można mi się dziwić? Zresztą, teraz, gdy mogłabym z kimś porozmawiać, Zachariasz traktuje mnie prawie tak, jakby mnie tu nie było.
I dobrze, myślę ze złością, ciskając z oczu pioruny w zamknięte drzwi łazienki. Nie chce ze mną rozmawiać ON, to znajdę sobie innego kompana.
Tym razem moje wahanie jest krótkie i w nie więcej niż minutę rozglądam się już dookoła, idąc korytarzem. Tu jest naprawdę ładnie, ale w sposób majestatyczny i nieco... zimny. Ściany szare, gładkie, wspaniale kontrastują z dużymi, ciemnymi kaflami na podłodze. Jak dotąd znalazłam tylko jeden obraz na końcu korytarza: przedstawia statek na oceanie podczas sztormu. On również jest piękny, ale też nie przywołuje ciepłych uczuć.
Marszczę brwi na widok znajomej czupryny i sylwetki znikającej za zakrętem. Przyspieszam krok, prawie do biegu. O mały włos nie wpadam na jakiegoś faceta, który wychodzi zza tego zakrętu.
- Uważaj - warczy.
Ignoruję go i szukam wzrokiem innego mężczyzny, którego rzekomo miało teraz tutaj nie być. Bo miał być w Katowicach.
A jednak jest tutaj, widzę go, jak idzie przede mną korytarzem.
Benjamin.
- Ben? - zaczynam niepewnie, chociaż dałabym sobie rękę uciąć, że to on.
Gdy słyszy wypowiedziane przeze mnie imię odwraca się i staję twarzą w twarz z Benjaminem.

- Rozalia - odzywa się, również niepewnie i radośnie zarazem.
Ruszam w jego stronę, ale on stoi i w miejscu. Przez to tracę resztki pewności.
A może on po prostu nie chciał się ze mną widzieć? Może poprosił Zachariasza o to, żeby mówił, że go nie ma?
Ale gdy podchodzę powoli bliżej, on wyciąga w moją stronę ramiona. Przez ten gest porzucam na chwilę wątpliwości i biegiem pokonuję odległość pomiędzy nami, wpadając w jego wyciągnięte ramiona.
- Ben! Stęskniłam się za twoim towarzystwem - mówię w jego pierś.
- Ja za twoim też - odpowiada, mocno mnie tuląc.
- To czemu nie przychodziłeś do mnie? Wyjechałeś? - W końcu się od niego odsuwam.
Kręci głową.
- Nigdzie nie wyjeżdżałem. Owszem, Zachariasz starał się dawać mi jak najwięcej roboty, jednak nigdzie nie wyjeżdżałem.
Marszczę brwi.
- Ale powiedział mi, że wyjechałeś do Katowic i że nie będzie cię przez najbliższe tygodnie.
- Ach. - Wykrzywia usta w grymasie. - Więc takie coś wymyślił?
Patrzę na niego, niepewna, co odpowiedzieć. Tak naprawdę nie jestem już w ogóle pewna, o co tu chodzi.
Benjamin wzdycha ciężko, tak jakby mógł odczytać moje myśli i wyczuć moje zagubienie.
- Chodź, może wszystko ci opowiem? - proponuje.
Kiwam głową. na znak zgody.
- Z przyjemnością skorzystam z tej propozycji.
- A tak dla pewności - dodaje jeszcze - idziesz ze mną z własnej woli i to ty pierwsza do mnie przyszłaś, tak?
Co, do cholery jasnej?
- No... tak? A jakie to ma znaczenie?
- Zaraz się dowiesz.

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz