XIV. Zachariasz

22.1K 1.1K 25
                                    

Stawiałem na krzyk, strach, może nawet na złość. Jeszcze przed chwilą sądziłem, że jestem przygotowany na wszystko, na każdą reakcję z jej strony. A jednak myliłem się - w życiu nie spodziewałbym się śmiechu od kogoś, kto dowiaduje się, że nie zostanie wypuszczony do domu i został w sumie porwany.
Kamil spogląda na Rozalię, jakby była niespełna rozumu. Nie dziwę mu się. Ja też nie jestem pewny, czy z nią wszystko dobrze. Może to przez uderzenie w głowę? Pewne rzeczy jej się pomieszały i niektóre informacje przetwarza chwilowo wolniej? Może będzie miała amnezję?
- Znasz kogoś takiego jak Marcel? - wyrywa mi się.
Kamil piorunuje mnie wzrokiem.
- Owszem, znam - odpowiada dziewczyna, jeszcze chichocząc. - Ale jak to, zostaję na stałe?
W taki razie nie ma amnezji.
Szkoda, wielka szkoda.
- No więc... - mój przyjaciel odchrząkuje i wraca wzrokiem do dziewczyny. - Rozalio, posłuchaj... Otóż, Zack chciał ci powiedzieć...
- Zostajesz tutaj - wcinam się. - Proste. Żadnej filozofii.
Humor zaczyna znikać z jej twarzy, w miarę jak docierają do niej moje słowa.
- Zostaję tutaj? Nie wracam do domu?
- Cieszę się, że już rozumiesz. A teraz połóż się i odpoczywaj.
- Nie - sprzeciwia się.
Unoszę brwi.
- Nie położysz się?
- Nie, nie położę. I nie zostanę. - Zaciska jedną pięść, po czym ją rozluźnia. Bierze kolejno głęboki wdech i wydech. - To przestaje się robić śmieszne.
- Ja też tak uważam - popiera ją blondyn. - Trzeba jej wyjaśnić, kim jesteśmy i dlaczego tutaj jest. Zaczniemy może od tego pierwszego? - to pytanie skierowane do dziewczyny.
Kiwa głową.
- Tak, proszę.
- Może faktycznie powinnaś usiąść - zauważa, wskazując na łóżko.
Dziewczyna wzdycha nieco rozdrażniona, ale korzysta z propozycji.
- No więc? - ponagla. - Kim jesteście?
- Jesteśmy członkami gangu - mówię bez owijania w bawełnę, zanim drugi mężczyzna zdąża cokolwiek powiedzieć. - Ja jestem szefem, a Kamil to moja prawa ręka.
- To żart? - Tym razem nie śmieje się. Patrzy na przemian to na mnie, to na Kamila, szukając w naszych twarzach jakiegokolwiek potwierdzenia, że to, co powiedziałem, nie jest prawdą. - Żartujecie sobie ze mnie, prawda? Wiecie, sądziłam, że ta ukryta kamera, to jakieś wymysły. Ale chyba faktycznie robią takie rzeczy ludziom.
Kamil wzrusza ramionami.
- Z pewnością robią takie kawały z kamerą. Jednak to, co powiedział ci tak prosto Zack, jest prawdą. Należymy do zorganizowanej grupy przestępczej.
Rozalia blednie jeszcze bardziej, chociaż nie sądziłem, że to jest możliwe.
- Jakiego znowu gangu?
- Nie mamy konkretnej nazwy.
- O mój Boże. - Zakrywa dłonią usta. - To wam podpadł Robert? Wy jesteście tym cichym gangiem, o którym mówiła Ola?
Zgodnie kiwamy głowami.
- Ale dlaczego ja? - pyta, kręcąc głową. - Przecież ja żadnych powiązań z wami nie mam.
- Są dwa powody, które doprowadziły do twojej obecności tutaj. Po pierwsze, czy ktoś z twojej rodziny miał z nami powiązania? Brał pieniądze od znajomego, a potem ich nie oddał?
- Nie, już mówiłam! Mikołaj nie jest kryminalistą! Skąd taki pomysł?
- Jeden z naszych klientów nie wywiązał się z umowy na czas - opowiada Kamil. - W gangach jest tak, że to wiąże się z karą. No wiesz, jak pożyczka i odsetki, albo jak...
Rzuca mu spojrzenie, którym patrzy nauczycielka na ucznia, który wydaje jej się niepełnosprawny umysłowo, a ja mocno muszę się starać, żeby zdusić chichot.
- Nie jestem tak głupia, żeby nie rozumieć, o co chodzi z niewywiązaniem się z umowy i karą. To, czego nadal nie rozumiem, to dlaczego dotyczy to Mikołaja.
- Ten facet, który nie zwrócił nam kasy, podał nam adres mieszkania, w którym byłaś i powiedział, że mężczyzna w nim mieszkający ma naszą kasę i nie chce oddać.
- I wy mu uwierzyliście? - pyta z niedowierzaniem.
- Co szkodziło zobaczyć? - wtrącam się. - Jakby nie patrzeć, chodzi tu o sześćdziesiąt tysięcy.
Jej oczy robią się coraz większe.
- Sześćdziesiąt tysięcy? Że tak dużo, bardzo dużo?
Uśmiecham się.
- Tak dużo, bardzo dużo.
- Przysięgam, że nikt z naszej rodziny nie ma nic wspólnego z tym wszystkim. - Odkłada okład na łóżko i wstaje. - Chciałabym zobaczyć tego człowieka. Mogę?
Chcę powiedzieć, że nie może, jednak Kamil mnie uprzedza:
- Możesz. Może okaże się, że to ktoś, kogo jednak znasz.
No chyba, że tak.
Podchodzę do niej i obejmuję ją ramieniem w talii, przejmując większość jej ciężaru na siebie.
- Mogę iść sama - mówi.
- Jesteś słaba. Będzie lepiej, jak cię poprowadzę - odpowiadam.
- Nie jestem słaba. I nie potrzebuję twojej pomocy, zwłaszcza w chodzeniu.
- Ależ jesteś uparta - warczę, podnosząc ją.
- A ty apodyktyczny - odwarkuje, kopiąc mnie przy okazji w kolano, przez co niestety poluźniam na chwilę uścisk, a ona daje radę mi się wywinąć.
- Trafił swój na swojego - odzywa się Kamil, patrząc na nas z uśmiechem.
- Prowadź - tym razem warczymy na niego w tej samej chwili.
- I tak samo zrzędliwi - burczy, kierując się w stronę sali z mężczyzną, a my za nim.
Gdy docieramy na miejsce, wskazuje na szybkę w drzwiach.
- Zerknij - prosi Rozalię. - Znasz tego faceta na krześle?
Podchodzi i patrzy przez szybkę, po czym odskakuje z piskiem przerażenia. Mam wrażenie, że chce uciec jak najdalej stąd, więc obejmuję ją mocno ramionami, gdy tylko się do mnie przez przypadek zbliża. Zaczyna się szarpać, ale ja jej nie puszczam.
- Co wy mu zrobiliście?! - krzyczy. - Boże, dlaczego ja muszę tutaj być?! Z tymi psychopatami!
Mój przyjaciel, będący przez jej wybuch w takim samym szoku, jak ja, również patrzy przez szybę. Potem odsuwa się ze zrozumieniem i zasuwa szybkę.
- Max - takie tłumaczenie mi wystarczy.
- Wypuście mnie stąd! Nie znam go, nic wam nie zrobiłam, po prostu mnie wypuście! - Jeszcze mocniej się szarpie.
Kamil posyła mi przepraszające spojrzenie.
- Mogłem sprawdzić, co się tam dzieje, zanim dałem jej spojrzeć.
Ja za to go piorunuję wzrokiem.
- Mogłeś.
- Wypuście mnie! - dziewczyna nadal krzyczy i próbuje się uwolnić. - Proszę! Ja nie chcę...
Moja prawa ręka, której na pewno się oberwie, wzdycha.
- Drugi powód, przez który tu jesteś... to już Zachariasz ci wyjaśni. Mam nadzieję, że przekaże ci to delikatnie.
- Musisz się uspokoić - mówię do niej. - Zapomnij o tym, co tam widziałaś. - Podnoszę ją i zostawiając za sobą Kamila, szybko niosę ją do siebie.
Docieramy do mojej sypialni i kładę ją na łóżku. A raczej sadzam, ponieważ ona nie chce się położyć.
- Dlaczego? - pyta cicho.
- Mówiłem, że będziesz moja - tłumaczę łagodnie. - Chciałem rozegrać to powoli, jednak ty nie chciałaś się ze mną widzieć. To, że byłaś w tym mieszkaniu, okazało się szczęśliwym trafem.
Prycha.
- Szczęśliwym trafem? Wypuść mnie już. Chcesz spotkania do tego stopnia? Dobrze, spotkamy się! Ale mnie wypuść!
Wzdycham.
- Teraz na pewno będziemy się SPOTYKAĆ. Ale już za późno na cofnięcie spraw.
- Czyli mnie nie wypuścisz?
- Nie. Nie dość, że nie chcę, to jeszcze teraz wiesz rzeczy, których nie powinnaś.
Kręci głową, jakby chcąc temu zaprzeczyć. Rozlega się pukanie do drzwi i idę otworzyć. Wychodzę za nie i je przymykam.
- Czego znowu chcesz? - pytam rozdrażniony na widok Kamila.
Podaje mi dwie strzykawki i klucz.
- Środki uspokajające - wyjaśnia - i klucz do pokoju na końcu korytarza. W twoim pokoju jest za dużo broni, abyś tam z nią spał.
- Wątpię, aby potrafiła posługiwać się pistoletem - wyrażam swoją opinię.
- A noże? Po prostu nie śpijcie tam, albo śpijcie oddzielnie.
- Nie mam mowy - protestuję. - Pójdę z nią do innego pokoju, skoro tak nalegasz. Uważam jednak, że trochę przesadzasz.
Otwieram drzwi do swojej sypialni i w porę uchylam się przed nożem wycelowanym w moją klatkę piersiową. Potem robię kolejny unik, aby nóż nie został wbity w moje udo. Przy kolejnym ukazaniu się noża łapię za nadgarstek dłoni, która dzierży narzędzie i wykręcam ją, niezbyt mocno, aby nie zranić. Wiem, że to Rozalia, i świadomość, że mnie zaatakowała, cholernie dziwnie boli.
- Kamil - warczę, unieruchamiając ją - podaj jej środki.
Mężczyzna bez słowa odbezpiecza igłę i szybko ją sprawdza, po czym obnaża szyję dziewczyny i w chwili, gdy ta najmniej się rusza, wbija igłę i naciska na tłok.
Dziewczyna wydaje z siebie pół-krzyk, pół-szloch, zaciskając palce na rąbku mojej koszulki, którą udało jej się chwycić.
Z bólem wewnątrz siebie patrzę, jak jej ruchy stają się coraz mniej energiczne i coraz mniej się szarpie. W końcu jej powieki opadają i osuwa się całkowicie na mnie. Biorę ją na ręce.
Mój przyjaciel mówi denerwujące, a niezwykle często wypowiadane słowa:
- A nie mówiłem?

*****

Hej,
Ach, jak to miło widzieć gwiazdki i pozytywne komentarze. To naprawdę wspaniałe uczucie, gdy wiem, że komuś podoba się moja praca.
Będą się pojawiać 1-2 rozdziały w tygodniu, przynajmniej dopóki mam wenę.
Dziękuję za komentarze i gwiazdki, no i w ogóle za to, że to czytacie!

Daniela

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz