XXXIII. Rozalia

15.6K 872 27
                                    

Marcel przygarnia mnie do siebie i mocno obejmuje ramionami, o mały włos mnie nie miażdżąc. Nie pozostaję mu dłużna i też go ściskam z całych sił.
- Boże, Rozalia. - Chłopak łapie mnie za ramiona, odsuwa nieco od siebie i dokładnie mnie ogląda, od stóp do głowy. - Nic ci nie jest - stwierdza z ulgą. - Nie krzywdzili cię tam?
- Nikt rezydencji i poza nią nie ma prawa jej krzywdzić - wtrąca z tyłu Zachariasz.
Mój przyjaciel jednak nie zwraca na niego uwagi i czeka na moją odpowiedź.
Kręcę przecząco głową.
- Nie, nikt mnie tam nie krzywdził. - Trochę nagięta prawda, ale nie musi o tym wiedzieć.
- A to? Co to jest? - Przenosi ręce na moje nadgarstki, łapie je delikatnie w uchwyt i unosi go góry.
- Ach, to... Zdarzył się mały wypadek.
Chłopak wyczekująco unosi brwi.
- Jaki wypadek? - ponagla, gdy nie otrzymuje odpowiedzi.
- Biła pięściami w szybę - znowu odpowiada za mnie mężczyzna za mną. - I pobiła jednego z członków mojego gangu. Byłego członka.
Na te słowa odwracam się.
- Byłego? - powtarzam, zdziwiona.
- Mówiłem ci, że nikt cię nie ma prawa skrzywdzić - przypomina mi. - Piotr dobrze wiedział, co mu za to grozi. - Podchodzi do mnie i zakłada mi kosmyk włosów za ucho. - Teraz poniesie konsekwencje swojego czynu.
Marcel znowu mnie obejmuje i odsuwa od drugiego mężczyzny, ten zaś patrzy na niego nieprzyjemnym wzrokiem.
- Zadzwoniłem do ciebie ze względu na Rozalię. Mogę jednak szybko ją stąd zabrać - mówi.
- Nigdzie jej już nie zabierzesz.
- Hej, hej - odzywam się, jedną dłoń kładąc na klatce piersiowej Marcela, a drugą na Zachariasza. - Proszę was, uspokójcie się.
Przez ich wymianę zdań czuję się jak rzecz, a nie jestem rzeczą, tylko CZŁOWIEKIEM.
- Usiądźmy, porozmawiajmy na spokojnie - kontynuuję. - Nie trzeba się kłócić.
- Chciałbym z tobą porozmawiać sam na sam - mówi Marcel. - Bez niego. - Wskazuje brodą za Zachariasza.
Też chciałabym spędzić trochę czasu z nim. Tak dawno nie miałam okazji z nim porozmawiać. Brakuje mi tego.
Patrzę więc na mojego porywacza prosząco.
- Czy możemy porozmawiać sami? - pytam go. - Proszę? Będziemy siedzieć w kawiarni, na widoku. - Mój kciuk zaczął przesuwać się po jego klacie. - Będziesz nas widział, nawet nie zbliżając się tam.
- No nie wiem...
- Nigdzie nie ucieknę, naprawdę - przekonuję go.
Zamyśla się.
- Jakby nie patrzeć, nie wiadomo, kiedy będziecie mogli znowu się zobaczyć...
Chciałabym, żeby kolejne spotkanie było jak najszybciej. Ale nie mam co narzekać. W końcu to dobrze, że Zachariasz mi zaufał i pozwolił się zobaczyć z Marcelem chociaż raz.
A więc to była ta niespodzianka.
Muszę przyznać, że zrobił mi wspaniały prezent. A ma on dla mnie wartość większą, niżby kupił mi dwa razy tyle rzeczy, co dzisiaj.
- Dobrze, możecie - odpowiada w końcu. - Ale będę siedział parę stolików dalej - dodaje.
Kiwam głową.
- Dobrze - zgadzam się.
Po tych słowach Marcel nie traci czasu i ciągnie mnie w stronę kawiarni. Gdy już złożyliśmy zamówienie idziemy zająć miejsce.
- Boże, Rozalia - powtarza po raz kolejny tego dnia chłopak i przerażonym wzrokiem biegnie po mojej sylwetce. - Jesteś teraz jeszcze szczuplejsza, niż przed twoim porwaniem. I taka blada. Czy oni cię tam karmią?
- Tak, karmią - odpowiadam. - Po prostu przez pierwsze dni nic prawie nie jadłam.
- Nie dawali ci nic jeść? - Na jego twarz wstępuje grymas złości.
- Nie, nie - uspokajam go. - To moja wina. Oni nie wiedzieli, że jestem wegetarianką. Ale teraz jest lepiej. Już nie czuję się tak strasznie słabo, jak wcześniej.
- To było gorzej?
- Tak - przyznaję. - Ważyłam jeszcze mniej. - Patrzę się w dół i przykładam dłoń do swojego brzucha. - No i znowu wraca mi brzuch. I robię się grubsza. - Krzywię się.
Teraz do jego wzroku wraca przerażenie.
- Mam rozumieć, że ty na to narzekasz? Jeśli byłaś chudsza, to jak wyglądałaś? Jak patyk? - Wskazuje na moje ubranie. - Przecież jeszcze miesiąc temu ta sukienka była na ciebie dobra.
- I nadal jest - poprawiam go.
- Tak, ale troczek masz mocniej zawiązany - zauważa.
- Przesadzasz - mamroczę. - Ach, i proszę, powiedz Asi, że Bokser jest ze mną.
- Jest z tobą? Myśleliśmy, że uciekł, albo go ktoś potrącił czy coś w tym stylu.
Wzdrygam się na samą myśl o tym.
- Całe szczęście nie. Zachariasz kazał go złapać i przywieść - informuję go.
Dostajemy zamówione przez nas kawy.
- Jakoś to zrobimy - zaczyna cicho Marcel.
Przerywam mieszanie patyczkiem kawy i patrzę na niego pytająco.
- Co zrobimy?
- Wyjdziemy stąd. Auto mam za galerią, chwila i tam będziemy... Musimy tylko zrobić to tak, aby nas nie zauważ, jak wychodzimy. Albo żeby nie zdążył zareagować.
- Chcesz mnie porwać? - wyrywa mi się.
Patrzy na mnie zbity z tropu.
- Porwać cię? Czy ty już nie jesteś przypadkiem porwana?
No właśnie, przecież zostałam porwana przez Zachariasza. Jestem więźniem.
A przynajmniej tak uważałam jeszcze niedawno. Teraz nie do końca czuję się jak więzień. Mogę się poruszać po siedzibie, a Zachariasz pozwala mi na coraz więcej. To, że dzisiaj mogę spędzić trochę czasu z Marcelem dużo dla mnie znaczy. Jest to dla mnie znak, że posuwamy się do przodu z...
Z czym, Rozalia?
- Ja... - zacinam się.
- To przez niego? - Ruchem głowy wskazuje na Zachariasza siedzącego w najdalszym kącie. - Nastraszył cię?
- Nie - zaprzeczam od razu. Jedyna groźba, której użył, to była groźba tego, że już więcej nie pozwoli mi się zobaczyć z Marcelem. - Jest dla mnie dobry. Dba o mnie i moje zdrowie.
- Na pewno?
- Tak - potwierdzam. - Nawet sam mówił, że nie ma zamiaru jakkolwiek mnie krzywdzić. Ale mimo to... może coś zrobić tobie.
- Mimo to, warto spróbować - przekonuje.
Kręcę stanowczo głową.
- Powiedziałam, nie. To gangster. Myślisz, że jak uciekniemy, zostawi nas w spokoju? Nie będziemy ryzykować.
- Więc wolisz zostać z nim, z dala od rodziny? Wolisz zostać w niewoli? Do tej pory jeszcze ci nic nie zrobił, ale kto wie, czy w przyszłości czegoś nie spróbuje.
Ostatnio się powstrzymał, przypominam sobie. Nie tak, jak Dariusz.
Biorę łyk swojej kawy.
- Proszę, wykorzystajmy ten czas, który mamy - odzywam się już spokojniej. - Nie wiem, jak długo to potrwa. Ale nie ucieknę. Nie dzisiaj.
Patrzę w stronę Zachariasza i spotykamy się wzrokiem. Minę ma niespokojną, a ciało tak sztywne, że widzę to mimo dzielącej nas odległości. Żeby go nieco uspokoić uśmiecham się do niego.
Gdy odwzajemnia uśmiech, a jego postawa nieco się rozluźnia uznaję, że w pewnym stopniu udało mi się.
Mój przyjaciel chrząka cicho, zwracając tym na siebie z powrotem moją uwagę.
- Nie patrz na niego - prosi. - Rozmawiajmy jak najdłużej. W końcu nie uciekniesz dzisiaj - powtarza moje słowa.
Nie wiem, czy kiedykolwiek ucieknę.

*****

Hej,
Ja chciałam Wam tylko podziękować za te wszystkie gwiazdki i komentarze. W ogóle, że to czytacie! Jeśli kiedyś ktoś powiedziałby mi, że ta historia osiągnie taką liczbę wejść, nie uwierzyłabym. Kto by pomyślał, że kiedyś chciałam tą historię usunąć?
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,

Daniela

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz